Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co z tymi wilkami? Rozmowa z dr Sabiną Pierużek-Nowak, znawczynią wilczych zwyczajów

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Dr Sabina Pierużek-Nowak
Dr Sabina Pierużek-Nowak facebook Sabiny Pierużek-Nowak
Artykuł o stadach wilków dziesiątkujących leśną zwierzynę w regionie szczecineckim i pytanie czy drapieżnik może zaatakować w końcu człowieka wywołało gorącą dyskusję. Dziś prezentujemy rozmowę z dr Sabiną Pierużek-Nowak, naukowcem badającym zwyczje wilków i prezesem Stowarzyszenia dla natury "Wilk".

Na skutki rosnącej populacji wilka – szacuje się nawet, że na Pomorzu Środkowym niemal z zera urosła ona do około 500 sztuk – skarżyli się myśliwi i inne osoby związane z lasem, które widzą, jak trzebią one głównie jeleniowate. Są też przypadki ataków na zwierzęta hodowlane, a brak naturalnego wroga i fakt, iż wilki objęte są całkowitą ochroną powoduje, że nie jest nim i człowiek. Stąd obawy, czy nie zagrożą one i jemu.

Na naszym internetowym forum rozpętała się ostra dyskusja, która z grubsza podzieliła się na pół między zwolenników kontrolowanego odstrzału wilków i zdecydowanych tego przeciwników. Argumenty, choć nieraz okraszone mocnymi słowami atakującymi adwersarzy, są znane od lat: ekolodzy są przeciwko ingerencji człowieka w naturę, gdzie to my jesteśmy gośćmi kontra potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa i przywrócenia równowagi w przyrodzie zachwianej wzrostem liczby drapieżników.

Rozmowa z Doktor Sabiną Pierużek-Nowak, prezes Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”

Szczecineccy leśnicy oszacowali populację wilków na Pomorzu Środkowym na nawet 500 sztuk. Czy to dużo?

Od ponad miesiąca odpowiadam na to pytanie, bo w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku taką liczbę podano do publicznej wiadomości. A to liczba całkowicie niewiarygodna, przynajmniej o połowę zawyżona. Informacje oparto o szacunki wykonane przez nadleśnictwa i koła łowieckie, które rejestrowały ślady aktywności wilków na swoim terenie, i na tej podsatwie oceniły liczbę wilków. A to zupełnie niemiarodajne dane, gdyż z pewnością szacunki z sąsiednich nadleśnictw i obwodów łowieckich sumowano, bez weryfikacji czy dotyczyły tych samych wilczych grup rodzinnych, co powoduje, że te same wilki są włączane do szacunków 2-3 razy. Żeby taką weryfikację przeprowadzić, czyli dowiedzieć się ile nadleśnictw czy obwodów łowieckich pokrywa terytorium danej grupy należałoby przetropić taką watahę kilkukrotnie w zimie przez 20-30 km. Takich tropień się w nadleśnictwach nie robi, bo są zbyt czasochłonne, wymagają ponadto pokrywy śnieżnej. Duże drapieżniki są trudne do liczenia, gdyż żyją w niewielkich zagęszczeniach i zajmują ogromne areały. W przypadku wilków - zwierząt wybitnie socjalnych, należy liczyć grupy rodzinne, czyli tzw. watahy, a nie osobniki. Tak jest oceniana populacja wilków w wielu krajach europejskich, np. w Niemczech, Francji, w krajach skandynawskich. Jest kilka metod, które użyte jednocześnie to umożliwiają: wielkoskalowe i długodystansowe tropienia prowadzone w tym samym czasie w całym kompleksie leśnym, genetyczne rozróżnianie poszczególnych par rodzicielskich (w każdej grupie rodzinnej jest tylko jedna taka para) w oparciu o próby z odchodów, wyszukiwanie centrów terytoriów poszczególnych wilczych rodzin w oparciu o pozostawiane znakowanie oraz badania telemetryczne, czyli zakładanie obróż z nadajnikami niektórym wilkom dla oceny średniej wielkości terytoriów grup rodzinnych w danym regionie kraju. Wilki żyją w grupach rodzinnych liczących w zimie od 6 do 8 osobników, rzadko 10 wilków. Taka grupa ma swoje wyłączne terytorium, bronione przed innymi grupami, wynoszące około 380 kilometrów kwadratowych, to naprawdę olbrzymi obszar, zbliżony powierzchnią do Warszawy.

Pojawiają się jednak głosy, że wilków i tak jest za dużo. I, że doprowadziły do zmniejszenia liczebności jeleniowatych, że atakują zwierzęta hodowlane. Są i głosy aby wprowadzić odstrzał wilków.

SN: W Polsce zachodniej są rozległe kompleksy leśne, jak wynika z inwentaryzacji łowieckich żyją tu najliczniejsze w kraju populacje jeleniowatych i dzików, zatem wilki mają dobre warunki bytowania. Z jednej strony Lasy Państwowe borykają się z wielkimi kosztami ochrony upraw leśnych niszczonych przez jeleniowate, co roku wydają ponad 150 mln. zł na samo grodzenie upraw, a z drugiej strony pojawiają się postulaty odstrzału wilka - ich naturalnego sojusznika w tej walce. Tego nie rozumiem. Wilki intensywnie polują na dziki, każdy wilk zabija rocznie 20-40 dzików. Obecnie toczy się w Polsce batalia, aby drastycznie ograniczyć populację dzików z uwagi na ryzyko rozprzestrzeniania ASF (afrykański pomór świń – red.) będącego zagrożeniem dla hodowli trzody chlewnej. Wilki wspomagają więc ludzi w tej walce. Wilki zjadają też sporo bobrów, które powodują ogromne szkody nie tylko w rolnictwie, ale i leśnictwie. Nie rozumiem zatem postulatów, żeby zabijać wilki. Szczególnie jeśli zgłaszają je leśnicy. Wiem że wielu z nich to też myśliwi, ale trzeba zadać sobie pytanie: kim są przede wszystkim leśnikami czy myśliwymi? Czy reprezentują interes przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, w którym pracują, a które inwestuje miliony w hodowlę i ochronę lasu, czy są przede wszystkim myśliwymi, którzy ubolewają, że mają w łowisku konkurenta do jeleni i co gorsza nie mogą na niego polować i pozyskiwać cennych trofeów.

