Historię Maksa opisaliśmy blisko tydzień temu. Chłopiec tak jak każde dziecko uczęszcza do przedszkola, uśmiecha się oglądając kolorowe bajki, uwielbia zajadać naleśniki i bawić się ze swoimi rodzicami. Niestety, mimo że ma już 4,5 roku nie chodzi ani nie mówi. Początkowo lekarze nie byli w stanie zdiagnozować jego choroby. Wyniki wysyłali nawet do specjalistów w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Wstępne diagnozy momentami były bardzo niepomyślne, ale przez długi czas nikt w stu procentach nie chciał określić rodzaju schorzenia. Ostatecznie Maks trafił pod opiekę specjalistów z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku i Centrum Zdrowia Dziecka. Ich zdaniem cierpi na bardzo rzadki rodzaj porażenia dziecięcego.
- To bardzo rzadka odmiana porażenia, ale daje nadzieję na to, że Maks kiedyś zacznie chodzić, bo on wciąż robi postępy - mówi Małgorzata Michalczuk, mama Maksa, która każdą wolną chwilę poświęca na opiekę nad dzieckiem, rehabilitację i zdobywanie nowych informacji o chorobie.
- Maks codziennie ćwiczy, bo nie możemy zaniedbać ani godziny. Jeździmy do specjalistów w Koszalinie, Postominie i Słupsku. Dwa- trzy razy w roku wyjeżdżamy na turnusy rehabilitacyjne, gdzie ćwiczymy bardzo intensywnie. Gdyby nie pomoc rodziny i ludzi nam życzliwych nie byłoby nas stać na to wszystko, ale robimy co możemy, bo naszym największym marzeniem jest to, by Maks mógł sam postawić pierwsze kroki - nie kryje wzruszenia jego mama.
Chłopiec intelektualnie rozwija się prawidłowo. Z pomocą opiekuna uczęszcza do przedszkola, ale z otoczeniem porozumiewa się nowatorską metodą - z wykorzystaniem obrazków rozwieszonych w domu. Wskazując na nie przekazuje rodzicom na przykład, że ma ochotę na coś do jedzenia, chce się pobawić lub obejrzeć Boba Budowniczego.
Nadzieją na szybsze spełnienie marzeń Maksa i jego rodziców jest chodzik, który pozwala poruszać się w pozycji pionowej dzieciom z dysfunkcjami narządów ruchu.
- Ponieważ pierwszy raz widzieliśmy w nim nasze dziecko "samodzielnie" i prawidłowo idące jest dla nas bardzo ważne żeby Maks jak najszybciej miał ten sprzęt i mógł częściej czuć się niezależny. Przecież każdemu z nas takie poczucie jest potrzebne, a on doświadczył tego właśnie dzięki temu urządzeniu. Sam pokazywał, że chce w tym chodzić - mówią rodzice.
Powiatowe centrum Pomocy Rodzinie w tym roku nie ma już pieniędzy, by dofinansować zakup urządzenia, którego wartość sięga blisko 30 tysięcy złotych. - Gdy dowiedzieli się o tym nasi kochani znajomi i przyjaciele w spontanicznej rozmowie rzucili, że trzeba zrobić jakiś festyn i po prostu zebrać te pieniądze. Od pomysłu festynu doszliśmy do pomysłu koncertu. Włączyli się Dom Kultury, przedszkole i wielu ludzi. Zaproszono nawet Halinę Frąckowiak. Trochę nas dziwi i przerasta zamysł wydarzenia. Mam nadzieję, że spełni się dzięki temu jedno z naszych marzeń - rodzice z góry dziękują wszystkim za zaangażowanie.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?