Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bóg zabrał do siebie dobrego człowieka

Piotr Polechoński [email protected] współpraca Zbigniew Marecki
Wpisz się do księgi kondolencyjnej
Wpisz się do księgi kondolencyjnej Radek Brzostek
We wtorek rano zmarł w Rzymie biskup senior Ignacy Jeż, pierwszy ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.

FAKTY

FAKTY

Biskup Jeż zmarł po nagłym zasłabnięciu we wtorek rano, w drodze do słynnej kliniki Gemelii. Jego schorowane serce odmówiło dalszej pracy. Do Rzymu pojechał w poniedziałek na obchody 750-lecia śmierci świętego Jacka Odrowąża. Jego ciało do Koszalina trafi dziś i przez cały weekend wystawione zostanie w kościele świętego Józefa (przy ulicy Czesława Domina). W poniedziałek ciało biskupa zostanie przewiezione do Kołobrzegu, gdzie w tutejszej bazylice zostanie pochowane. Takie życzenie jeszcze za życia wyraził sam biskup Ignacy Jeż.

Odszedł jeden z największych symboli Pomorza, przyjaciel Jana Pawła II i kawaler Orderu Uśmiechu. - Będzie go nam bardzo brakować - mówią ci, co go znali.
Biskup Ignacy Jeż urodził się dzień przed wybuchem I wojny światowej i dożył niemal stu lat. Pochodził ze Śląska, ale najważniejszą swoją pracę wykonał na Pomorzu Środkowym.

Wpisz się do księgi kondolencyjnej

W 1972 roku papież Paweł VI powierzył mu zadanie organizacji nowej diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej (która obejmuje też Słupsk). Biskup Jeż zarządzał nią do 1992 roku, a początki to była wielka praca u podstaw. 10 czerwca tego roku - podczas uroczystości z okazji 70-lecia święceń kapłańskich bp Jeża w koszalińskiej katedrze - tak te dni wspominał prymas Józef Glemp.

Zaczynał od podstaw
- Przyjechałem wtedy do Koszalina z kardynałem Stefanem Wyszyńskim - opowiadał prymas. - Biskupa Jeża zastaliśmy na poddaszu jakiegoś domu, wśród kartonów i sterty papierzysk. Ale pośród tych trudnych początków ówczesny ordynariusz potrafił zachować pogodę ducha i wiarę, że Bóg zwycięży, a jego diecezja powstanie. I tak też się stało. Ten optymizm to był wspaniały koloryt jego kapłaństwa.

W pierwszych dniach budowy nowej diecezji biskupa Jeża spotkał też Jerzy Patan, znany fotoreporter prasowy z Kołobrzegu. To właśnie on zrobił mu pierwsze zdjęcie w roli koszalińsko-kołobrzeskiego ordynariusza.
- Ktoś z kurii zwrócił się do mnie z pytaniem, czy zrobię nowemu biskupowi zdjęcie. Potrzebny był portret, aby można go było zawiesić w parafiach i kurii biskupiej. Zgodziłem się od razu - mówi Jerzy Patan. Fotoreporter przyjechał do Koszalina i poszedł do domu, w którym mieszkał bp Jeż.

- Pamiętam, że było to jakieś niewielkie mieszkania przy obecnej ulicy Franciszkańskiej. Nie miałem wtedy własnego studia to wymyśliłem to w ten sposób, że kazałem biskupowi usiąść, a za nim rozwiesiłem kilka białych prześcieradeł. No i właśnie na takim tle zrobiłem mu to zdjęcie - opowiada fotoreporter. Wspomina, że nowego ordynariusza nie sposób było nie polubić. - Od razu wyczuwało się w nim wyjątkową życzliwość, wielkie poczucie humoru i pewien dobroduszny dystans do problemów, których miał wtedy bez liku. Poza tym był człowiekiem niezwykle energicznym - dodaje Jerzy Patan.

