Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciekawa historia: lekarz Maciej Mielczarek i lekarz...Maciej Mielczarek

Ilona Stec [email protected]
Od lewej:Maciej Jakub Mielczarek, Maciej Andrzej Mielczarek
Od lewej:Maciej Jakub Mielczarek, Maciej Andrzej Mielczarek Fot. Bartosz Ignasiak
Mylą się pacjenci, pogotowie, urzędnicy, nawet policja się pomyliła. Najczęściej dochodzi do zabawnych nieporozumień, ale zdarzają się też historie z dreszczykiem, jak choćby przesłuchanie w sprawie podrobionych recept.

Obaj są w podobnym wieku, obaj mają tę samą specjalizację - lekarza rodzinnego, obaj pracują w przychodniach w Koszalinie. Maciej Mielczarek i Maciej Mielczarek. Dla odróżnienia zaczęli używać swoich drugich imion. Maciej Jakub, absolwent I LO im. Dubois w Koszalinie i Akademii Medycznej w Gdańsku jest lekarzem, a zarazem kierownikiem Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej Vita. Maciej Andrzej, młodszy o rok od swego imiennika, jest absolwentem łódzkiej Wojskowej Akademii Medycznej i lekarzem rodzinnym w koszalińskiej Poliklinice MSWiA.

Pan nie jest Maciejem Mielczarkiem
Spotkali się po raz pierwszy w 1997 roku na stażu specjalizacyjnym w koszalińskim szpitalu. - Przedstawiam się: Maciej Mielczarek i słyszę echo: Maciej Mielczarek. Konsternacja. W Łodzi przez lata nie spotkałem nikogo nawet o tym samym nazwisku. Przyjeżdżam tu i taki strzał w dziesiątkę - wspomina doktor Maciej Andrzej. Doktorowi Maciejowi Jakubowi utkwiło w pamięci inne zdarzenie: - Podczas dyżuru w oddziale któryś z kolegów odebrał telefon. "Do Maćka Mielczarka" - mówi i podaje mi słuchawkę. Przedstawiam się, a pani po drugiej stronie odpowiada stanowczo: "Pan nie jest Maciejem Mielczarkiem". Dlaczego pani tak uważa? - zapytałem, choć wiedziałem już, że to nie jest telefon do mnie, tylko do drugiego Maćka.

Gdy zaczynali praktykę lekarską, mieli identyczne recepty. I pieczątki różniące się jedynie numerem, ale numery znali tylko oni. Nikt inny tej różnicy nie dostrzegał. No to umieścili na nich drugie imiona. - Czasem ludzie pytają, czy nie jesteśmy braćmi. Jak się zreflektują, sami się śmieją, bo przecież nikt nie daje braciom takich samych imion - mówi doktor Maciej Andrzej.

Zakręcona policja
Zwykle bywa zabawnie, ale zdarza się też, że nerwowo. - Raz przyszedł do mojego gabinetu policjant i mówi: "Co pan się tak ukrywa?". Ja się ukrywam? - zdziwiłem się - opowiada doktor Maciej Andrzej. - On na to, że próbował się ze mną skontaktować, ale nie mógł mnie znaleźć. Pyta tajemniczo, czy mógłby ze mną o czymś porozmawiać. Wreszcie wyjaśnia, że chodzi o moje podrobione recepty. Zaniepokoiłem się, w końcu to poważna sprawa. Pokazuje mi taką receptę, a ja już widzę, w czym rzecz. Były na niej imiona Maciej Jakub. Wyjaśniłem, że to nie ja. Policjant wysłuchał, ale stwierdził, że i tak muszę pójść na komendę. Poszedłem, wyjaśniłem. Nie byłem jednak pewien, czy Maciej o wszystkim wie. Dzwonię do niego i pytam. Okazało się, że już kilka razy składał wyjaśnienia w tej sprawie, ale prawdopodobnie zajął się nią ktoś nowy, stąd pomyłka.

- Rzeczywiście, byłem wzywany na policję, bo gdzieś w Polsce pojawiły się podróbki moich recept. Któregoś dnia dzwoni "braciszek" i oznajmia mi, że był na policji. Jak się okazało - w mojej sprawie - przyznaje Maciej Jakub Mielczarek. Na szczęście, większość pomyłek i nieporozumień ma pozytywno-humorystyczny wydźwięk.
Zakręceni pacjenci
- Pamiętam taką sytuację, gdy po zakończeniu specjalizacji rozpocząłem pracę w przychodni - opowiada Maciej Andrzej Mielczarek. - Dałem ogłoszenie do prasy o naborze pacjentów: "Maciej Mielczarek otwiera w NZOZ Rodzina gabinet". Za jakiś czas Maciej Jakub przychodzi do mnie i mówi, że coś z tym musimy zrobić, bo jego pacjenci wypisują się od niego i przepisują do Rodziny. Myśleli po prostu, że Maciek się tam przeniósł i przeszli za nim.

