Wczoraj w szczecineckim ratuszu podsumowano ponad 5 lat zabiegów rewitalizacji jeziora Trzesiecko. Przyjechali autorzy programu, naukowcy, przedstawiciele służb ochrony środowiska i sanitarne, a także działacze organizacji ekologicznych i wędkarskich.
- Jezioro było mocno zanieczyszczone od lat, co mocno niepokoiło władze Szczecinka - mówił burmistrz Jerzy Hardie-Douglas. Normą stały się wakacyjne zakwity cuchnących, zielonych dywanów glonów sinic, które pokrywały Trzesiecko. Sanepid kilkukrotnie wydawał zakazy kąpieli z uwagi na obecność toksyn wydzielanych przez sinice.
Sytuacja była dramatyczna, bo jezioru - największemu skarbowi Szczecinka groziła zagłada. Ówczesny burmistrz Marian Goliński rozpoczął zakrojony na szeroką skalę projekt rekultywacji Trzesiecka opracowany przez naukowców. Program rozpoczął się w 2004 roku i potrwa jeszcze przynajmniej 4-5 lat, a niewykluczone, że i kolejne 10.
- To zadanie dla cierpliwych - przyznał Jerzy Hardie-Douglas. A koszty są niebagatelne, bo ratowanie szczecineckiego akwenu pochłonęło już 4,5 mln zł! Wydatkami dzieliły się ratusz, powiat, wojewódzki fundusz ochrony środowiska i Kronospan, który odpowiadał w minionych latach za częste zrzuty niebezpiecznych substancji do jeziora.
Działania obejmują kilka frontów. Przez większość roku na Trzesiecku pracują ogromne wiatraki-aeratory pompujące napowietrzoną wodę na dno, gdzie brakuje tlenu.
- W lipcu tego roku, gdy panowały upały, a temperatura wody przekraczała 22 stopnie, na głębokości 5-6 metrów zawartość tlenu była bliska zeru - mówił wczoraj profesor Tomasz Hesse.
- To rodzi liczne problemy, także sanitarne (przypomnijmy, że w letnie upały sanepid musiał zamknąć jedno z kąpielisk z uwagi na obecność bakterii coli - red.). Nie mniej ważne są okresowe zabiegi aeracji mobilnej. Kilka razy w roku po Trzesiecku krąży ponton z rozpylaczem dozującym siarczan żelaza. To substancja powodująca wytrącenie z wody fosforu, związku będącego pożywką dla sinic. Bez fosforu glony się nie rozwiną.
- Batalię z sinicami udało się wygrać - zapewnił Tomasz Hesse. - Glony co prawda są, ale pod kontrolą i co najważniejsze nie produkują toksyn.
Oprócz tego od lat zarybia się Trzesiecko gatunkami ryb drapieżnych i takich, które mają poprawić jego atrakcyjność wędkarską i stan wody (wprowadza się ryby, które nie żerują na dnie wzbijając z niego fosfor).
Oczywiście cała rewitalizacja nie miałaby sensu bez odcięcia dopływy tzw. biogenów, czyli substancji sprzyjających rozwojowi sinic, czy bakterii i innych zanieczyszczeń. Miasto praktycznie cały brzeg pokryło separatorami wód opadowych, ale wiele jest do zrobienia z ciekami wodnymi wpływającymi do jeziora od strony okolicznych wsi, pól i lasów.
- Wprowadzenie dobrych praktyk rolniczych i leśnych to nowe wyzwania - podkreślił profesor Hesse.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?