Wieczny optymista
Ten dobroduszny dystans - który tak bardzo cechował zmarłego biskupa - podkreślają wszyscy, z którymi rozmawialiśmy. Między innymi świetnie to pamięta ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego".
- W trudnych chwilach dla polskiego Kościoła, w czasach Polski Ludowej, potrafił jak nikt natchnąć nas optymizmem i wiarą, że to, co złe, przeminie, a my musimy robić swoje. Na pewno wynikało to gdzieś z jego obozowych doświadczeń - uważa ks. Boniecki. Młody ksiądz Ignacy Jeż spędził dwa i pół roku w Dachau. W książce "Przygoda z opatrznością", w wywiadzie - rzece, którego udzielił Alinie Petrowej-Wsilewicz i księdzu Krystianowi Kukowskiemu, mówił. - Bardzo zbliżyłem się wtedy do Matki Bożej. "Pod Twoją obronę uciekamy się..." Pamiętam, jak w dzieciństwie, gdy rozpętała się burza, modliliśmy się w domu do Niej. Mama miała duże nabożeństwo do Matki Bożej, moje siostry też. I teraz, w obozie, modliłem się do Niej tak, jak w dzieciństwie - opowiadał.
Z kolei arcybiskup Kazimierz Nycz, metropolita warszawski i były ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski, mówi, że życiowa droga biskupa Jeża powinna stać się dla wszystkich refleksją nad istotą kapłaństwa. - Ksiądz ma być jak posadzka, po której Lud Boży zmierza do Chrystusa. I nasz drogi biskup senior przez całe swoje życie nam to pokazywał - podkreśla.
Przyjaźnił się z papieżem
W ostatnim roku przed przejściem na emeryturę biskup Jeż dokonał rzeczy niezwykłej: dzięki swej długoletniej przyjaźni z Karolem Wojtyłą udało się wpisać Koszalin na listę miast, które znalazły się na trasie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Dzięki temu swoją pierwszą wizytę w wolnej już Polsce - 1 czerwca 1991 roku - Ojciec Święty rozpoczął od ziemi koszalińskiej.
- To tylko dzięki Niemu nasze miasto było świadkiem największego wydarzenia w jego dziejach: wizyty papieża Jana Pawła II - mówi Mirosław Mikietyński, prezydent Koszalina. - Gdyby nie Jego przyjaźń z Ojcem Świętem, to jakiekolwiek inne zabiegi nie przyniosłyby tak wspaniałego efektu, jakim była właśnie papieska pielgrzymka. Dodaje, że nieprzypadkowo pierwszym po 1989 roku Honorowym Obywatelem Koszalina został właśnie biskup Ignacy Jeż. - Był wspaniałym człowiekiem i autorytetem dla nas wszystkich. Jak mało kto zasłużył się też dla Koszalina i całego regionu. Organizował Kościół, działał na rzecz polsko-niemieckiego zrozumienia, ujmował się za tymi, którzy za swoje przekonania tracili wolność i siedzieli w więzieniu - wylicza prezydent. Przypomina, że to właśnie biskup Jeż, w czasach stanu wojennego, powołał do życie specjalny komitet, który pomagał osobom internowanym i represjonowanym. - Pomimo że już od dobrych kilku lat był na emeryturze, to świadomość, że jest ciągle między nami, była pokrzepiająca. Będzie go nam wszystkim bardzo brakować - zapewnia prezydent.
Słupsk stracił Przyjaciela
- Biskup Jeż kojarzy mi się z niespożytą energią i wspaniałym humorem, bo zawsze była w nim miłość do ludzi - wspomina Maciej Kobyliński, prezydent Słupska. - To bardzo symboliczne, że zmarł w dniu wyboru Karola Wojtyły na papieża. W pamięci utkwiło mi szczególnie spotkanie biskupa z niemiecką młodzieżą w obecności prof. Władysława Bartoszewskiego. Wtedy biskup pokazał, jak świetnie mówi po niemiecku. Był tak otwarty, szczery i uśmiechnięty, że wywoływał autentyczny podziw wśród młodych ludzi. Z czasów, gdy byłem prezydentem miasta jeszcze w minionej epoce, pamiętam, jak kiedyś spotkaliśmy się w jednej z parafii w sprawie budowy chodnika wokół kościoła. Oczywiście zgodziłem się na prośbę biskupa, choć potem dostałem ostrą burę od partyjnych aparatczyków. Przywitałem się z biskupem słowami "Szczęść Boże", a On odpowiedział "dobry wieczór" i obaj się roześmieliśmy, bo nie spodziewał się takiego powitania po partyjnym prezydencie. Myślę, że był autentycznym przyjacielem naszego miasta.
