Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa oblicza księdza z Białogardu

Cezary Sołowij, [email protected]
Fot. Archiwum policji
Norbert J. został złapany przez policję kilkadziesiąt minut po tym, jak przystawił nóż kasjerce agencji PKO i zrabował pieniądze. A zaledwie kilka miesięcy wcześniej odprawiał msze w białogardzkim kościele.

Diecezja koszalińsko-kołobrzeska w ostatnich tygodniach dwukrotnie była obiektem szczególnego zainteresowania opinii publicznej. Pierwszy raz, kiedy ksiądz z Dygowa został uwieczniony przez fotoreporterów w towarzystwie posłanki PiS Jolanty Szczypińskiej. Ksiądz szybko zniknął z tamtejszej parafii. Jedna sensacja nie zdążyła odejść w zapomnienie, kiedy po raz drugi ksiądz Dariusz Jaślarz, rzecznik prasowy kurii, musiał odpowiadać na niewygodne pytania dziennikarzy. Tym razem sprawa była poważniejsza. Nie dotyczyła sprawy obyczajowej, ale kryminalnej: napadu z nożem w ręku.

Siódme: nie kradnij
23 września, Szamotuły, woj. wielkopolskie. Dochodzi godzina 14. Kasjerka miejscowej agencji PKO jest sama w pomieszczeniu. Wchodzi mężczyzna. Zdecydowanym krokiem podchodzi do okienka kasowego. Kobieta widzi, że w ręce trzyma nóż. Przystawia go do jej szyi. Żąda pieniędzy. Zabiera to, co jest w kasie. Około 6 tys. zł. Zapewne liczył na więcej, bo -jak sądzą powiadomieni natychmiast policjanci - musiał obserwować ten punkt.

Kobieta, choć śmiertelnie przerażona, zapamiętała wygląd rabusia. Opisuje go policjantom, którzy natychmiast rozpoczynają poszukiwania. Mija niespełna godzina od zawiadomienia. Jeden z patroli na przystanku autobusowym w Goławie, miejscowości odległej od Szamotuł niewiele ponad kilometr, dostrzega mężczyznę odpowiadającego rysopisowi poszukiwanego. Jest co prawda ubrany inaczej niż napastnik, ale radiowóz zatrzymuje się. Mężczyzna jest zaskoczony prośbą o dokumenty.

- Napad?! To jakaś pomyłka. Jestem księdzem z Białogardu - mówi. Nie przekonuje jednak funkcjonariuszy, którzy znajdują przy nim sporo gotówki. Tyle, ile zginęło podczas napadu na agencję. Policjanci pokazują napadniętej kobiecie zatrzymanego na przystanku mężczyznę, który podaje się za księdza. Ofiara rozpoznaje w nim napastnika. Zaskoczeni takim obrotem sprawy policjanci starają się zweryfikować informacje, kim naprawdę jest ten człowiek. Jeszcze dzień po napadzie rzecznik miejscowej policji z ostrożnością wypowiada się na ten temat. Tymczasem media podają coraz bardziej zaskakujące informacje dotyczące jego życia.

Znikający ksiądz
Sprawdzamy w Internecie. Na stronie diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej można odnaleźć księdza o tym imieniu i nazwisku. Był wikarym w parafii św. Jadwigi w Białogardzie do 25 sierpnia 2009 roku. Kilka dni później ponownie szukamy historii kapłaństwa Norberta J. na tej samej stronie. Nie ma już po nim śladu. Zniknął!

- Na pana Norberta czekał już dekret o suspencji, czyli wykluczeniu ze stanu kapłańskiego, bo kilka miesięcy temu opuścił stan kapłański. Nie stawił się w parafii - wyjaśnia ksiądz Jaślarz. Dlaczego? - Nie wiem, czy pan Norbert chciałby, abym się wypowiadał o jego osobie. Tym bardziej, że nie jest już kapłanem - ucina dalsze pytania rzecznik kurii.

Trudne życie bez sutanny
Ustaliliśmy, że w czerwcu Norbert J., wówczas jeszcze ksiądz, miał przenieść się do parafii w Czarnem. Dlaczego tego nie zrobił? Chyba rzeczywiście zdecydował się definitywnie porzucić stan kapłański. Zamieszkał w Poznaniu wraz z konkubiną, matką jego kilkumiesięcznego dziecka. Zaczął pracować jako ochroniarz w jednej z sieci handlowych. W Internecie pojawiły się informacje, że był hazardzistą, ale nikt ich oficjalnie nie potwierdził.

- Nam tłumaczył, że napadł na kantor, bo potrzebował pieniędzy. Postawiliśmy mu zarzut rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Grozi mu kara nie mniejsza jak trzy lata więzienia - mówi prokurator Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej.

