MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bez przerwy zaliczam jakieś wpadki

Rozmawiał: Krzysztof Ajgel
Rozmowa z aktorem Witoldem Pyrkoszem, czyli Mostowiakiem z serialu "M jak miłość"

- Skąd pana zdaniem bierze się fenomen "M jak miłość"?
- Początkowo - w przeciwieństwie do tego, co jest dzisiaj - "M jak miłość" było serialem małomiasteczkowym. Producenci trafili bez pudła, bo wcześniej czegoś takiego w naszej - skądinąd ukochanej - ojczyźnie nie było. Taki początek dał "M jak miłość" rozpęd. Młodzi ludzie, którzy oglądali serial z rodzicami, dorośli i dalej są jego miłośnikami. I tak ta lawina pędzi już przez ponad 500 odcinków.

- Przyjeżdża pan na plan "M jak miłość" od siedmiu lat. Nie męczy pana monotonia?
- Nie. Traktuję tę pracę z przymrużeniem oka, bo wiem, że nie zmieni ani świata, ani - niestety - rządów w Polsce. To sztuka dla sztuki.
Kiedyś mieliśmy z Teresą Lipowską dosyć dużo dni zdjęciowych, teraz mamy o wiele mniej. Poza tym mam także inne obowiązki i zajęcia. Jestem w sile wieku. Właściwie bardziej w sile niż wieku. Póki jeszcze mogę chodzić i mówić, staram się to wykorzystywać.

- Zaprzyjaźnił się pan z kimś na planie serialu?
- Jestem człowiekiem, który natychmiast nawiązuje ze wszystkimi bardzo dobre stosunki. Szybko się zaprzyjaźniam. Nie jestem jednak zbytnio towarzyski, jeżeli chodzi o spotkania poza pracą. Wynika to z tego, że mam swoje sprawy i dosyć liczną rodzinę, której poświęcam dużo czasu. To mnie pochłania.
- Ogląda pan "M jak miłość"?
- Na samym początku oglądałem. Zaczynaliśmy wtedy pracę i wiedzieliśmy, że robimy tylko dziesięć odcinków. Chciałem zobaczyć, jak nam to wyszło. Teraz już nie oglądam, zresztą innych seriali też. Dostaję faksem teksty i sceny, w których mam grać - to wszystko. Jak nie wiem, skąd się wzięła jakaś postać, to pytam o to Teresę Lipowską albo moją żonę, bo ona ogląda "M jak miłość". Podobno fanami serialu są także członkowie mojej rodziny z Krakowa, ale nie wiem, czy to prawda, bo ich nie sprawdzam.

- Nie pytają pana, co się wydarzy w serialu?
- Pytają, tak jak wiele innych osób. Ale zawsze się wymiguję. Mówię, że nic nie wiem, co przeważnie jest prawdą. Albo odpowiadam, że to tajemnica zawodowa i absolutnie nie mogę o tym mówić. To oczywiste kłamstwo, bo nikt od nas tego nie wymaga.

- Miał pan jakieś wpadki na planie?
- Mam je bez przerwy! Jestem znany z tego, że nie uczę się tekstów. Kiedyś, dawno temu, mieliśmy zdjęcia w ukochanym sadzie Lucjana. Była wietrzna, deszczowa pogoda. Miałem wygłosić monolog. Postanowiłem, że będę mówił do drzewa. Zatrzymałem się przy jednym i powiesiłem na nim kartkę z tekstem, który miałem powiedzieć. Zrobiłem to tak, żeby nie było jej widać w kamerze. Romantycznie trzymałem gałązkę i mówiłem, jaki ten świat jest niesprawiedliwy. Nagle kierownik planu przerwał ujęcie. Przyszedł do mnie Rysio Krupa, który jest inżynierem dźwięku i mówi: "Witek, słychać szelest papieru". A ja na to: "Rysiu, bo to są jabłka papierówki".
Innym razem przyczepiłem kartki z tekstem do stołu na werandzie serialowej posiadłości w Grabinie. Musiałem się jakoś ratować, bo się zagadałem przed ujęciem i nie miałem czasu, by nauczyć się kwestii. Mieliśmy też kiedyś scenę, w której Teresa zmywała naczynia, a ja miałem je wycierać. Napisałem sobie wtedy tekst na talerzu. Mam nawet zdjęcie, jak siedzę do połowy rozebrany i piszę mazakiem po naczyniach.

- Pewnie strasznie pan ściągał w szkole!
- Oczywiście! Kiedy zdawałem pisemnie język polski na maturze, siedziałem między dwiema siostrami, z którymi utrzymywałem - że tak powiem - bliskie stosunki towarzyskie. Gdy padło pytanie, bo wtedy obowiązywały inne zasady na maturze, one natychmiast podniosły kiecki i na udach, pod pończochami miały ściągi! Mogłem czytać i z prawej i z lewej strony. Z naszej trójki byłem najlepszy (śmiech).
Ściąganie nie jest mi obce i bardzo lubię to robić. Po co obciążać pamięć? Najgorsze są dialogi. Z monologami jest łatwiej - bez problemu je przyswajam, oczywiście za grube pieniądze.

- Wie pan, czy powstaną kolejne odcinki "Dylematu 5"?
- Opinie na temat "Dylematu 5" są - niestety - druzgocące. A szkoda, bo ten serial miał potencjał. Bardzo dobry scenariusz napisał do niego Janusz Płoński, scenarzysta "Alternatywy 4".
Z tym serialem jest jak z tortem urodzinowym. Były składniki najlepszego gatunku, wszystko powstawało według przepisu, a wyszedł zakalec. Pewnie główny cukiernik miał chwilę słabości

- Nie ogląda pan w telewizji seriali, a inne programy?
- Oglądam przede wszystkim programy publicystyczne. To, co nam teraz fundują rządzący, jest przerażające. Niektórzy politycy mnie obrażają. Czuję, że uważają mnie za kompletnego matoła. Myślą, że ja uwierzę w brednie, które wygadują. Czasami przed telewizorem tak mi skacze ciśnienie, że aż spada mi czapka z głowy. Muszę uważać, bo w zeszłym roku miałem udar, chwalić Pana Boga, bardzo delikatny. Wyszedłem po paru dniach ze szpitala. Szczęśliwie spotkało mnie to wtedy. Bo możliwe, że teraz, po czystce w szpitalu MSW, musiałbym leżeć dłużej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!