Koszalinianie rozpoczęli ten mecz nieco sparaliżowani z czego szybko skorzystali goście z Włocławka, błyskawicznie wypracowując kilkupunktową przewagę. Nie dość, że Akademicy byli nieskuteczni w ataku, to nie radzili sobie także w obronie, raz po raz faulując zawodników gości. W efekcie ci niemal połowę punktów zdobyli z linii rzutów wolnych, kończąc pierwsze 10 minut prowadzeniem 17:12.
Drugą odsłonę gracze AZS znów rozpoczęli nieskoncentrowani i włocławianie odskoczyli na kilka kolejnych oczek. W końcu jednak Akademicy się otrząsnęli i zaczęli grać tak, jak należy w meczu o wszystko. Duża zasługa w tym Rafała Bigusa, który po niemrawym początku zaczął królować pod obiema tablicami. Nie radzili sobie z nim ani Adam Łapeta, ani Seid Hajrić. W efekcie koszaliński środkowy, wspierany przez Pawła Leończyka, zdobył 8 punktów.
Koszalinianie zaczęli też agresywniej grać w obronie, wymuszając błędy i niecelne rzuty rywali. Gdyby nie niefrasobliwość po drugiej stronie parkietu (straty, faule w ataku) mieli szansę nawet objąć prowadzenie. Ostatecznie wygrali drugie 10 minut jednym oczkiem i na przerwę zeszli, przegrywając 32:36.
Niestety w drugiej połowie Rafał Bigus nie utrzymał już dobrej dyspozycji . Przebudzili się za to jego koledzy, przede wszystkim Cameron Bennerman (14 pkt.) i Łukasz Wiśniewski (9 pkt.) i w efekcie Akademicy doszli rywali na dwa punkty. Wtedy jednak znów coś zacięło się w ich grze, a goście zaczęli karcić ich celnymi trójkami i na ostatnią kwartę wyszli z dwunastopunktową przewagą.
Przez cały mecz największym katem koszalinian był Ruben Boykin, który zdobywał punkty niemal z każdej pozycji, a do tego zbierał i asystował (19 pkt., 12 zb., 3 as). Dobił Akademików zwłaszcza w ostatniej kwarcie i wypracowanej w dużej mierze przez niego przewagi nie zdołały zaprzepaścić nawet szalone rzuty Tony'ego Weedena i "wejścia na aferę" Krzysztofa Szubargi.
W pewnym momencie przewaga gości sięgała już nawet 20 oczek. Kidy do końca spotkania pozostały zaledwie dwie minuty, a Akademicy tracili do rywala 15 punktów, poderwali się do walki. Przede wszystkim Artur Mielczarek (7 pkt., 3 zb.) i Łukasz Wiśniewski zaczęli zmniejszać stratę. Gdyby z takim zaangażowaniem zawodnicy AZS zaczęli grać przynajmniej kilka minut wcześniej, to może mieliby szansę na odrobienie przewagi rywali. Był to jednak łabędzi śpiew zespołu z Koszalina i wyglądało raczej na próbę wypracowania sobie alibi przed własnymi kibicami. Czasu nie starczyło i zawodnicy z Kujaw wygrali 75:68, pozbawiając gospodarzy szans na grę w górnej szóstce. Piątkowe derby z Czarnymi Słupsk będą więc już tylko walką o prestiż.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?