Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłam tam! Na dnie! Ale można się odbić, byleby mieć od czego (WIDEO)

Sylwia Lis
Sylwia Lis
Wideo
od 7 lat
- Byłam tam! Na dnie! Umierałam w wieku 21 lat - przekonuje Aleksandra Koch. Trudno uwierzyć, że dziś prawie 30-letnia kobieta 15 lat walczyła z anoreksją, a potem alkoholizmem. I tak doszła kolejna śmiertelna choroba – alkoholizm, który ma "inną twarz", nie taką spod budki z piwem. Osoba uzależniona to przecież zniszczony menel, a nie piękna, zadbana kobieta w marynarce z włosami upiętymi w kok. A jednak. Choroba nie wybiera. Anoreksja, depresja i alkoholizm pod tym względem są bardzo demokratyczne.

- Trudno się zorientować, kiedy zaczyna się choroba, szczególnie gdy jest się dzieckiem - zamyśla się pani Aleksandra. - Anoreksja dopadła mnie gdy miałam zaledwie 15 lat. Skąd się wzięła? Wiele czynników może wpłynąć na jej powstanie. Dziś już to wiem. U mnie były nimi: nieradzenie sobie z emocjami, lęk, niska samoocena. Gdzie niska samoocena? - Ktoś by pomyślał... bo, z większości konkursów plastycznych, tańca, fotografii, wierszy byłam wyróżniona, a jednak, to nie zaspokoiło wewnętrznego „ja”. Wiem też, że nie zaakceptowałam dorastania, a anoreksja jest chorobą, która je zatrzymuje.

Organizm w końcu powiedział: "dość". Pani Aleksandra mocno schudła. Okres się zatrzymał.

- Dopiero po kilku latach leczona lekami wróciła miesiączka i zaszłam w ciążę, nie jedząc praktycznie nic urodziłam zdrowe dziecko - wzrusza się kobieta. - To był cud! Po porodzie mój organizm był na tyle wykończony, że byłam bliska śmierci i trafiłam do szpitala. Odratowano mnie. Następnie szukałam pomocy u licznych psychologów i w końcu zaczęłam zdrowieć. Ja, moi rodzice i babcia doznaliśmy wiele cierpienia, ale ich walka o mnie dała owoce, za co jestem im wdzięczna.

Straciłam siebie

W wieku 25 lat pani Aleksandra myślała, że pokonała anoreksję i że, wszystko co złe ma już za sobą.

- Bardzo się pomyliłam, myślałam, że szpony anoreksji mnie opuściły, bo znalazłam świetny sposób na "nieczucie" - mówi kobieta.

- To wszechobecny alkohol. Zaczęłam popijać w weekendy, kiedy syn był u dziadków. A to wino, a to wódkę. Kiedy wypiłam, świat stawał się piękny, nie byłam chora, nie czułam bólu – iluzja. To trwało 5 lat. Spadłam na dno własnej egzystencji. Dokładnie 1 stycznia 2022 roku po Sylwestrze budząc się na kacu spojrzałam na mój telefon, gdzie na tapecie widnieje zdjęcie mojego syna i powiedziałam: dość! Koniec! nie będziesz miał takiej mamy! Powiedziałam o problemie rodzicom i babci. I zaczęliśmy działać. Babcia dawniej pielęgniarka wskazała nam kierunek szukania pomocy i tak poszłam na terapie. Pamiętam, jak inni się dziwili co ja tu robię, przecież nie wyglądam na chorą , nie straciłam też rodziny, pracy, prawa jazdy, majątku! Odpowiadałam im, że straciłam siebie!

Terapia trwała sześć tygodni po jej odbyciu pan Aleksandra jest trzeźwa ponad dwa lata. Przekonuje, że uzależnić może się każdy. Od wszystkiego. Od substancji, czy zachowania.

Trzeba stworzyć "piciorys"

- Ludzie są bardzo podatni na wszelkiego rodzaju uzależnienia, najczęściej: hazard, narkotyki, alkohol, nikotyna, leki, jedzenie, cukier, praca, zakupy, masturbacja, seks, ćwiczenia, zabiegi chirurgii plastycznej, solarium, oglądanie seriali, Internet, smartfon, gry komputerowe - wylicza. - Wszystko ma jedno i to samo podłoże – nie radzenie sobie z emocjami, a co za tym idzie - chęć odczucia ulgi i zapomnienia, chociaż na chwilę, ucieczka... Na terapii przepracowujesz swoje całe życie - pisząc pracę. Kiedy ja czytałam swoją bywało, że i terapeutom leciały łzy. Osobiście uważam, że większość chociaż raz w swoim życiu powinien odbyć taką terapię, (nie tylko uzależnieni) aby móc przerobić przeszłość, traumy, choroby, lęki i to co obecnie boli i z czym nie dajesz sobie rady. Spisujesz swoje sytuacje z alkoholem, czasem mówi się, że trzeba zrobić swój "piciorys".

I podczas tego "piciorysu" pani Aleksandra wpadła na pomysł wydania specjalnej publikacji dla uzależnionych.

