- Ile to już lat w zawodzie?
- Dwadzieścia dziewięć.
- Uczyła pani matmy w podstawówce, a teraz w liceum. Trudniejsza jest praca z dziećmi czy z młodzieżą?
- W szkole podstawowej trzeba być dyrygentem. Oprócz tego, że uczymy, trochę kierujemy maluchami i to pochłania więcej energii. Mało tego, oprócz przekazywania wiedzy, trzeba też zachęcić do nauki. W szkole średniej jest chyba łatwiej. Tu jest się bardziej nauczycielem, a drogowskazem tylko w tym zakresie, w jakim chce tego uczeń.
- Jacy są pani podopieczni dziś, a jacy byli dwadzieścia lat temu? Ciągle słyszymy, że młodzież jest coraz gorsza.
- A ja się z tym nie zgadzam. Młodzi ludzie nie zmienili się na przestrzeni lat. Mają wciąż te same pragnienia i kłopoty, chcą sprawiedliwego oceniania, chcą być zauważani, walczą z nieśmiałością, nie chcą być wyśmiani. Jedyne, co się zmienia, to uwarunkowania. Cywilizacja w szalonym tempie idzie do przodu i młodzi ludzie mają dziś trudniej. Bombarduje ich mnóstwo bodźców zewnętrznych i nie zawsze sobie z tym radzą sami.
- A kogo pani zapamiętuje? Tych wybitnych?
- W pamięci zostają uczniowie najbardziej aktywni. Nie zawsze prymusi, ale tacy, którzy działają i potrzebują większego nakładu mojej energii. Na przykład pamiętam chłopca po operacji ucha, któremu poświęcaliśmy szczególną uwagę. Co z tego! I tak się wymknął i wszedł na dach szkoły. Na szczęście nic się nie stało. Pamiętam też szkolną wycieczkę, na której chłopcy poszli niby za potrzebą i zaczęli skakać ze stogu siana. Z daleka zobaczyłam wbite w niego widły. Tak szybko, jak wtedy do nich, to ja nigdy w życiu nie biegłam!
- Anegdot do opowiadania ma pani sporo...
- I mam swoją ulubioną. To była piąta klasa, w której miałam wychowawstwo. Na lekcji języka rosyjskiego jedna z najlepszych uczennic postanowiła zrobić nauczycielce kawał. Położyła jej pod torebką okazałych rozmiarów dżdżownicę. Rusycystka podniosła torebkę i w krzyk. Zaczęła wymachiwać rękami, a że była dość dobrze zbudowana, wyglądało to zabawnie. Ja też się pośmiałam, ale jako belfer musiałam powiedzieć uczennicy, że musi przeprosić nauczycielkę. Najlepszy jest finał historii. Obie się bardzo polubiły!
- Panią uczniowie lubią. Byli podopieczni z podstawówki powiedzieli mi, że miała pani świetny sposób na zrelaksowanie ich w trakcie lekcji. Co to było?
- A tak, to były przerwy śródlekcyjne. Grałam dzieciom na gitarze, robiliśmy sobie między zadaniami gimnastykę i zabawy ruchowe.
- A teraz?
- Jak starczy czasu, pozwalam na chwilę relaksu i humoru. Nawet czasem daję sygnał i mają minutkę na to, żeby sobie porozmawiać. Albo prowadzimy ćwiczenia oddechowe.
- I to jest tajemnica pani sukcesu? Kilka razy zwyciężyła pani w konkursie na nauczyciela roku.
- To trzeba uczniów zapytać. Wiem, że trzeba być autentycznym, szczerym i kochać to, co się robi. Dzieciaki wyczuwają to od razu.
- Gdyby raz jeszcze stanęła pani przed wyborem zawodu, to byłby to nauczyciel?
- Na pewno. Bardzo lubię swój zawód.
- Czego chciałaby pani życzyć młodym nauczycielom, którzy dopiero zaczynają pracę?
- Wytrwałości i autentyczności. Powinni wymagać najpierw od siebie, a później od dzieciaków. I do tego, żeby byli fachurą w swojej dziedzinie, ale pozwalali dzieciakom działać. Powinni budować i pielęgnować wzajemny szacunek. Bo młodego człowieka nie da się oszukać. Dziecko wyczuje każdy fałsz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?