Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Diabeł rozsiewał ogień

Marian Dziadul
Tak dzisiaj wygląda odbudowana po pożarze świątynia w Starym Chwalimiu
Tak dzisiaj wygląda odbudowana po pożarze świątynia w Starym Chwalimiu Marian Dziadul
Ksiądz biskup wielkim kluczem stukał we wrota odbudowanej świątyni. Parafianie płakali ze szczęścia. Tak jak wtedy, ponad osiem lat temu, gdy ich kościół płonął żywym ogniem. Wtedy płakali z rozpaczy.

- Czasem wydaje mi się to nieprawdą. Szczególnie, gdy patrzę na odnowiony pięknie nasz kościół - zwierza się sołtys Bukowska. - Czasami jest tak, jakbym ten pożar kościoła oglądała w filmie. Taki straszny film widziałam w telewizji, jak Neron podpalił Rzym. A ja zobaczyłam na ekranie nasz płonący kościół…

Życie w strachu

Katastroficzny film o Starym Chwalimiu?! To musiałby być cały serial! W ciągu zaledwie kilku miesięcy w płomieniach stanęło tam siedem gospodarstw. No i kościół. Po trzecim pożarze we wsi zapanował strach. Ludzie zrozumieli, że to nie przypadek. Ktoś podpala. Kto? Bardzo nerwowe miesiące nastały wtedy we wsi. Gospodarze w nocy pilnowali swoich zagród, w dzień - odsypiali. - Wiedzieliśmy, że podpalacz przyjdzie którejś nocy - wspomina gospodarz Jerzy Pawelec. - Tylko do kogo? Kiedy? Czy uda się upilnować?
Spalili Nadarzyńskich, Ostrowskich, Bartczaka, Janinę Cicielągową… Poszli palić Hałaburów. Stodoła pełna siana i słomy. Załadowana po sam dach. Na przyczepie ziarno żyta. Maszyny pochowane w stodole przed śniegiem i mrozem. Do stodoły przylepiona obora. Nic z tego nie zostało.
- Pięć krów i siedem cielaczków w ostatniej chwili udało się uratować - Jadwiga Hałabura pamięta rodzinną tragedię, jakby wydarzyła się wczoraj. - Od tamtej pory mąż bardzo choruje. Codziennie musi przyjmować lekarstwa na uspokojenie. On stał się innym człowiekiem - płacze. - Do dzisiaj nie możemy się pozbierać. Od ludzi dostali wtedy siano i słomę dla krów Gdyby nie sąsiedzi, byłoby po nich.

Dwóch ich było

Może pół godziny do północy było, może ciut więcej, gdy pies Pawelców, prawie szczeniak jeszcze, zaczął przeraźliwie ujadać. Jakoś tak dziwnie, inaczej... Czuwający gospodarz natychmiast wybiegł na podwórze. Przez szpary w deskach stodoły zobaczył ognik. Jakby żarówka się paliła. - Biegnę w tamtą stronę. Patrzę, uciekają podpalacze. Dwóch ich było. Tylko sylwetki mi zamajaczyły w nocy. Gonić ich czy gasić pożar? - Jerzy Pawelec tylko przez chwilę miał taki dylemat. - Na szczęście, szybko wrócił mi rozum. Narobiłem alarmu. Zadeptywałem płomienie na klepisku. Na koniec polaliśmy to jeszcze wodą. I udało się ugasić ogień w zarodku. Natychmiast zadzwoniłem po policję.
Policjanci nie zdążyli posłodzić u Pawelców kawy, gdy zawyła syrena strażacka… Płonął zabytkowy kościół.

