Tadeusz Życzyński mieszka w jednym z kilkunastu domów w Trzebni, małej popegeerowskiej wsi. Pech chciał, że jego posesja znajduje się naturalnym obniżeniu terenu. - Drogą spływa do studzienek kanalizacji burzowej piach, szlam, wszelkie śmieci, a po burzach nawet gnojówka z pobliskiego gospodarstwa - mówi pan Tadeusz. - Nic dziwnego, że kanalizacja jest prawie niedrożna. Tworzą się wtedy wielkie kałuże, bo rur nikt nie czyścił od upadku PGR. To, co w końcu wleci do kanalizacji, płynie kilkadziesiąt metrów rurami pod terenem pana Tadeusza, potem otwartym rowem, do którego nieczystości odprowadzają także inni mieszkańcy wsi. Cuchnąca struga niknie potem gdzieś w pobliskim lesie.
T. Życzyński domagał się, aby bobolicki ratusz zrobił z tym w końcu porządek. Urzędnicy przyjechali, popatrzyli i nakazali sąsiadowi uszczelnić szambo, a panu Życzyńskiemu w ogóle je zbudować. - Sam nie ma szamba i odprowadza ścieki do rowu - mówi Sławomir Chmiel z Urzędu Miejskiego w Bobolicach. Jego zdaniem przecieki od sąsiada są na tyle nieduże, że nie powinny zalewać terenu pana Tadeusza. Jedynie po obfitych deszczach mogą się tworzyć rozlewiska w obniżeniu terenu, które zresztą pełni rolę naturalnej oczyszczalni ścieków.
- Bardzo chętnie zrobię szambo, jeżeli tylko ratusz zobowiąże do tego pozostałych mieszkańców i zrobi porządek z siecią burzową i ściekami w całej Trzebni - oburza się T. Życzyński.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?