Brakuje nam go
Dzień po napadzie informacje o nim pojawiają się na portalach internetowych. W Łęcznie, gdzie w kościele filialnym Norbert J. przez trzy lata odprawiał msze i był wyrocznią dla tutejszej społeczności, pierwsza dostrzega je Ania Bąk. Jej rodzina była zżyta z księdzem. Kobieta nie wierzy w to, co czyta. To na pewno jakaś pomyłka. Przecież ksiądz Norbert był wspaniałym kapłanem.

- Uśmiechnięty, potrafił zażartować, miał z nami doskonały kontakt - opisuje kapłana dziewczyna. Przez ostatnie lata razem z siostrą była lektorką w czasie mszy. Nigdy nie usłyszeli od niego złego słowa. Jakiś smutek było w nim widać? Chodził przygnębiony? Czymś się martwił?
- Nie! Nie dawał po sobie niczego poznać - wspomina. - Brakuje nam go - zamyśla się.
Kiedy przeczytała w Internecie o napadzie, natychmiast powiedziała o tym mamie. Magdalena Bąk od dziewięciu lat jest kościelną w miejscowej świątyni.

- Ciśnienie mi skoczyło, mało nie umarłam - wspomina kobieta. Jest smutna. Usta ma lekko zsiniałe, widać gołym okiem, że ma kłopoty z krążeniem. Przy jej stanie zdrowia ta wiadomość mogła być zgubna.

Przebaczymy mu
Chociaż minęło już kilka dni, Magdalena Bąk nie może się oswoić z myślą, że ich pasterz zbłądził. Wspomnienie księdza wywołuje silne emocje. Drżą kąciki ust, oczy czerwienieją.
- Jak tylko wchodzę do kościoła, to od razu go widzę. Staje mi przed oczami jak żywy. A ja już niejednego wikarego przeżyłam - tłumaczy.

- Był dla nas jak rodzina. Przez te lata, jak tu był, pokazał się z najlepszej strony. Przyjeżdżał na ogniska z ministrantami. Byliśmy zżyci. Przywoziliśmy go na msze, odwoziliśmy - zamyśla się. - Jezu Chryste, co się musiało z nim dziać, że zdecydował się napaść z nożem w ręku. Żal nam go. To był wspaniały ksiądz - z trudem łapie oddech. - Modlę się o miłosierdzie dla niego i tych ludzi, dla których to zrobił. O ile to zrobił? - próbuje kolejny raz wątpić w jego winę.

Modlę się o łaskę dla niego
Choć widywali się niemalże w każdą niedzielę, to o życiu księdzu nie wiedzieli zbyt wiele. Jest zaskoczona, że dopiero w 2004 przyjął święcenia kapłańskie. - Taki młody ksiądz? Wydawało się, że ma o wiele więcej lat posługi kapłańskiej - dziwi się. - Nie rozmawiał z nami na ten temat, a my nie śmieliśmy go pytać. Raz tylko powiedział, że jak był małym chłopakiem, to opuścił ich ojciec. Nie wiedziałam nawet, czy ma rodzeństwo i czy jego mama nadal żyje - wzdycha kobieta.
Bogatsza o wiedzę dotyczącą obecnych wydarzeń przyznaje, że już na początku tego roku zaczęło się dziać coś złego. Ksiądz Norbert przestał przyjeżdżać na msze. Zjawił się tylko na kolędę i potem na Boże Ciało. Wtedy zakomunikował im, że się pożegnają.

- Modlę się tylko, żeby otrzymał łaskawy wyrok. Żal? - zastanawia się dłuższą chwilę. - Jest nam przykro, że się z nami nie pożegnał. Odszedł od nas bez słowa. Chcieliśmy go pożegnać tak samo jak drugiego księdza, Konrada. Daliśmy mu kwiaty i wiersz w podzięce za pracę duszpasterską jaką tu wykonał.

Milczenie
Kiedy im powiedział, że odchodzi, próbowali podpytać drugiego wikarego, co się stało. Powiedział im jedynie, że kapłan poszedł na drugą parafię.

- Próbowałam do niego dzwonić, ale nie odbierał telefonów. Widocznie już wtedy coś się musiało z nim złego dziać- zamyśla się. Dlaczego tak szybko nas opuszcza? - pytała proboszcza parafii. "Taka jest kolej rzeczy, muszą się uczyć, to młodzi księża" - usłyszała.
- Przebaczymy mu. Chciałabym z nim się spotkać, spojrzeć mu w oczy, powiedzieć, że jesteśmy z nim i pomożemy, jak potrafimy - zapewnia. Zastanawia się, czy nie napisać listu. Ale gdzie go kierować?
- Zbierało się to w nim już długo - nie ma wątpliwości. - Nie poradził sobie z tym. Może nie był przygotowany do życia świeckiego. Zastanawiałam się, dlaczego nie poszedł na tę parafię do Czarnego. Nigdy żadnych złych cech u niego nie widzieliśmy - podkreśla. Hazard? - Nigdy o tym nie
wspominał, o żadnych kartach, grach - kategorycznie mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!