Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Absurdalne oszczędności w szczecineckim szpitalu. Kierowcy karetek muszą szukać drugiej osoby do noszy

Rajmund Wełnic, [email protected]
Fot. internet
W ramach oszczędności w szczecineckim szpitalu kierowcy karetek transportowych jeżdżą z leżącymi pacjentami w pojedynkę. Na miejscu szukają do noszy kogoś drugiego: sąsiada, policjanta, strażaka.

O sprawie poinformowali nas kierowcy ambulansów, oburzeni nowym zarządzeniem dyrektora szpitala w Szczecinku. - Zgodnie z zarządzeniem, podczas transportu pacjenta niezdolnego do samodzielnego poruszania, słowem leżącego na noszach, mamy posiłkować się poza szpitalem pomocą służb powołanych do ochrony bezpieczeństwa ludzi - mówi jeden z pracowników szczecineckiej lecznicy.

Do tej pory z pacjentem jeździły dwie osoby. Nie było więc problemu z przeniesieniem chorego, a i w czasie jazdy druga osoba w karetce miała też niego baczenie. Teraz na miejscu trzeba szukać drugiego do noszy. - Ściągamy policję, dzwonimy po straż pożarną, czasami woła się sąsiada - opowiadają kierowcy. - Na razie służby nie odmawiają pomocy, ale być może nie zawsze tak będzie.

Kierowcy podnoszą także argument, że do przenoszenia chorych na noszach niezbędne jest przeszkolenie. - Kto będzie odpowiadał za to, jak taka osoba bez przeszkolenia upuści nosze?

- Karetki transportowe nie wożą pacjentów w stanie zagrożenia życia lub obłożnie chorych i za każdym razem przewożenie odbywa się za zgodą lekarza - mówi dr Adam Bielicki, szef szpitala w Szczecinku. Przyznaje, że zlikwidował dyżury dwuosobowej obsady karetki transportowej. - Jaki sens miało np. to, aby dwóch pracowników jechało po krew? - dziwi się poprzednim praktykom i dodaje, że kierowcy nie mają wykształcenia medycznego, bo też i nie ma takiej potrzeby. - Ale z osobami wymagającymi opieki lekarskiej jedzie zawsze lekarz.

Dr Bielicki dodaje, że nie zdarzyło się jeszcze, aby straż lub policja odmówiły pomocy przy przenoszeniu chorego na noszach, a jeżeli mogą pomoc, to dlaczego nie? - Jeżeli byłby z tym problem, to nasz pracownik ma zadzwonić do szpitala, a my zapewnimy drugą osobę - zapewnia.

- Już wcześniej wysyłaliśmy strażaków na tego typu akcje, ale tylko w sytuacjach, gdy chodziło o transport osób bardzo otyłych - mówi komendant straży pożarnej w Szczecinku Adam Serafin. - Nie wyobrażam sobie jednak, aby do każdego transportu chorego posyłać moich ludzi. Mamy inne ustawowe zadania.

Jak z tym problemem radzą sobie w szpitalu w Koszalinie? - Lekarz ocenia, czy pacjent wymaga transportu specjalistycznego. Jeżeli jest taka konieczność, to jadą z chorym dwie osoby, z których każda jest ratownikiem medycznym, a bywa, że i lekarz - mówi Monika Zaremba, rzeczniczka koszalińskiego szpitala. Z pacjentami w lepszym stanie, ale leżącymi, jedzie zawsze dwóch pracowników i nie wspomagają się na miejscu strażakami lub policjantami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!