- Strasznie drażniło mnie, kiedy inni pisali plan dnia na kartce, które zbiegiem czasu ginęły, były pogniecione, czy zalane kawą.. narodził się pomysł stworzenia publikacji dla uzależnionych w postaci kalendarza terapeutycznego. I udało się - mówi. - To jest dla mnie kolejny krokiem milowym. Pokonałam bariery, które blokowały mnie przez ostatnie piętnaście lat życia. Ujawnieniem i głośnym powiedzeniem: tak! Byłam tam! Zrozumiałam, zaakceptowałam swoje choroby, a każdy trzeźwy dzień jest dla mnie dniem zwyciężonym. Nie wstydzę się już swoich chorób, nie ukrywam, nie potępiam się za nie – zaakceptowałam je wszystkie i zadziały się cuda zdrowienia. Napisanie kalendarza było niczym uwolnienie się z wciągającego bagna. Kalendarz wzmacnia mój proces zdrowienia każdego dnia. Zauważyłam, że się da, że można. Poczułam się wolnym człowiekiem, a zachwiane emocje, zaczęły odzyskiwać równowagę. Poprzez codzienną pracę nad sobą moje poczucie własnej wartości rośnie. Powróciła chęć do życia, które uważałam za przegrane. Zobaczyłam inny świat, taki bez strachu i paniki, a przepełniony wewnętrznym spokojem. Z upływem czasu zaczęłam zdrowieć i polepszyło się moje funkcjonowanie, wygląd, odczuwanie siebie i innych. Poczułam tę pozytywną zmianę, zmianę zdrowej siebie. Obecnie zdrowo jem, nie pije alkoholu i cieszę się życiem. Kalendarz napisałam dla siebie, na własne potrzeby. Z czasem zauważyłam, że działa i pomaga mi do dzisiaj. Rozdałam kopie innym, którym przy pierwszych próbach też pomógł i sprawia, że radzą sobie z chorobą. Chcę nieść pomoc dalej i dlatego wydałam go w większej liczbie. Kalendarz uczy, jak cieszyć się życiem z dala od nałogowego regulowania emocji i uczuć. Dzięki pracy z kalendarzem terapeutycznym można się nauczyć przyjmować emocje w zdrowy i bezpieczny dla siebie sposób. Jest to narzędzie, które wspiera, podczas wychodzenia z mroku choroby oraz stawiania pierwszych kroków w odzyskiwaniu życia w wolności. Wskaże właściwy kierunek radzenia sobie z wszelkimi nałogami i mechanizmami. Mimo tylu chorób jestem dowodem na to, że można odzyskać siebie w sobie! Nie można tracić nadziei i zawsze warto o siebie walczyć! Mi się udało, dlaczego nie ma udać się i Tobie!

Co znajduje się w kalendarzu?

Planowanie i rozliczanie dnia, w którym należy uwzględnić: pracę, posiłki, odpoczynek, spotykanie się z ludźmi, hobby, obowiązki domowe. - Nie wszystko to, co wymieniłam musi znaleźć się w jednym dniu - mówi pani Aleksandra. - Ważne, aby harmonogram dnia był spójny, nieprzekoloryzowany – wedle swoich możliwości, potrzeb. Ma być prosty, jasny i realny. Przy każdym dniu powinno się zaznaczyć uśmiechniętą lub smutną minkę, aby śledzić swój nastój. Ważne, aby każdego dnia pilnować dyscypliny i wypełniać pola do tego przeznaczone. Ponieważ jest sporo treści, kalendarz został podzielony na cztery części. Każda cześć to trzy miesiące owocnej pracy nad sobą. Jeden dzień kalendarza składa się z dwóch stron do wypełnienia, a także zawiera ćwiczenia, przykłady, teksty motywacyjne i terapeutyczne. Części kalendarza różnią się od siebie treścią. Udało się wydać niewiele egzemplarzy, na tyle ile pozwoliły moje fundusze.

Publikacją już zainteresowały się ośrodki uzależnień w województwie pomorskim i zachodniopomorskim. Kilka z nich zamówiło kalendarze dla swoich pacjentów. Zamawiają je także indywidualnie osoby dając odpowiedz zwrotną: „ jest tu to co ja czuję, normalne jakbym czytał o sobie, bardzo mi pomaga, patrzę teraz inaczej na siebie i życie”.

Bardzo dobre opinie wyrażają też sami specjaliści.

- Jestem terapeutą odwykowym pracującym w stacjonarnym oddziale leczenia uzależnień. Będę polecał pacjentom i podopiecznym "Kalendarz Wolności" Aleksandry Koch - mówi Jacek Stok-Stocki, terapeuta. - Uważam, że jest to dobre narzędzie i przewodnik do samopoznania i monitorowania własnych zachowań myśli i emocji, co jest niezbędne i pomocne przy wychodzeniu z uzależnienia. Dodatkowo, autorskie przemyślenia i refleksje autorki oparte na własnych doświadczeniach tworzą spójna całość.

Zbiórka na publikację

- Ale jak każda książka - wydanie wiąże się z dość dużym nakładem finansowym. - Dlatego utworzyłam zbiórkę - mówi pani Aleksandra. - Myślę, że każdy uzależniony powinien mieć przy sobie taki kalendarz.

TU MOŻESZ POMÓC - LINK DO ZRZUTKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Byłam tam! Na dnie! Ale można się odbić, byleby mieć od czego (WIDEO) - Głos Pomorza