Zawsze pogodny
Mecenas Anna Bogucka-Skowrońska, była przewodnicząca Rady Miejskiej w Słupsku: - Biskup Jeż był po prostu dobrym człowiekiem. Choć w swoim życiu doświadczył nawet pobytu w hitlerowskim obozie koncentracyjnym, zachował pogodę ducha. Najlepiej chyba jego stosunek do świata wyraża hasło przewodnie biskupa: "Przyszedłem rzucić ogień". Niezaprzeczalne są jego zasługi w tworzeniu Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej, w której działał od początku. Jego głos był ważny nie tylko w naszym regionie, ale także w Episkopacie Polski, o czym świadczy choćby książka biskupa "Świadek historii". Z jego radami bardzo liczył się Jan Paweł II, a jednocześnie potrafił chodzić wśród wiernych w skafandrze, w którym nikt go nie rozpoznawał. Osobiście poznałam biskupa Jeża w Komitecie Pomocy Biskupiej, powołanym, aby udzielać pomocy osobom prześladowanym przez władze PRL. Dzięki temu ludzie opozycji mogli legalnie otrzymywać wsparcie finansowe. Nawet wtedy, gdy było bardzo źle, ks. biskup Jeż zachowywał pogodę ducha. Mnie ujmował dowcipem. Do tej pory pamiętam, jak podczas wizyty w kurii przygotował mi aż dwie kawy, gdy powiedziałam, że do tej pory nie piłam kawy zrobionej przez biskupa.
Także w Komitecie Pomocy Biskupiej poznał biskupa Jeża Stanisław Szukała, przewodniczący Zarządu Regionu Solidarności w Słupsku. - Wtedy zobaczyłem, jaką miał charyzmę - wspomina Szukała. - Pamiętam jego rumianą twarz i dowcip, którym potrafił rozładować atmosferę nawet w najtrudniejszych chwilach. Później, już w wolnej Polsce, spotykaliśmy się częściej. Pamiętam wielkie zaangażowanie ks. biskupa w budowę wieży na kościele Mariackim w Słupsku oraz otwartość, z jaką nas witał na kolejnych rocznicach jego kapłańskiej i biskupiej posługi.
Człowiek dialogu
Ks. Antoni Tofil, proboszcz parafii św. Jana Kantego w Słupsku, jeszcze kilka dni temu jadł z biskupem obiad po odpuście w kościele Mariackim. - Jak zwykle był wesoły, otwarty i uśmiechnięty. Pamiętam go jako człowieka pozytywnie nastawionego do świata - mówi ksiądz Tofil. - Jako przełożony oczywiście potrafił pokazać błędy, ale jednocześnie nie odrzucał i pomagał księżom. Był niewątpliwie człowiekiem dialogu. Szkoda, że odszedł. Nikt się chyba tego nie spodziewał, ponieważ do końca był w pełni sprawny umysłowo i energiczny. Wiem, że chorował i miał kłopoty z sercem, ale te dolegliwości nie decydowały o postrzeganiu przez niego świata. Podczas ostatniego spotkania mówił dużo o tradycjach, które już zakorzeniły się naszej diecezji. Dla mnie to były ważne słowa. Będzie go nam brakować.
Ks. prałat Jan Giriatowicz, proboszcz parafii św. Jacka w Słupsku: - Maksymą księdza biskupa było, aby robić rzeczy zwyczajne nadzwyczajnie. Staram się trzymać tego przesłania. Biskup Jeż potrafił także słuchać ludzi. Dlatego był akceptowany przez różne środowiska. Poza tym szukał racji i niczego nie narzucał. Gdy coś proponował, słuchał argumentów drugiej strony i jeśli były trafne, potrafił przyznać rację. Pewnie dlatego cieszył się niezaprzeczalnym autorytetem

Wieczny optymista

Jerzy Patan, znany fotoreporter prasowy z Kołobrzegu, zrobił pierwsze zdjęcie nowemu biskupowi w Koszalinie.
(fot. Jerzy Patan)

Ten dobroduszny dystans - który tak bardzo cechował zmarłego biskupa - podkreślają wszyscy, z którymi rozmawialiśmy. Między innymi świetnie to pamięta ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego".

- W trudnych chwilach dla polskiego Kościoła, w czasach Polski Ludowej, potrafił jak nikt natchnąć nas optymizmem i wiarą, że to, co złe, przeminie, a my musimy robić swoje. Na pewno wynikało to gdzieś z jego obozowych doświadczeń - uważa ks. Boniecki. Młody ksiądz Ignacy Jeż spędził dwa i pół roku w Dachau. W książce "Przygoda z opatrznością", w wywiadzie - rzece, którego udzielił Alinie Petrowej-Wsilewicz i księdzu Krystianowi Kukowskiemu, mówił. - Bardzo zbliżyłem się wtedy do Matki Bożej. "Pod Twoją obronę uciekamy się..." Pamiętam, jak w dzieciństwie, gdy rozpętała się burza, modliliśmy się w domu do Niej. Mama miała duże nabożeństwo do Matki Bożej, moje siostry też. I teraz, w obozie, modliłem się do Niej tak, jak w dzieciństwie - opowiadał.

Z kolei arcybiskup Kazimierz Nycz, metropolita warszawski i były ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski, mówi, że życiowa droga biskupa Jeża powinna stać się dla wszystkich refleksją nad istotą kapłaństwa. - Ksiądz ma być jak posadzka, po której Lud Boży zmierza do Chrystusa. I nasz drogi biskup senior przez całe swoje życie nam to pokazywał - podkreśla.

Przyjaźnił się z papieżem
W ostatnim roku przed przejściem na emeryturę biskup Jeż dokonał rzeczy niezwykłej: dzięki swej długoletniej przyjaźni z Karolem Wojtyłą udało się wpisać Koszalin na listę miast, które znalazły się na trasie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Dzięki temu swoją pierwszą wizytę w wolnej już Polsce - 1 czerwca 1991 roku - Ojciec Święty rozpoczął od ziemi koszalińskiej.

- To tylko dzięki Niemu nasze miasto było świadkiem największego wydarzenia w jego dziejach: wizyty papieża Jana Pawła II - mówi Mirosław Mikietyński, prezydent Koszalina. - Gdyby nie Jego przyjaźń z Ojcem Świętem, to jakiekolwiek inne zabiegi nie przyniosłyby tak wspaniałego efektu, jakim była właśnie papieska pielgrzymka. Dodaje, że nieprzypadkowo pierwszym po 1989 roku Honorowym Obywatelem Koszalina został właśnie biskup Ignacy Jeż. - Był wspaniałym człowiekiem i autorytetem dla nas wszystkich. Jak mało kto zasłużył się też dla Koszalina i całego regionu. Organizował Kościół, działał na rzecz polsko-niemieckiego zrozumienia, ujmował się za tymi, którzy za swoje przekonania tracili wolność i siedzieli w więzieniu - wylicza prezydent.

Przypomina, że to właśnie biskup Jeż, w czasach stanu wojennego, powołał do życie specjalny komitet, który pomagał osobom internowanym i represjonowanym. - Pomimo że już od dobrych kilku lat był na emeryturze, to świadomość, że jest ciągle między nami, była pokrzepiająca. Będzie go nam wszystkim bardzo brakować - zapewnia prezydent.

Słupsk stracił Przyjaciela
- Biskup Jeż kojarzy mi się z niespożytą energią i wspaniałym humorem, bo zawsze była w nim miłość do ludzi - wspomina Maciej Kobyliński, prezydent Słupska. - To bardzo symboliczne, że zmarł w dniu wyboru Karola Wojtyły na papieża. W pamięci utkwiło mi szczególnie spotkanie biskupa z niemiecką młodzieżą w obecności prof. Władysława Bartoszewskiego. Wtedy biskup pokazał, jak świetnie mówi po niemiecku. Był tak otwarty, szczery i uśmiechnięty, że wywoływał autentyczny podziw wśród młodych ludzi. Z czasów, gdy byłem prezydentem miasta jeszcze w minionej epoce, pamiętam, jak kiedyś spotkaliśmy się w jednej z parafii w sprawie budowy chodnika wokół kościoła. Oczywiście zgodziłem się na prośbę biskupa, choć potem dostałem ostrą burę od partyjnych aparatczyków. Przywitałem się z biskupem słowami "Szczęść Boże", a On odpowiedział "dobry wieczór" i obaj się roześmieliśmy, bo nie spodziewał się takiego powitania po partyjnym prezydencie. Myślę, że był autentycznym przyjacielem naszego miasta.

