Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartosz Zmarzlik „Zza kulis Orlen Teamu”: Trzeba patrzeć na jutro. Na wczoraj - nie ma sensu (felieton)

Bartosz Zmarzlik
Dwukrotny indywidualny mistrz świata na żużlu - Bartosz Zmarzlik lubi wracać do początków swojej przygody ze sportem
Dwukrotny indywidualny mistrz świata na żużlu - Bartosz Zmarzlik lubi wracać do początków swojej przygody ze sportem Adam Jastrzębowski
Pasją żużlową, czy szerzej rzecz ujmując - motocyklową, jestem obciążony genetycznie. Dziadek zawsze miał motory, tata zawsze miał motory, i ja też je pamiętam od bardzo młodych lat. Praktycznie od zawsze. Robiliśmy rodzinne wycieczki po lesie, jeździliśmy po podwórku i na okrągło te maszyny się przewijały w moim życiu. Pamiętam, że nawet przed szkołą musiałem wykonać rundkę, żeby poczuć się dobrze i zrobić sobie dzień. Bo inne zabawki mnie po prostu nie interesowały.

Motoryzacją byłem zaszczepiony i przesiąknięty. Ba, zostałem wręcz zarażony przez dziadka i tatę, motory mnie ciągnęły i zafascynowały bez reszty. Do tego stopnia, że non stop ich używałem.
Tata mi mówił, że po raz pierwszy jechałem samodzielnie mając trzy, najwyżej cztery latka. Specjalnie przerobił mi klasyczną starą motorynkę, na jeszcze mniejszy rozmiar, żebym mógł sobie na niej poradzić, żebym mógł dosięgać do ziemi nóżkami. Oczywiście, teraz mówimy potocznie o szukaniu ustawień w silnikach w parku maszyn, ale to jest skomplikowana operacja, więc początkowo, jako dziecko, nawet nie zdawałem sobie z niej sprawy – a na mini żużlu zacząłem jeździć w roku 2002, kiedy miałem 7 lat. To jednak nie oznacza, że mechanika mnie nie pociągała. Bo pociągała, w równym stopniu jak jazda. Kiedy tata naprawiał silnik, musiałem dołożyć swoją cegiełkę, włożyć rączkę, dokręcić śrubkę. Jak widziałem, że on robi coś przy maszynie, chciałem robić dokładnie to samo. Do dziś spędzamy zresztą wspólnie wiele godzin w warsztacie, bo mamy taką pasję.

Na dzień dobry miałem taką cross-óweczkę, ale szybko z podwórka trafiłem do mini żużla. Zobaczyłem plakat - w pobliskiej miejscowości, w której z mamą robiłem zakupy – informujący o naborze do sekcji. Z wymalowanym pięknym motocyklem, który od razu zadziałał na moją wyobraźnię. Pamiętam, że gdy tylko zobaczyłem ten folder na sklepowej witrynie, od razu poprosiłem, żeby rodzice zabrali mnie tam, gdzie była organizowana pokazówka przed naborem. Uargumentowałem, że będzie się działo dużo fajnego. Pojechaliśmy tam całą rodziną, naturalnie również z bratem, i z miejsca obaj poprosiliśmy, aby nas zapisać na te zajęcia. Bo pokaz bardzo nam się spodobał.

W szkółce żużlowej zaczyna się przygodę na pojemnościach 50 ccm, 80 i 125, ale akurat u nas były tylko dwie najmniejsze. Szybko zresztą tato skręcił nam obu motorki wzorowane na prawdziwych żużlowych, oczywiście na mniejszych kółkach, z mniejszymi ramami i z malutkimi silniczkami, ale to… już było coś! Nikt nie mierzył prędkości, jakie rozwijaliśmy, najważniejsze, że przygoda była przednia. I wciągająca! To naprawdę była realizacja mojej pasji!
Mam swoje rytuały przed startem, w sezonie rytm jest ostry, więc nie zawsze jest czas, żeby wszystkie wdrożyć. Każdy ma jakiś sposób na siebie, ja także przez lata wypracowałem metody nastrojenia się na rywalizację. Po zawodach często jest mało czasu – na regenerację i odstresowanie - ale gdy tylko mogę staram się wrócić do domu, gdzie po prostu wśród najbliższych najlepiej ładuję akumulatory. Jest mi to niezbędne jeszcze bardziej, niż odstresowująca jazda na rowerze.

Oczywiście, zdarza mi się sięgać w takich sytuacjach po muzykę. Tyle że nie mam jednego ulubionego gatunku, tylko działam pod impulsem chwili. Czasami szukam dobrej melodii w internecie, czasami wystarczy mi to, co leci w radiu. Naprawdę różnie z tym bywa, nie ma jednej reguły. Najważniejsze jest po prostu dostosowanie repertuaru do chwili, i złapanie odprężenia. Generalnie – słucham tego, co wpadnie mi akurat do ucha.
Finał Speedway of Nations w Vojens był z gatunku tych, po których musiałem – niestety - poszukać odstresowania, bo nie potoczyły się po naszej myśli; było kompletnie nie tak, jak zakładaliśmy. Tyle że będąc sportowcem nie można załamywać się niepowodzeniami i rozpamiętywać ich nie wiadomo jak długo. To już historia, niemiła, z której trzeba oczywiście wyciągnąć wnioski, ale nie ma sensu jej wałkować. Przed nami wiele zawodów, wiele ważnych wyzwań i na tym trzeba się koncentrować. Trzeba patrzeć na to, co jest tu i teraz, i co będzie jutro, a nie oglądać się na to, co było. Bo tylko takie podejście prowadzi do sukcesu. I tylko takiej wersji podejścia do sportowej rywalizacji na najwyższym poziomie warto się trzymać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bartosz Zmarzlik „Zza kulis Orlen Teamu”: Trzeba patrzeć na jutro. Na wczoraj - nie ma sensu (felieton) - Sportowy24