Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chapter Knights Riders. Policjanci na motocyklach

Edyta Litwiniuk [email protected]
Chapter Knights Riders w Lęborku zrzesza obecnie dziesięciu członków. Sześciu spośród nich to policjanci.
Chapter Knights Riders w Lęborku zrzesza obecnie dziesięciu członków. Sześciu spośród nich to policjanci. Fot. Krzysztof Falcman
Żartują, że musieli stworzyć własny klub, bo inne by ich nie przyjęły. Wiadomo, nie każdemu policjant dobrze się kojarzy. A już szczególnie motocyklistom... Zostali więc rycerzami szos w swoim mundurowym gronie.

W życiu wielu z nich motocykl jest obecny od dawna. Nawet jeśli go nie mieli, to o nim marzyli.
- Mój czas na motocykl nadszedł dopiero teraz. Najpierw trzeba było zapewnić rodzinie podstawowe potrzeby - mówi Leszek Mordosewicz, dyrektor lęborskiego chaptera Knights Riders.

Większość z nich wybrała tzw. drag stary - maszyny sporych gabarytów, które mają "płynąć po drodze". Takich jest w klubie większość, są też dwa motocykle, które można zaliczyć do ścigaczy i jeden enduro.
Niektórzy nadają swoim maszynom imiona.

- Nie wiem dlaczego są to często imiona żeńskie. Przecież to silna maszyna, żadna z niej baba. Mój motocykl nazywa się Eddie - opowiada jeden z motocyklistów.

Zawód glina
Po pierwszym artykule o założeniu przez nich klubu, w świat poszła fama, że będą ścigać na motocyklach za wykroczenia. Zaprzeczają. Praca to praca, a motocykl jest po pracy.
- Wsiadam na motocykl, żeby się odstresować. Poczuć wolność - mówi Jarosław Bartkiewicz, wicedyrektor lęborskiego chaptera.

To oczywiste, że jeśli po drodze napatoczy się pijany kierowca, to zareagują.
- Nie trzeba być policjantem, żeby zatrzymać nietrzeźwego. Każdy powinien zareagować - uważają. Przyznają, że ich zawód zobowiązuje. Także wówczas kiedy są prywatnie. Oni szczególnie nie mogą jeździć za szybko czy popełniać innych wykroczeń.
- Zdarza się, że kierowcy nie znają wszystkich zasad ruchu drogowego. Są niektóre manewry, które motocyklista może wykonywać, choć ludzie sądzą, że łamie zasady - wyjaśnia Bartkiewicz i podaje najbardziej chyba jaskrawy przykład: - Chodzi o przejeżdżanie z lewej strony auta, jeśli nie przekraczamy podwójnej ciągłej linii. Możemy tak robić. Nie każdy to wie, bywa że kierowcy specjalnie jadą tak, żebyśmy się nie zmieścili.

Knihgts Riders
Zdecydowali się stworzyć swój klub, bo jak tłumaczą, chcieli się wyróżniać od innych. Dobrze wiedzą, że nie wszystkie kluby motocyklistów chętnie widzą w swoich szeregach policjantów. O tych zrzeszających właśnie mundurowych dowiedzieli się w pracy. Wyszperali w internecie, poczytali o szczegółach. Okazało się, że są dwa takie kluby: Blue Knights i Knights Riders (Rycerze Dróg).
Zdecydowali się zostać rycerzami. Wtedy było ich siedmiu. Pojechali na główny zlot Knights Riders. Porozmawiali z prezydentem, który stoi na czele organizacji. Zostali przyjęci. Pasowano ich na rycerzy i giermków. Od 28 sierpnia oficjalnie istnieje lęborski chapter.