Zawsze pogodny
Mecenas Anna Bogucka-Skowrońska, była przewodnicząca Rady Miejskiej w Słupsku: - Biskup Jeż był po prostu dobrym człowiekiem. Choć w swoim życiu doświadczył nawet pobytu w hitlerowskim obozie koncentracyjnym, zachował pogodę ducha. Najlepiej chyba jego stosunek do świata wyraża hasło przewodnie biskupa: "Przyszedłem rzucić ogień". Niezaprzeczalne są jego zasługi w tworzeniu Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej, w której działał od początku. Jego głos był ważny nie tylko w naszym regionie, ale także w Episkopacie Polski, o czym świadczy choćby książka biskupa "Świadek historii".

Z jego radami bardzo liczył się Jan Paweł II, a jednocześnie potrafił chodzić wśród wiernych w skafandrze, w którym nikt go nie rozpoznawał. Osobiście poznałam biskupa Jeża w Komitecie Pomocy Biskupiej, powołanym, aby udzielać pomocy osobom prześladowanym przez władze PRL. Dzięki temu ludzie opozycji mogli legalnie otrzymywać wsparcie finansowe. Nawet wtedy, gdy było bardzo źle, ks. biskup Jeż zachowywał pogodę ducha. Mnie ujmował dowcipem. Do tej pory pamiętam, jak podczas wizyty w kurii przygotował mi aż dwie kawy, gdy powiedziałam, że do tej pory nie piłam kawy zrobionej przez biskupa.

Także w Komitecie Pomocy Biskupiej poznał biskupa Jeża Stanisław Szukała, przewodniczący Zarządu Regionu Solidarności w Słupsku. - Wtedy zobaczyłem, jaką miał charyzmę - wspomina Szukała. - Pamiętam jego rumianą twarz i dowcip, którym potrafił rozładować atmosferę nawet w najtrudniejszych chwilach. Później, już w wolnej Polsce, spotykaliśmy się częściej. Pamiętam wielkie zaangażowanie ks. biskupa w budowę wieży na kościele Mariackim w Słupsku oraz otwartość, z jaką nas witał na kolejnych rocznicach jego kapłańskiej i biskupiej posługi.

Człowiek dialogu

Ks. Antoni Tofil, proboszcz parafii św. Jana Kantego w Słupsku, jeszcze kilka dni temu jadł z biskupem obiad po odpuście w kościele Mariackim. - Jak zwykle był wesoły, otwarty i uśmiechnięty. Pamiętam go jako człowieka pozytywnie nastawionego do świata - mówi ksiądz Tofil. - Jako przełożony oczywiście potrafił pokazać błędy, ale jednocześnie nie odrzucał i pomagał księżom. Był niewątpliwie człowiekiem dialogu. Szkoda, że odszedł. Nikt się chyba tego nie spodziewał, ponieważ do końca był w pełni sprawny umysłowo i energiczny. Wiem, że chorował i miał kłopoty z sercem, ale te dolegliwości nie decydowały o postrzeganiu przez niego świata. Podczas ostatniego spotkania mówił dużo o tradycjach, które już zakorzeniły się naszej diecezji. Dla mnie to były ważne słowa. Będzie go nam brakować.

Ks. prałat Jan Giriatowicz, proboszcz parafii św. Jacka w Słupsku: - Maksymą księdza biskupa było, aby robić rzeczy zwyczajne nadzwyczajnie. Staram się trzymać tego przesłania. Biskup Jeż potrafił także słuchać ludzi. Dlatego był akceptowany przez różne środowiska. Poza tym szukał racji i niczego nie narzucał. Gdy coś proponował, słuchał argumentów drugiej strony i jeśli były trafne, potrafił przyznać rację. Pewnie dlatego cieszył się niezaprzeczalnym autorytetem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!