Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awaria Czajki, czyli co dalej z Nową Solidarnością?

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
Trochę nieoczekiwanie awaria w warszawskiej oczyszczalni ścieków „Czajka” stała się symbolem utraconej już chyba na dobre przez opozycję wielkiej szansy - pisze w swoim komentarzu Piotr Polechoński.
Trochę nieoczekiwanie awaria w warszawskiej oczyszczalni ścieków „Czajka” stała się symbolem utraconej już chyba na dobre przez opozycję wielkiej szansy - pisze w swoim komentarzu Piotr Polechoński. Radek Koleśnik
Trochę nieoczekiwanie awaria w warszawskiej oczyszczalni ścieków „Czajka” stała się symbolem utraconej już chyba na dobre przez opozycję wielkiej szansy. Szansy na uchwycenie politycznego „złotego rogu” i zadęcia w niego na tyle mocno, aby zwołać społeczne, pospolite ruszenie, stanąć na jego czele i wygrać z PiS-em i jego przystawkami w trakcie kolejnych wyborów. A taka szansa była na wyciągnięcie ręki.

Gdy znowu tony ścieków zaczęły płynąć do Wisły Rafał Trzaskowski ogłosił wszem i wobec, że z racji awarii - jako urzędujący prezydent Warszawy - zawiesza realizację ogłoszonego wcześniej projektu „Nowa Solidarność”. Zawiesza na czas bliżej nieokreślony, bo musi zająć się tym, co się dzieje na jego warszawskim podwórku. Słuchając go trudno było nie ulec wrażeniu, że mówi to z wyraźną ulgą. Bo ma oto dobry pretekst, aby wycofać się z czegoś, na co nikt po stronie opozycyjnej najwyraźniej nie ma pomysłu - co zrobić z autentyczną, społeczną falą entuzjazmu i nadziei, która narodziła się podczas kampanii wyborczej Trzaskowskiego? Fala ta nabrała imponującej wysokości, bardzo dużo Polaków uwierzyło, że jest szansa na zmianę, o której tak często mówił opozycyjny kandydat.

Wybory się odbyły, Trzaskowski nieznacznie przegrał, powstało pytanie - „co dalej?”. Im dalej od wyborów, tym coraz wyraźniej widać, że ścisłe kierownictwo Platformy Obywatelskiej nie miało żadnego planu na wypadek przegranej ich kandydata. I to przegranej, która nie była klęską, a nawet w jakimś sensie była wygraną, biorąc pod uwagę z jakiej pozycji Trzaskowski startował. Przegranej, która dawała nadzieję, bo po pierwsze udało się pod opozycyjnymi sztandarami zgromadzić mityczne 10 mln wyborców (skojarzenie z 10 mln członków pierwszej „Solidarności” samo się wręcz narzucało), a po drugie udało się po opozycyjnej stronie coś, co jest fundamentalnym warunkiem, aby móc nawiązać równorzędną walkę z PiS-em.

Oto opozycja doczekała się lidera, który okazał się nie tylko zwykłym kandydatem ubiegającym się o prezydencki urząd, ale kimś ponad to. Dla milionów Polaków stał się on kimś więcej niż zwykły polityk jakich wielu, ale człowiekiem, który stanął na czele ich nadziei na coś więcej niż zwykła, polityczna zmiana. Nadziei na to, że odmieni się cała Polska.

Mając takie atuty przegrane wybory niczego nie powinny zakończyć, ale być początkiem społeczno-politycznego ruchu, który w krótkim czasie doprowadzi do powstania równorzędnego przeciwnika dla obozu władzy. Dlatego jeszcze przed datą prezydenckich wyborów powinien powstać precyzyjny scenariusz z odpowiedzą na pytanie „co dalej w takiej sytuacji?”. I bez względu na jego szczegóły taki scenariusz powinien przewidywać to, co aż się samo narzucało: błyskawiczne ustawienie Rafała Trzaskowskiego na pozycji lidera kompletnie nowej formacji (nawet kosztem oddania Warszawy po jego rezygnacji), która powstałaby na bazie PO, a nie obok Platformy, jak to próbowano zrobić w przypadku „Nowej Solidarności”.

Takiego przygotowanego zawczasu scenariusza nie było, a projekt „Nowa Solidarność” wdaje się być coraz bardziej pustym hasłem bez pokrycia. Trzaskowskiemu zabrakło jednak charyzmy i odwagi, aby pójść krok dalej za ciosem, a innych liderów PO pochłonęły wewnętrzne rozgrywki do tego stopnia, że nie zauważyli, gdy strzelili sobie prosto w stopę głosując razem z PiS za podwyżkami dla samych siebie. Miliony zwolenników „czasu na zmianę” do chwili tego głosowania tylko się niecierpliwili oczekując na jakąkolwiek ofertę od Trzaskowskiego i jego kolegów z PO. Po głosowaniu poczuli, że ktoś ich robi w konia. To poczucie wzmocnił jeszcze ich nieformalny lider, który ogłosił, że zostawia ich samych sobie, bo jest zajęty czymś innym, a konkretnie awarią kolektora. Można i tak, ale w taki sposób to się wyborów nie wygra. I tych najbliższych, ani żadnych kolejnych.

Efekt? Fala poparcia z wyborów właśnie opada z hukiem. Rozczarowani ludzie wracają do swoich spraw, zamykają się w swoich domach. I ani Trzaskowski, ani obecni liderzy PO ich już stamtąd ponownie w takiej liczbie nie wyciągną. Oni już będą czekać na kogoś innego.

Zobacz także "Wojsko zbuduje most pontonowy, ale miasto pokryje koszty". Rząd udzieli pomocy Warszawie ws. awarii Czajki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo