Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bałtyk ciągle silniejszy - Remigiusz Gołębiowski przerwał wyprawę

Iwona Marciniak
Po przypłynięciu kutra z całą ekipą do Kołobrzegu, po chwili  odpoczynku, pływak zajrzał do magistratu. – Czuje się naprawdę dobrze – mówił.
Po przypłynięciu kutra z całą ekipą do Kołobrzegu, po chwili odpoczynku, pływak zajrzał do magistratu. – Czuje się naprawdę dobrze – mówił. Michał Świderski
Remigiusz Gołębiowski, który chciał wpław pokonać Bałtyk ze Szwecji do Polski, zrezygnował po 4,5 godzinach i prawie 12 kilometrach. - Załatwiły mnie fale - mówi. - Ale ja tu wrócę - zapowiada.

Chciał być pierwszym człowiekiem, który wpław pokona Bałtyk. Wyczynowy pływak, sportowiec, trener pływania od dawna przygotowywał się do tego wyzwania. Wystartował we wtorek przed godziną 18 z Loderup w Szwecji. Prognozy wreszcie dały nadzieję na to, że Bałtyk raczej powinien być spokojny. Pływakowi towarzyszył asekurujący go kuter z ekipą, czyli m.in. lekarzem i psychologiem. - Początkowo wszystko było w porządku. Płynąłem z prędkością 4,5 km na godzinę, a zakładałem 4 kilometry - opowiada.

Remigiusz Gołębiowski miał do pokonania ponad 160 kilometrów. Teoretycznie w czwartkowe popołudnie zamierzał dopłynąć na plażę w Kołobrzegu.

Ubrany w piankę, zabezpieczony dodatkowo przed wychłodzeniem lanoliną, nie czuł żadnego dyskomfortu. Do czasu, gdy zaczęło porządnie bujać. - Kiedy nabierałem powietrze zwracając się w stronę statku, ten raz był 5 metrów pode mną, a następnym razem 5 metrów nade mną - mówi. - Zacząłem więc oddychać w drugą stronę. Ale potem niestety dał o sobie znać błędnik.

Przepłynął niecałe 12 km, gdy jego trener, Artur Paczyński po konsultacji z lekarzem i ratownikiem, dał umówiony sygnał, któremu - zgodnie z wcześniejszą umową - pływak miał się bezwzględnie podporządkować. Gdy wyciągnęli go z wody miał tętno 40! Groziła mu zapaść i hipotermia. - Artur zdecydował, że kończymy wyprawę. Wiem, że to była słuszna decyzja - mówi pływak. - Zawsze to mówię: na wodzie najważniejsze jest bezpieczeństwo. Zero brawury.
Gdy rozmawialiśmy, trudno było zauważyć jego zmęczenie: - Bo ja fizycznie jestem w bardzo dobrej kondycji. Na morzu po prostu uległem chorobie morskiej. Przez cały dystans miałem pić co 20 minut i jeść co godzinę. Żeby się nie odwodnić i nie tracić energii. Ale mój żołądek zwariował. Dlatego Bałtyk wygrał.

Na pytanie o odczucia, mówi krótko: - Pewnie, że jest niedosyt, ale założenie było takie, że nie mam zamiaru ryzykować życiem. Zrobiłem swoje. Zwróciłem uwagę na problem, który był dla mnie ważny.
Bo Remigiusz Gołębiowski z Raciborza, niegdyś świetny zawodnik, prezes Stowarzyszenia Pływackiego "Swimmers", wielokrotny medalistą Mistrzostw Polski Juniorów i Seniorów, trener Światowej Organizacji Wód Otwartych WOWSA, wyruszył na Bałtyk z misją: - Chcę zwrócić uwagę na coraz większą liczbę utonięć w Polsce i na niewystarczającą liczbę godzin obowiązkowej nauki pływania w szkołach podstawowych - deklarował przed startem. - Mam nadzieję, że mój przekaz, dzięki nagłośnieniu przez media dotarł gdzie trzeba. Zobaczymy, może uda się wywołać jakąś reakcję.

Mimo, że Bałtyk pokazał mu jak potrafi być nieprzewidywalny, Remigiusz Gołębiowski nie zamierza zrezygnować z wyzwania, - Należę do tych, którzy się nie poddają - mówi. - Za rok, albo na moje 40 urodziny, czyli za dwa lata, podejmę kolejna próbę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!