Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Autobus w nagrodę od ministra. Tak pracowało się w Polsce Ludowej

Piotr Polechoński
Lata 70. 1 Maja. Maszerują pracownicy koszalińskiej Fabryki Pomocy Naukowych
Lata 70. 1 Maja. Maszerują pracownicy koszalińskiej Fabryki Pomocy Naukowych
Fabryka Pomocy Naukowych przez lata była jednym z największych zakładów w Koszalinie . To na jej przykładzie, jak w soczewce, widać wszystkie barwy i odcienie pracy w PRL-u

Był dyrektorem przez całą epokę. Z tego, co wraz z załogą produkował wcześniej, czy później korzystali wszyscy koszalinia-nie. Mieczysław Zielecki zarządzał Fabryką Pomocy Naukowych w latach 1970 -1994 (ta mieściła się przy ulicy Morskiej 54). Jej dyrektorem został w wieku zaledwie 31 lat. Wcześniej pracował między innymi w fabryce mebli. Do Koszalin trafił na przełomie lat 50 i 60, a pochodził z terenów lubelskiego (zanim przyjechał do Koszalina mieszkał w okolicach Sławna).

To był dobry czas dla koszalińskiej fabryki

- Tak się złożyło, że obejmując funkcję dyrektora trafiłem na najlepszy czas dla naszej fabryki - opowiada koszalinianin. - Powstawało wtedy bardzo dużo szkół, co było jeszcze pokłosiem ogólnonarodowej akcji budowa tysiąca szkół na tysiąclecie państwa. Innymi słowy, pracy było bardzo dużo. Na tyle dużo, że trzeba było dokonać specjalizacji. Takich zakładów jak nasz było w kraju kilkanaście, trzeba było tą produkcję jakoś podzielić. Zapadła więc decyzja, że fabryka w Koszalinie będzie robić głównie szkolne i przedszkolne meble: krzesła, biurka, stoliki, regały, szafy i temu podobne rzeczy. No i gdy ruszyliśmy z robotą, to w krótkim czasie nasze wyroby zaczęły trafiać nie tylko do wszystkich oświatowych placówek w Koszalinie, ale także do bardzo wielu przedszkoli i szkół w regionie i na terenie całego kraju - opowiada pan Mieczysław.

"Jakość naszych wyrobów była wysoka" W latach 70, w czasie największej prosperity, fabryka zatrudniała 380 pracowników.

- To była wspaniała załoga. Do tej pory wspominam olbrzymie zaangażowanie tych ludzi i naszą wspólną troskę o nasz zakład. To był nasz drugi dom i zapewniam, że nie ma przesady w tym stwierdzeniu. To wszystko funkcjonowało inaczej niż teraz. Dbano o pracowników i o ich rodziny, przez pewien czas dysponowaliśmy nawet przedszkolem zakładowym. A nieco później, bo już w latach 80., mogliśmy podwozić naszych pracowników do pracy niedużym, własnym autobusem. Skąd go wzięliśmy? No, to była nagroda za bardzo dobrą pracę od ministra oświaty - uśmiecha się nasz rozmówca. Dodaje, że to nie oznacza, że tamte czasy były idealne, bo takie nie były.

- Ale też krzywdzącym byłoby stwierdzenie, że w PRL-u nikt nie pracował dobrze i wytwarzano same buble o niskiej jakości. To nieprawda. Efektów naszej pracy nigdy się nie wstydziliśmy, bo nie mieliśmy czego. Jakość naszych wyrobów była bardzo wysoka, a recenzentów mieliśmy tysiące. Przecież z naszych mebli korzystało kilka pokoleń przedszkolaków, uczniów, nauczycieli. I w sumie korzysta się z nich ciągle, bo przecież nadal są w użyciu - przypomina. Były dyrektor broni też najbardziej charakterystycznych dla PRL-u imprez z udziałem pracowników: Dnia Kobiet i pochodów 1 Maja.

- Dziś czasem się z nich kpi, ale dla nas wtedy to były ważne chwile, aby załoga zintegrowała się jeszcze bardziej - opowiada nasz rozmówca. - Oczywiście, była ta cała partyjno-polityczna otoczka, ale nikt za bardzo tym się nie przejmował. Najważniejsze było spotkanie ludzi ze sobą, podsumowanie własnej pracy, miłe spędzenie wolnego czasu - wylicza koszalinianin.

Fabryką ofiarą demograficznego niżu

Kondycja fabryki zaczęła się pogarszać pod koniec lat 80 i na początku 90. Zamówień było coraz mniej.

- Nie był to jednak efekt transformacji ustrojowej, ale bardziej zmian zachodzących w społeczeństwie. Po prostu nastąpił niż demograficzny, nowe szkoły nie powstawały, a stare nasyciliśmy swoimi wyrobami. W pewnym sensie przeciwko nam obróciła się ich wysoka jakość. Były i są one na tyle dobre, że mogą służyć przez wiele lat, więc spadł popyt. Ale to oczywiście żart, wysoka jakość to zawsze był nasz powód do dumy - uśmiecha się pan Mieczysław.

Z funkcji dyrektora odszedł w 1994 roku. Dwa lata później Fabryka Pomocy Naukowych, funkcjonująca na dotychczasowych zasadach, przestała istnieć. Co ciekawe jednak, firma o tej samej nazwie - ale już prywatna - działa w tym samym miejscu do tej pory i dalej wyrabia przedszkolne i szkolne meble. - Ale oczywiście już na zdecydowanie mniejszą skalę, bo zatrudnionych jest tutaj tylko siedem osób. Pomimo to cieszę się, że ktoś kontynuuje nasze tradycje - kończy Mieczysław Zielecki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!