Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo ja równy chłopak jestem

Rozmawiał Piotr K. Piotrowsk
Piotr Gąsowski
Piotr Gąsowski
Rozmowa z aktorem Piotrem Gąsowskim, którego obecnie możemy oglądać w roli gospodarza programu "Dubidu" w TVP 2 oraz jako doktora Basena w sitcomie "Daleko od noszy" w Polsacie.

- Miesięcznik "Forbes" umieścił pana na liście 100 najcenniejszych gwiazd polskiego show-biznesu... Jaka była pańska reakcja na ten ranking?
- Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać.
- Kryterium znalezienia się na tej liście był cennik usług.
- To w takim razie bardzo się cieszę (śmiech).
- Może w związku z tą listą przestaną pana wreszcie mylić z Wojciechem Gąssowskim.
- To zabawne, bo wiele osób rzeczywiście mówi do mnie: "panie Wojtku". Przyzwyczaiłem się już do tego. Generalnie w ten sposób zwracają się do mnie ludzie ze starszego pokolenia. Młodzi natomiast do Wojciecha Gąsowskiego mówią: "panie Piotrze" (śmiech). Obaj przyjmujemy te nieporozumienia z humorem.
- Na własne uszy słyszałam, jak młodzi walą do pana na "ty".
- Bo ja równy chłopak jestem.
- A tak na wszelki wypadek, umie pan śpiewać "Gdzie się podziały tamte prywatki"?
- Oczywiście, że tak.
- Właśnie został pan gospodarzem programu "Dubidu". Co właściwie oznacza wyraz "dubidu"?
- Wszystko i nic. Jeśli ktoś zapomni tekstu piosenki, może go sobie zastąpić słowem "dubidu".
- Czy uczestnicy tego show będą wygrywać jakieś nagrody?
- Niektóre osoby pytają nawet, czy to jest nowy teleturniej. Nie, to nie gra, w której stawką są cenne nagrody. Tak naprawdę konkurencje w tym programie są pretekstem do wspólnej zabawy.
- Dla całej rodziny?
- Tak, bo z założenia jest to program familijny. Starszym widzom przypomnimy przeboje i gwiazdy z lat ich młodości, młodszym pokażemy, że muzyka popularna nie zaczęła się od Eminema czy Britney Spears. Ale współczesna muzyka też będzie. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Żałuję tylko jednego, ze względu na tę "familijność" programu nieco brakuje mi w nim pikantnych żartów. Ale to może uda się jakoś zrekompensować powtórkami w godzinach nocnych (śmiech).
- W programie biorą udział zaproszone gwiazdy. Czy jest jakiś klucz doboru gości?
- W poszczególnych konkurencjach biorą udział dwie pary. Najchętniej dobieramy ze sobą osoby, które się znają, ale rzadko wspólnie występują. Jest taki punkt w programie, że zaproszone pary muszą ze sobą zaśpiewać, a nawet wręcz wziąć udział w nagraniu teledysku. Mogę zdradzić, że to naprawdę znakomicie wychodzi. Te osoby mają okazję po raz pierwszy zaśpiewać ze sobą w duecie. Ba, niektóre z nich po raz pierwszy śpiewają publicznie, jak Marcin Prokop, który nie umie tego robić, ale z wielkim entuzjazmem wykonał "Takie tango".
- Ma pan wpływ na to, kto wystąpi w "Dubidu"?
- Po raz pierwszy mam wpływ. Prowadziłem już programy i imprezy, do których zapraszano popularne osoby i dzięki temu zawarłem wiele interesujących znajomości. Tu w doborze pomaga mi redaktor Beata Szymańska. Ona wie wszystko, nawet kto się z kim nie lubi. Dostaję od Beatki listę gości, których dobieram w pary. Mam prawo powiedzieć, że z kimś wolę nie spotykać się na planie, bo bym czuł jakiś dyskomfort. Ale przyznam, że taka sytuacja jeszcze się nie zdarzyła.
- Gdyby miał pan nieograniczone możliwości organizacyjne i finansowe, jakie gwiazdy zaprosiłby do swojego programu?
- Z największą przyjemnością zaprosiłbym Madonnę, Rolling Stones'ów czy Robbiego Williamsa. Kto wie, może znajdą się pieniądze i coś takiego się zdarzy. Kiedyś w "Studio 2" wystąpiła ABBA, która była w tamtych czasach na absolutnym topie.
- Nina Terentiew, dyrektor Dwójki, rekomenduje pana jako mistrza nastroju. Jak udaje się panu podtrzymać ten dobry nastrój, gdy dokucza paskudna pogoda albo miniona nocka była niezbyt udana?
- Miniona nocka była bardzo udana, ale to byłoby bardzo osobiste wynurzenie... Uważam, że znakomicie wymieniam się z ludźmi dobrą energią. Poza tym cieszę się każdym dniem.
- Czy udział w telewizyjnym show jest dla pana przedłużeniem przygody, która rozpoczęła się z kabaretem "Tercet, czyli kwartet"?
- To są dwie różne rzeczy. "Tercet czyli kwartet" to było od początku do końca nasze dziecko (poza Piotrem Gąsowskim w składzie grupy "Tercet, czyli kwartet" występują Hanna Śleszyńska i Robert Rozmus - przyp. aut.). A tak się składa, że premierę "Tercetu" mieliśmy trzynaście lat temu właśnie w TVP 2.
- Lubi pan jeszcze pakować walizki i wyruszać z programem w Polskę, czy już się panu raczej nie chce?
- Wciąż mi się chce... Poza tym, wie pan, walizki mam zawsze spakowane. W każdej chwili mogę jechać. Nawet się nad tym nie zastanawiam, czy mi się chce, czy nie, to po prostu jest moje życie i przyjmuję je z całym dobrodziejstwem inwentarza.
- Dużo pan pracuje, ale nie zapomina - jak niektórzy pana koledzy - o urlopach. Dokąd wybiera się pan w tym roku?
- Żebym to ja sam wiedział. Zwykle dłuższe wolne robię sobie dopiero na przełomie listopada i grudnia. Na ten rok mam parę pomysłów. Wszystkie łączą się z Ameryką Południową.
- Patrząc na pana z perspektywy czasu trudno oprzeć się wrażeniu, że wygląda pan coraz młodziej. Czyżby życie zaczynało się po czterdziestce?
- Prawdę mówiąc, ja zawsze miałem ciekawe życie. Wydaje mi się, że umiem cieszyć się z drobiazgów. A tym wszystkim, którzy obawiają się magicznej czterdziestki, mówię, żeby się nie obawiali. Jest dobrze!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!