Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Będzie zgoda

Rozmawiał: Rajmund Wełnic
Uki Selmani ożenił się z mieszkanką Szczecinka, tu mieszka i pracuje.
Uki Selmani ożenił się z mieszkanką Szczecinka, tu mieszka i pracuje. Fot. Rajmund Wełnic
Rozmowa z Uki Selmani, kosowskim Albańczykiem mieszkającym w Szczecinku

Bałkańskie wojny

Bałkańskie wojny

1991 - 1995 wojna po ogłoszeniu niepodległości Chorwacji.

1992 - 1995 wojna po ogłoszeniu niepodległości przez Bośnię i Hercegowinę.

1996 - 1999 konflikt między Wyzwoleńczą Armią Kosowa a m.in. Serbami. Zakończył się interwencją NATO i międzynarodowym nadzorem nad prowincją.

2001 - konflikt między albańskimi separatystami a armią Macedonii. Albańczycy wywalczyli większą autonomię.

- Kosowo przeżywa wielkie chwile po ogłoszeniu niepodległości...
- Czekałem na to całe życie. Urodziłem się w roku 1979, kiedy umarł Josip Broz Tito, więc czasy dobrej Jugosławii, jak się u nas mówi, znam tylko z opowiadań. Powiem więcej: ja nie mam żadnych dobrych wspomnień związanych z tym państwem. Kiedyś żyliśmy zgodnie obok siebie: Albańczycy i Serbowie, ale od lat 80. zaczęto usuwać nas z urzędów, policji i innych służb porządkowych. To pogłębiło podziały, bo zaczęliśmy się czuć obywatelami drugiej kategorii we własnym kraju.

- Dlatego Jugosławia rozsypała się jak domek z kart?
- Rozpadła się z winy Serbów, którzy chcieli rządzić całym krajem, utworzyć Wielką Serbię. Nie mogli pogodzić się z tym, że inne narody wyzwalają się spod ich władzy i tracą kolejne ziemie. Przecież dziś nawet Czarnogóra odłączyła się od nich, a to jeden naród wyznający prawosławie. Dramatycznie zrobiło się, gdy kolejne narody dawnej Jugosławii wywalczyły sobie niepodległość. Najpierw Słowenia, potem Chorwacja, Macedonia i Bośnia. Serbowie chcieli sobie to powetować w Kosowie. Za dyktatury Slobodana Milosevica (prezydent Serbii w latach 1989-1997 i Jugosławii od 1997 do 2000, skazany za zbrodnie przeciwko ludzkości, zmarł w więzieniu w Hadze - red.) zaczęły się straszne represje, o których aż ciężko mówić. Po godzinie 18 nie mogliśmy wychodzić na ulicę, serbscy policjanci bili nas za byle co. Brali haracze. Albańska rodzina nie mogła mieć drugiego samochodu, rozbudować domu, bo zaraz pojawiały się pytania: skąd na to masz? Kiedy skończyłem ósmą klasę, zamknięto moją szkołę. Kazali nam się uczyć tylko po serbsku. Zaraz potem zamknięto wszystkie szkoły, zostały tylko klasy I-IV. Dzieci uczyły się więc po domach i piwnicach.

- Społeczność międzynarodowa słyszała najwięcej o okrucieństwach wojny domowej w Chorwacji i Bośni. Oblężenie Sarajewa urosło do rangi symbolu. O wojnie w Kosowie niewiele wiadomo...
- Była równie okrutna. Miałem kuzyna, rówieśnika. Zginął, gdy Serbowie ostrzelali kolumnę uchodźców. Podobnie syn mojej kuzynki. Mieszkaliśmy wtedy w Lapaszticy, części dużego miasta Podujev, które jest oddalone od stolicy Kosowa, Prisztiny, o jakieś 30 kilometrów. To tuż przy granicy z Serbią. Moi rodzice mieli konia i wóz. Nie zliczę, ile razy pakowali cały dobytek i uciekali przed pogromami w góry. Chowali się tak przez dwa lata. Na pograniczu grasowały paramilitarne jednostki serbskie, które urządzały pogromy ludności cywilnej. Służyli tam też najemnicy z Rosji. Słyszałem historię dwóch braci złapanych przez czetników. Kazali im się rozbierać na wyścigi: ten, który zrobił to pierwszy, został puszczony wolno. Drugiego zastrzelili. Mordowano ciężarne kobiety, wycinając im z brzuchów nienarodzone dzieci z krzykiem, że będzie o jednego Albańczyka mniej.