Do Macieja Jakuba Mielczarka z kolei przyszła kiedyś pani, by zapisać do niego swojego męża. - Mówi, że mąż jest człowiekiem schorowanym, leżał w szpitalu i ja tak dobrze się nim opiekowałem, że chce, abym był jego lekarzem rodzinnym. Nie kojarzyłem nazwiska pacjenta, ale zapytałem, kiedy jej mąż był w tym szpitalu. Okazało się, że wtedy, kiedy ja tam już nie pracowałem. Jej mężem opiekował się drugi Maciek - opowiada Maciej Jakub Mielczarek.

Kiedyś pogotowie przysłało mu rachunki za transport pacjentów. Przyjrzał się jednemu nazwisku i stwierdził, że to nie jego pacjent, tylko kolegi. - Skontaktowałem się z księgowością pogotowia i poinformowałem ich o dwóch Maćkach, by rachunki wysyłali do właściwego - dodaje doktor Maciej Jakub.

Jak to - nasz?
Choć obaj pracują w koszalińskich przychodniach już od kilkunastu lat, ludzie często nadal nie mogą rozeznać się w sytuacji. - Do zabawnych reakcji dochodzi, gdy moi pacjenci trafiają do Polikliniki. Wielu z nich leczy się u tamtejszych specjalistów. Niedawno pacjent opowiadał mi, jak się tam rejestrował. Zapytany o lekarza rodzinnego, odpowiedział - Maciej Mielczarek. Nasz? - spytała rejestratorka. Skonsternowany pacjent się zdziwił: jak to nasz. Tak dowiedział się, że jest nas dwóch - mówi doktor Maciej Jakub Mielczarek. Pacjenci czasem nadziwić się nie mogą, jak doktorzy są pracowici, bo przyjmują chorych i w jednej przychodni, i w drugiej. Niektórzy współczują im, że tak się przepracowują. Są i tacy, dla których taka sytuacja zdaje się być całkiem wygodna.

- Pacjentka informuje mnie któregoś razu, że zarejestrowała się do mnie na określoną godzinę. Mówię, że ja w takich godzinach nie przyjmuję. Jak to - zdziwiła się - przecież w "Vicie" jest wywieszka, że przyjmuję i ona tam się zarejestrowała, bo uznała, że tam będzie miała bliżej niż do Polikliniki - wspomina Maciej Andrzej Mielczarek.

Listy krążą
A ile było zamieszania, gdy obaj się budowali i remontowali. Prosi któryś o fakturę w sklepie, podaje swoje dane i słyszy od ekspedientki: pan już u nas był. Wie tymczasem, że zakupy robi tam po raz pierwszy. - Dzwoni do mnie któregoś dnia pan z firmy reklamowej. Informuje że reklama już gotowa i lekko zniecierpliwiony dziwi się, że nie pamiętam. Jaka reklama? - pytam i za chwilę wszystko jest już jasne - opowiada doktor Maciej Jakub Mielczarek.

Drugi Maciej przyjmował kiedyś za kolegę gratulacje za pochlebny artykuł w gazecie. Opowiada: - Pacjent mówi: "Czytałem o doktorze artykuł". "O jakim doktorze?" - pytam. "O Macieju Mielczarku. To nie o panu?. Odpowiedziałem mu tylko, że nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Inny pacjent znów gratulował mi stanowiska. Jakiego? - zdziwiłem się. "No jak to, wyczytałem, że jest pan kierownikiem przychodni" - odparł pacjent. Chodziło oczywiście o mojego kolegę z Vity. Zabawne to, ale czasem bywa kłopotliwe. Zawsze musimy być czujni, zastanawiać się, o którego z nas chodzi - dodaje Maciej Andrzej Mielczarek.
Służbowe listy krążą nagminnie. Adresowane do Macieja Jakuba Mielczarka przychodzą do Polikliniki, skierowane do Macieja Andrzeja Mielczarka adresowane są do Vity. Nigdy nie wiadomo, czy imię i nazwisko jest właściwe, czy adres, czy otwierać przesyłkę, czy nie.

Co ciekawe, obaj prywatnie spotykają się rzadko. - Jesteśmy tak zapracowani, że na to nie mamy czasu. Widujemy się czasem tylko na sympozjach i szkoleniach. A także w szkole, do której prowadzamy nasze dzieci - mówią obaj doktorzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!