Poszli do kościoła

Naczelnik ochotniczej straży pożarnej w Starym Chwalimiu Waldemar Żelazowski jest zawodowym strażakiem. Akurat tej styczniowej nocy pełnił dyżur w siedzibie straży w Szczecinku. Gdy usłyszał, że pali się kościół, natychmiast, jako dowódca, wyruszył z ekipą zawodowych strażaków do akcji gaszenia.- Już w Trzesiece zobaczyłem jęzory ognia. A to przecież dobrych kilkanaście kilometrów od naszej wsi - opowiada. - Wtedy już szesnaście lat byłem zawodowym strażakiem. Ale tam na miejscu, przez pewien czas stałem i nie wiedziałem jak pokierować akcją gaśniczą. Nie będę ukrywał, że doznałem szoku.
Ochotnicza straż ze Starego Chwalimia w tym czasie już lała wodę na kościół. Dwudziestoletni strażak Roman M. mocno trzymał w garści prądownicę. I - jak zwykle - wyróżniał się w akcji. Szalał, łapy pchał do ognia. Nie zważał na niebezpieczeństwo. Wzorowy strażak. Zawsze pierwszy w akcji.
- Z pogorzeliska razem z Romkiem wynieśliśmy osmalone tabernakulum - pamięta naczelnik Żelazowski. - Razem z nim wyważyliśmy drzwiczki. W środku był kielich wypaczony od ognia, a w nim spalone hostie.
Za chwilę naczelnik Żelazowski już po raz drugi tej nocy doznał szoku. Gdy policja przyszła po Romka i jego o rok młodszego kompana Tomasza W., zresztą też strażaka. Policyjny pies bezbłędnie ich namierzył. Złapał trop przy stodole Pawelca. Dwaj strażacy prosto od akcji gaszenia kościoła trafili do aresztu.

Czarci żleb

Neron podpalił Rzym, bo chciał napisać arcydzieło. O tragedii Rzymian, o śmierci tysięcy niewiniątek. Roman i Tomasz podpalali Stary Chwalim z bardziej prozaicznych przyczyn. Z chęci zysku. Za każdą godzinę gaszenia otrzymywali z gminy po pięć złotych. Już z samego rana dnia następnego! Dla nich to były spore pieniądze. Za jedną godzinę zmagania się z ogniem było na dwa wina marki na przykład "Czarci żleb". Tymczasem przeciętny pożar strażacy gasili co najmniej sześć godzin. Gotówki wystarczało więc przynajmniej na tydzień…
- I tak było, że co tydzień, co dwa tygodnie wybuchały u nas pożary - sołtys Bukowska zamyśla się na chwilę. - Oni cały Stary Chwalim w końcu by spalili. Chyba Bóg zlitował się nad naszą wsią. Już nie wytrzymał tego świętokradztwa.
Ogień w sercach
Po kościele w Starym Chwalimiu pozostały sterta popiołu i osmalona ściana. Parafianie podparli ją kołkami, żeby się nie zawaliła. Z popiołów wygrzebali metalowe paciorki różańca, fragmenty stopionych dzwonów, kielich, puszkę na sakrament i kustodia (dziś te ocalone z pożaru rzeczy można oglądać w gablocie w przedsionku odbudowanego kościoła). - To ogromne nieszczęście zjednoczyło naszych parafian. Uparli się odbudować świątynię. I z Bożą pomocą to się nam udało - ksiądz proboszcz Zbigniew Witka-Jeżewski oprowadza po odnowionym, a właściwie zbudowanym prawie od nowa kościele. - Proszę zwrócić uwagę, że ostatnio zmienia się cała nasza wieś: ludzie odnawiają domy, malują ściany, płoty…
Ksiądz proboszcz uznał, że to jeszcze nie koniec dzieła "odbudowy" parafii po tragedii. Podjął desperacką próbę przywrócenia na jej łono zbłąkanej owieczki. Oczywiście, poczekał, gdy Roman M. po pięciu latach wyszedł z więzienia i wrócił do wsi. Ksiądz poszedł wówczas do jego domu i przemówił mniej więcej tymi słowami: - Synu, Bóg jest nieskończenie miłosierny. Bóg ci wybaczy te straszne czyny. Tylko ty sam musisz mieć w sobie wolę pojednania z Bogiem i ludźmi. Przyjdź do plebanii na rozmowę. Proboszcz bardzo ubolewa nad tym, że ta próba się nie powiodła. Roman M. nigdy się do niego nie zgłosił. Ksiądz nie traci nadziei.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!