Konflikty w Kosowie

Konflikty w Kosowie

Rozpoczęły się już w latach 80. Po centralizacji władzy w Belgradzie Albańczycy, stanowiący w Kosowie większość, stali się obywatelami drugiej kategorii. W 1990 roku z sektora budżetowego zwolniono 123 tysięcy pracowników tej narodowości. Z drugiej strony mniejszość serbska skarżyła się na wrogie akty ze strony albańskich sąsiadów. Z pomocą pospieszyły im oddziały czetników i armii regularnej. Albańczycy w 1996 roku powołali Armię Wyzwolenia Kosowa. Rozpętała się okrutna wojna domowa. Do czasu interwencji ONZ w kwietniu 1999 przed czystkami etnicznymi uciekło z Kosowa około 340 tys. Albańczyków i 30 tys. Serbów. NATO bombardowaniami Serbii zmusiło ją do wycofania się z Kosowa. AWK dopuściła się wówczas licznych aktów przemocy, niszczyła prawosławne świątynie. Około 300 tys. Serbów i Cyganów musiało opuścić swoje domy. Reszta schroniła się w enklawach strzeżonych przez siły KFOR (międzynarodowe wojska NATO).

- Dlatego pan wyemigrował?
- Zapanowała straszna bieda i bezrobocie. Wielu musiało wyjechać za chlebem, aby utrzymać rodziny. Ja pojechałem najpierw do Niemiec, a potem do Włoch. Każda rodzina ma jednego, dwóch chłopaków za granicą. To główne źródło utrzymania tych, co zostali. Oczywiście, broniliśmy się także przed Serbami. Emigranci utworzyli specjalny fundusz, na który wpłacali trzy procent swoich dochodów. Z tych pieniędzy utrzymywali uciekinierów, kupowali broń. Pomoc szła także z Albanii.

- Uważa się powszechnie, że konflikt bałkański miał przede wszystkim podłoże religijne...
- Moim zdaniem, nie. 91 procent mieszkańców Kosowa to Albańczycy, czyli muzułmanie. Ale nigdy nie to było tłem naszej walki. Zresztą islam w naszym wydaniu nie jest ortodoksyjny, w niczym nie przypominamy fanatyków z Bliskiego Wschodu. Nikt u nas nie ma pięciu żon, choć wiem, że są sytuacje, że mężczyzna żeni się drugi raz, gdy np. pierwsza żona nie może mieć dzieci. Sam jestem muzułmaninem, a moja żona Polka, którą poznałem w Niemczech, jest katoliczką. Dwójka naszych dzieci została ochrzczona w kościele i nigdy dla nas nie było to problemem. Albańczycy z Kosowa, czy też, jak my to mówimy, Kosovarzy, pragną żyć w swoim kraju, być wolnymi, nie mieć nad sobą obcego pana. Chyba Polakom, którzy sami wybili się na niepodległość, nie muszę tego wyjaśniać.

- Co teraz? Kosowo to maleńki kraj z gigantycznym 60-procentowym bezrobociem, zrujnowaną gospodarką, z wrogiem u granic, dodatkowo wstrząsany protestami serbskimi. Wróci pan tam?
- To prawda. Od dawna funkcjonujemy pod protektoratem ONZ, bo nasz kraj już za rządów naszego pierwszego prezydenta Ibrahima Rugova był słaby, przeżarty korupcją. Brakowało żywności, leków. Do tej pory nikt nie chciał inwestować w Kosowie z uwagi na wojnę i niejasną sytuację naszego kraju. Trudno się temu dziwić. Mamy jednak swoje atuty - wielkie zasoby węgla kamiennego, potężną elektrownię, która już sprzedaje prąd za granicę, kilka fabryk armatury i materiałów budowlanych. Gdy nastanie pokój, na pewno będziemy się rozwijać. A ja? Nie wiem, czy wrócę do Kosowa. Może za 20 lat, może kiedyś moje dzieci zdecydują, że chcą tam żyć. Wiadomo, że swoja ziemia, jaka by ona nie była, jest najlepsza. Tęsknię za Kosowem i rodziną. Byłem tam dwa lata temu, w tym roku chcemy pojechać znowu.

- Głośno mówi się o planach połączenia Kosowa z Albanią...
- Pewnie większość Albańczyków by tego chciała, ale to się nie stanie. Bo Bałkany znowu staną w ogniu. W sąsiedniej Macedonii mieszka 40 procent Albańczyków. Co będzie, jeżeli i oni zechcą się połączyć z Albanią? Kolejna wojna? Europa się tego boi. Najpierw trzeba rozwinąć własną gospodarkę, trzeba stanąć na nogi. Poza tym ludność jest u nas bardzo wymieszana. W samym Kosowie żyje 120 tysięcy Serbów. Oni także muszą się poczuć obywatelami nowego państwa. Nikt ich nie wygania. Niech tam żyją i pracują. Prezydent Kosowa Fatmir Sejdu zagwarantował im wolność wyznania i bezpieczeństwo. Żeby nie wywoływać niepotrzebnych napięć, przyjęto nawet nową flagę Kosowa, zupełnie inną od flagi Albanii, ukochanej w moim kraju. To wszystko po to, żeby zapanował tam spokój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!