Na odstrzał wilków objętych całkowitą ochroną musi się zgodzić Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska.

Tak, to możliwe tylko w sytuacji, gdy zagrażają one człowiekowi lub powodują znaczące straty w inwentarzu. W skali roku mówimy o kilku takich pozwoleniach, np. w latach 2014-16 wydano zgody na zabicie około 20 wilków, z czego około 8 zastrzelono. Generalnie zawsze, gdy wykazana zostanie uzasadniona potrzeba usunięcia osobników konfliktowych, np. osiedlających się na obszarach nieodpowiednich dla tego gatunku i wchodzących w regularny konflikt z ludźmi, taki odstrzał jest możliwy, a nawet konieczny. Jednak zabijanie wilków bytujących w dużych lasach i polujących na swoją naturalną zdobycz, dzikie zwierzęta kopytne, jest ekonomicznie nieuzasadnione, może też spowodować więcej szkód niż pożytku. Przecież, w odróżnieniu do np. jeleni, nie sposób przeprowadzić tzw. odstrzału selektywnego, bo u wilków (tak jak u psów) bardzo trudno rozróżnić z większej odległości samca od samicy, nie da się też w zimie jednoznacznie odróżnić młodych osobników od pary rodzicielskiej. A zabijając rodziców, rozbija się grupę rodzinną ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami. Wilki z rozbitych watah częściej polują na łatwiejsze zdobycz, np. zwierzęta gospodarskie, bo nie mają wsparcia ze strony doświadczonych rodziców. Straty w zwierzętach hodowlanych powodowane przez wilki to około 800-1200 zwierząt rocznie. Odszkodowania z tego tytułu to około 650 tys. zł, czyli niespełna 4 procent wszystkich odszkodowań za szkody powodowane przez zwierzęta prawnie chronione, podczas gdy za szkody powodowane przez bobry płaci się kilkanaście do 20 milionów zł na rok. Rolnikom zaś za szkody w uprawach powodowane przez zwierzęta łowne płaci się rocznie około 73 milionów złotych. W ciągu ostatniej dekady, mimo wzrostu liczby wilków, liczba jeleni wzrosła o 56 procent, dzika o 64, a sarny o 26 procent. Nie wiem więc skąd przekonanie myśliwych o wytrzebieniu przez wilki populacji jeleniowatych.

Na końcu zwykle pojawia się argument, że wilki mogą zagrozić ludziom. Czy musimy zachować jakieś szczególne środki ostrożności wchodząc do lasu?

Mieszkam w Karpatach, gdzie obecność dużych drapieżników – wilków, niedźwiedzi i rysi – nie jest niczym niezwykłym, i to od dziesięcioleci. Proszę zapytać tutejszych mieszkańców chodzących do lasu po grzyby czy jagody czy mają z tym związane jakiekolwiek obawy? Zapewniam pana, że nie. Po prostu są przyzwyczajeni do ich obecności, żyją obok nich i wiedzą, że nic im nie zagraża. Podobnie jest na Mazurach, czy w Puszczy Białowieskiej, żaden mieszkaniec czy turysta nie boi się w lesie wilka. Dla mieszkańców zachodniej Polski to oczywiście nowość, może budzić pewne zaniepokojenie, ale mówienie im, że wilk może w każdej chwili zaatakować człowieka, napaść na dziecko idące ze szkoły, to perfidne zastraszanie ludzi. W zeszłym roku w tym celu myśliwi podrzucali mediom i instytucjom państwowym tzw. fake news, czyli nieprawdziwe informacje: ściągnięte z Internetu zdjęcia i filmy dużych grup wilków zrobione w Puszczy Białowieskiej, a nawet w USA, i przedstawiali je jako nagrane przy harcówkach, w miastach zachodniej Polski. Ostatni potwierdzony przypadek agresji wilka w stosunku do ludzi w Polsce miał miejsce w 2004 roku w Bieszczadach. Wilk nikogo nie ugryzł, ale biegł za ludźmi i próbował atakować samochód, w którym się schronili. Po zastrzeleniu i zbadaniu tego osobnika okazało się, że był chory na wściekliznę. Ponieważ działo się to kilka kilometrów od granicy z Ukrainą najprawdopodobniej osobnik ten przedostał się do Polski stamtąd. Chore na wściekliznę zwierzę nie jest w stanie pokonywać dłuższych odległości. W naszym kraju, w ramach profilaktyki, szczepionki na wściekliznę umieszczone w mięsnej zanęcie są co roku rozrzucane w lasach i nie tylko lisy, lecz także wilki skwapliwie je zjadają.

Zobacz także Wilki przestały bać się ludzi - prof. Kajetan Perzanowski

POLECAMY:

Gk24.pl

Zachęcamy również do korzystania z prenumeraty cyfrowej Głosu Koszalińskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo