Hans-Jürgen Keun przyjechał do Szczecinka z Hamburga. - Miałem 13 lat, gdy kończyła się wojna - mówi zupełnie przyzwoitą polszczyzną. Do Szczecinka trafił 3 lata wcześniej z rodzinnego Szczecina, równanego z ziemią przez alianckie naloty. W dużych miastach zamykano wtedy szkoły, a dzieci rozesłano do rodzin na prowincję. Dziadkowie małego Hansa byli właścicielami słynnego hotelu Keun (dziś to nieczynny od lat hotel Pomorski). - Kiedy zbliżał się koniec, ci wiekowi już ludzie za nic nie chcieli się ruszyć ze Szczecinka, ale w końcu 27 lutego 1945 roku kazali im się ewakuować - wspomina H.J. Keun.
Dzień później Szczecinek był już w rękach Rosjan, a Keunowie zdołali dojechać do Grzmiącej. Zwycięzcy kazali im wracać do domu. - W Szczecinku mieszkaliśmy jeszcze 3 lata aż przesiedlono nas do Lotynia - mówi nasz rozmówca. Tu pracował w gospodarstwie, został w nim nawet kierownikiem, ale gdy nastał Gomułka i mógł wyjechać do Niemiec nie wahał się ani chwili.
Następny raz w rodzinne strony przyjechał dopiero w 1988 roku. Podobne, a często znacznie bardziej dramatyczne losy przeżyła większość sędziwych dziś ziomków. O równie tragicznych drogach polskich repatriantach z Kresów do nowego domu wspomniał burmistrz Szczecinka Jerzy Hardie-Douglas: - Trzeba było kilkudziesięciu lat, abyśmy spotkali się przy tym pomniku - mówił. - Na szczęście dla naszych dzieci nienawiść, jaka podzieliła oba narody staje się zupełnie niezrozumiała. Burmistrz zapowiedział także zaproszenie Niemców na uroczystości 700-lecia miasta za dwa lata.
Pomnik w szczecineckim ufundowany przez ziomków upamiętnia zmarłych dawnych mieszkańców miasta i powiatu. Niemcy zabiegali o to od lat, ale dopiero nowe władze Szczecinka zgodziły się na postawienie obelisku. Ziomkowie obiecali także oddać dzwon z kościoła Mariackiego, który odnaleźli w jednym z kościołów Westfalii, ale na razie zablokowali to przeciwnicy takiego gestu. Peter Jeske, szef mniejszości niemieckiej w Koszalińskiem, powiedział nam: - Dzwon pochodzi stąd i tu jest jego miejsce, mam nadzieję, że pan Raddatz (szef szczecineckiego ziomkostwa) dopnie swego i dzwon tu wróci.
Największe wrażenie zrobiły jednak na wszystkich słowa Hansa-Norberta Strietlza, byłego mieszkańca Szczecinka: - Są tacy, którzy są pełni nienawiści, powinniśmy im współczuć - mówił wzruszony. - Szczecinek stał się polskim miastem i nim pozostanie, a my chcemy kochać nie mając go na własność.
Wspólna modlitwa pod pomnikiem pastora ewangelickiego Wojciecha Froehlicha i proboszcza parafii Mariackiej Piotra Jesionowskiego.
I
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?