MKTG SR - pasek na kartach artykułów

AZS krok od brązu. Zwycięstwo z Anwilem [zapis relacji na żywo, zdjęcia, filmy]

(rav)
Anwil Włocławek - AZS Koszalin
Anwil Włocławek - AZS Koszalin Magdalena Berezka
W pierwszym meczu o trzecie miejsce Polskiej Ligi Koszykówki widzieliśmy dwa różne oblicza Akademików. Ci pierwsi do przerwy wysoko przegrywali, ci drudzy odrobili straty i zwyciężyli 81:78.
Anwil Włocławek - AZS Koszalin

Anwil Włocławek - AZS Koszalin

Niedzielne spotkanie oba zespoły rozpoczęły bardzo nerwowo i przez blisko dwie minuty żadnemu nie udało się zdobyć punktu. Jako pierwsi przełamali się gospodarze, ale koszalinianie nie pozostawali dłużni i przez kilka kolejnych minut trwała walka kosz za kosz.

Live video for mobile from Ustream

Dopiero przy stanie 9:9 włocławianie zaczęli zyskiwać przewagę. Głównie za sprawą Marcusa Ginyarda oraz Arvydasa Eitutaviciusa, który nie tylko doskonale rozgrywał, ale także punktował dla swojego zespołu. Po drugiej stronie parkietu na swoim poziomie grali praktycznie tylko Darrell Harris i Paweł Leończyk, którzy potrafili zdominować Anwil na tablicach. Odpowiedzią ze strony gospodarzy były jednak wykonywane ze znakomitą skutecznością rzuty trzypunktowe. To głównie dzięki nim po pierwszych dziesięciu minutach wynik brzmiał 21:15.
Na początku drugiej kwarty przewaga zespołu z Kujaw urosła już do dziewięciu oczek, ale koszalinianie szybko zmniejszyli ją do czterech. Zamiast jednak pójść za ciosem "stanęli" - w obronie pozwalali gospodarzom na niemal wszystko, a w ataku grali bez pomysłu; brakowało też zespołowości. W efekcie popełniali stratę za stratą albo kończyli indywidualne "wjazdy" pod kosz niecelnymi rzutami.

Zespołowi nie pomagał również trener Zoran Sretenović, który przez większą część tej kwarty grał obniżonym składem (bez Leończyka i Harrisa), nie brał także przerw na żądanie. Z kolei Milija Bogicević korzystał niemal z całej ławki i co chwilę na parkiecie pojawiali się nowi zawodnicy.

Katem koszalinian w tej części gry był Tony Weeden, który trafił aż 3/4 rzuty zza łuku. Kilka punktów spod kosza po ponowieniach dorzucił Michał Sokołowski i w pewnym momencie przewaga włocławian urosła do 19 oczek. Gościom udało się ją zmniejszyć, ale tylko na chwilę i na przerwę oba zespoły zeszły przy wyniku 47:30 dla Anwilu.

Na drugą połowę Akademicy wyszli już dużo bardziej skoncentrowani, a ich rywale sprawiali wrażenie jakby myślami byli jeszcze w szatni. Dzięki temu gościom szybko udało się odrobić cztery punkty, ale później niestety znów coś się zacięło. Na szczęście zacięło się także po drugiej stronie parkietu i rywale nie powiększali przewagi, utrzymując ją na kilkunastu punktach.

W tej części spotkania trener Sretenović wrócił do gry wysokim składem i od razu przyniosło to efekt w postaci zbiórek. Imponował przede wszystkim Harris (7 pkt., 16 zb., 4 bl.), a swoje dorzucił także Leończyk (10 pkt., 7 zb.). Niestety przewaga na tablicach nie przekładała się na punkty po ponowieniach, bo Akademicy nie trafiali nawet spod kosza.

Dyspozycja rzutowa gości poprawiła się w drugiej części trzeciej kwarty, a sygnał do ataku dali Bartłomiej Wołoszyn (9 pkt.) oraz Sek Henry. Koszalinianie przestali popełniać proste straty, a ataki były coraz bardziej przemyślane (i zespołowe) i w efekcie wygrali tę odsłonę 21:14, wychodząc na ostatnie 10 minut z 10-punktową stratą.

Na początku ostatniej kwarty grę AZS "ciągnął" Rob Jones (9 pkt., 4 zb.), który nie tylko raził z dystansu, ale i doskonale radził sobie w obronie, m.in. dwa razy blokując gospodarzy. Także ogromna przewaga AZS na tablicach (38:28) zaczęła w końcu przynosić efekt w postaci punktów z drugiej szansy.

Przebudził się zmagający z urazem Łukasz Wiśniewski (14 pkt., 3 as.), ale prawdziwy koncert gry dał Sek Henry (29 pkt., 6 as.). Był nie do zatrzymania (przepisowo) pod koszem i na dystansie, a kiedy nie miał miejsca do rzutu, dostrzegał lepiej ustawionych partnerów. Do tego doskonale radził sobie w obronie i niemal w pojedynkę odrobił większość strat zespołu.

Kiedy koszalinianie na pięć minut przed końcem doszli na sześć oczek, gospodarzom udało się jeszcze podwoić przewagę. Nie zdołali jej jednak zbyt długo utrzymać, bo nie byli już tak skuteczni z dystansu, jak w pierwszej połowie, a najlepszy w tym elemencie Tony Weeden (20 pkt.) sam niejako wyeliminował się z gry, popełniając w krótkim odstępie czasu aż trzy przewinienia. Gospodarze wciąż także nie znajdowali recepty na Seka Henry'ego i na ok. 1,5 minuty do końca, po jego rzutach wolnych pierwsze od dłuższego czasu prowadzenie uzyskali Akademicy.

Mimo przerw branych przez trenera Bogicevicia i rozpaczliwych akcji rzutowych przeciwników, AZS nie oddał przewagi już do końca, zwyciężając 81:78. Tym samym koszalinianie w serii do dwóch zwycięstw prowadzą 1:0 i być może już w środę we własnej hali zdobędą pierwszy w historii medal.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo