Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białogard. Leśniczy kazał sobie płacić łapówki za prace w lesie. Nieuczciwie zarobił ponad 100 tysięcy złotych

Cezary Sołowij, [email protected]
Sąd Rejonowy w Białogardzie wyda za kilka dni wyrok w sprawie leśniczego, który brał łapówki od pracowników leśnych. Pobierał 10 procent ich zarobków. Wpadł w zastawioną przez CBA pułapkę.

Nie mieliśmy z czego płacić, a on ciągle żądał od nas 10 procent. Jak przestałem, to zaczął się czepiać. Skontaktowałem się z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, bo by mnie puścił z torbami - opowiadał przed białogardzkim sądem Marek S., właściciel Zakładu Usług Leśnych z powiatu świdwińskiego.

Przez lata płacił leśniczemu za to, że mógł pracować w lesie. Układ był prosty: płacisz i masz spokój. Kiedy na rachunek firmy wpływały pieniądze, żona właściciela odliczała 10 procent, pakowała do koperty i podpisywała "Leśniczy". Jak ustalili śledczy, do kieszeni Grzegorza M., leśniczego z leśnictwa Klęcko, trafiło od 2003 roku do połowy 2008 roku ponad 100 tysięcy złotych.

Kiedy właściciel firmy nie miał z czego płacić, bo koszty prowadzenia firmy wzrosły, leśniczy zaczął "czepiać się" jego pracowników. Zdesperowany przedsiębiorca powiadomił CBA. Od lat nie jest żadną tajemnicą, że nasze służby mają swoją ulubioną metodę - jak chcesz mieć na kogoś haka, to go nagraj.
Agenci wyposażyli więc mężczyznę w dyktafon i wysłali na "negocjacje". Dodatkowo wręczyli mu również kopertę, w której były odpowiednio oznaczone banknoty - w sumie 4300 złotych.

Z nagrań na taśmie wynika, że leśniczy okazał się człowiekiem wielkiego serca. Obiecał dać spokój i... obniżyć haracz do 7 procent. Agenci znaleźli w szufladzie jego biurka spreparowaną kopertę. - Myślałem, że to kserokopie rachunków tej firmy za prace leśne, które muszę kompletować - tłumaczył naiwnie stróżom prawa.
Na byłym już leśniczym ciąży także zarzut fałszowania faktur wystawiany przez ZUL Marka S.

- Każdy wyrok skazujący nas satysfakcjonuje. Po jego uprawomocnieniu będziemy starać się o rekompensatę i podejmiemy kroki na drodze cywilnej - zapowiedział mecenas Paweł Jóźwiak, oskarżyciel posiłkowy reprezentujący poszkodowanych. Prokurator żąda kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Wyrok poznamy w najbliższy czwartek, 15 października.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!