W tej chwili jest ich 10, z czego 4 osoby są spoza policji. Statut organizacji pozwala na włączanie do chaptera członków rodzin mundurowych i członków honorowych. Dla takich osób zarezerwowanych może być maksymalnie 30 procent miejsc. Resztę powinni stanowić mundurowi - wyjaśnia Leszek Mordosewicz.
Mówią że motocykle to ich życiowa pasja, ale w tej pasji chodzi też o coś więcej.
- Jedni zbierają znaczki, drudzy monety, a nas pasjonują motocykle. Posiadanie własnej maszyny jest podstawą, ale nie wystarczy. Podobnie jak jeżdżenie bez celu z dużą prędkością. Klub motocyklowy to grupa przyjaciół połączonych wspólnymi zainteresowaniami, to także zbiór celów i zasad bezpiecznego poruszania się po drogach.
Motocykle - w wydaniu Knight Riders - to pasja, która ma inspirować młodych kierowców - streszcza ideę klubu inny z ridersów, Marek Naczk, sekretarz lęborskiego klubu.

Motocykliści dzieciom
Od kilku tygodni mają swoją oficjalną siedzibę. Jest gdzie się spotkać, porozmawiać, coś zaplanować. Bo, jak podkreślają, nie o samą jazdę tutaj chodzi. Ale też o to, żeby zrobić coś dla innych. Oni chcą pomagać dzieciom. Zawieźli ostatnio paczki do jednego z domów dziecka.
- Warto było zobaczyć uśmiechnięte buzie dzieciaków, kiedy oglądały nasze motocykle - cieszyli się później członkowie klubu.
Z tą pomocą dopiero się rozkręcają. Może przyjadą na mikołajki z prezentami, poprzebierani w stroje Mikołajów. Pewnie pojawią się też na Wielkiej Orkiestrze czy innej imprezie charytatywnej. Potem, pod koniec roku będą z całej tej działalności zdawać sprawozdanie prezydentowi organizacji.
Wszystko można zrobić, byleby była pogoda, bo wiadomo, że sezon na motocykle nie trwa cały rok.

- Jeśli szosa będzie sucha, to pojedziemy i w lutym - zapowiadają.

Damy mają u nas dobrze
Chętnie opowiadają o zasadach panujących w Knights Riders.
- Pierwszy stopień to kandydat. Przygotowanie trwa rok. My w tym czasie przyglądamy się delikwentowi. Sprawdzamy, czy można na niego liczyć. Jak się kandydat sprawdzi, to awansuje na giermka. Potem na zlocie generalnym jest pasowany na rycerza. Pasuje prezydent organizacji, szablą - opisuje Mordosewicz.
Każdy z etapów motocyklowego wtajemniczenia trwa około roku. Każdy wymaga innych oznaczeń na kurtce. Kandydat ma tylko napis z nazwą miejscowości, w której działa klub. Giermek ma oprócz tego nazwę klubu. Rycerz występuje w pełnych barwach z charakterystycznym logo na klubowej kamizelce.
- Kamizelka zobowiązuje
- powtarzają ridersi. - Nie dostaje się jej na zawsze. Jest własnością klubu i trzeba sobie na nią zasłużyć. Nietrudno też ją stracić, wystarczy sprzeniewierzenie się zasadom klubu.
Podkreślają, że kobiety w ich klubie nie są wyłącznie ozdobą.
- U nas zyskują od razu pełne barwy i tytuł damy dworu. Mogą uczestniczyć w spotkaniach, dyskutować. Jesteśmy jedynym klubem motocyklowym, który traktuje kobiety na równi - zapewnia Mordosewicz. W Lęborku na razie nie mają w swoich szeregach kobiet, które jeździłyby motocyklami. Czekają...

Jest cudownie
Na pytanie co czują, kiedy tak jadą swoimi maszynami, chórem odpowiadają, że jest cudownie.

O niczym się nie myśli, człowiek po prostu wypoczywa.
- A świat z motocykla też się jakoś inaczej ogląda - zauważa Mordosewicz. - Kiedy się jedzie maszyną, ludzie są jacyś tacy bardziej sympatyczni, otwarci. Jak się człowiek zatrzyma, to przychodzą porozmawiać, popatrzeć. Jest zupełnie inaczej.
Właśnie na tym to polega. I jeszcze jedno: - Ma huczeć, dudnić i wiać! - dodają zgodnie.
Wtedy dopiero jest cudnie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!