Emocje, towarzyszące zorganizowanej w piątek przez prezydenta Henryka Bieńkowskiego wizji lokalnej, pozbawiają złudzeń: o tym kto zawinił, będzie musiał zdecydować sąd. O takie rozstrzygnięcie wystąpi poszkodowany, czyli miasto. Ani obecny na miejscu projektant, Władysław Strach (jednocześnie inspektor nadzoru inwestycji), ani przedstawiciel wykonawcy, koszalińskiej firmy INFRABUD, Janusz Kłosowski, nie mają zamiaru wziąć odpowiedzialności za ewidentne błędy. Tymczasem jezdnia przy przyczółkach przerzuconych nad podmokłym terenem dwóch mostów, tworzy pokaźne muldy, wystawiające na poważną próbę resory aut. W jednym miejscu zapada się pobocze.
- To nie nasza wina, ale projektu. Pracowaliśmy zgodnie z projektem i późniejszymi zaleceniami projektanta - rozkładał ręce J. Kłosowski. - To kpina! Nie zagęściliście odpowiednio gruntu! - podnosił głos W. Strach. - To projekt nie uwzględnił specyfiki torfowej warstwy podłoża! - odparowywał Kłosowski. Wstępne ustalenia prof. H. Zobela przeważają szalę na korzyść wykonawcy. Jego zdaniem błąd powstał raczej na etapie projektowania. Gra toczy się o dużą stawkę, bo koszt prac, doprowadzających drogę do ładu, szacuje się na ok. 300 tys. złotych. Jak zapowiada H. Bieńkowski, miasto nie odbierze inwestycji bez usunięcia usterek. Póki co, przejazd jest bezpieczny. Na całej drodze będzie obowiązywać ograniczenie prędkości do 20 km na godzinę. Pojawią się też ostrzeżenia o wybojach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?