Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekscesy bezdomnych dotykają nie tylko pracowników Urzędu Miasta

Łukasz Gładysiak
Jednym ze strażników, któremu przypadła niewdzięczna rola pilnowania wejścia do kołobrzeskiego ratusza, jest Marek Golec (zdj.). Zaznacza, że problem z niszczeniem nie tylko miejskiego dobra przez bezdomnych staje się w Kołobrzegu niemalże plagą.
Jednym ze strażników, któremu przypadła niewdzięczna rola pilnowania wejścia do kołobrzeskiego ratusza, jest Marek Golec (zdj.). Zaznacza, że problem z niszczeniem nie tylko miejskiego dobra przez bezdomnych staje się w Kołobrzegu niemalże plagą. archiwum
Szkody wyrządzone przez bezdomnych w ratuszu to wierzchołek góry lodowej. Z wandalizmem z ich strony walczyć muszą także mieszkańcy bloków i pracownicy MOPS

Alkohol w łączniku Urzędu Miasta, zanieczyszczona odchodami sala konferencyjna czy wysmarowana nimi powszechnie dostępna toaleta uruchomiły lawinę skarg, które docierają nie tylko do naszej redakcji. Jak się okazuje, bezdomni stanowią utrapienie nie tylko urzędników kołobrzeskiego magistratu.

- Mieszkam na poddaszu jednej z kamienic kołobrzeskiej Starówki. Zdarzało się, że gdy późnym wieczorem wychodziłam z domu na przykład chcąc wyrzucić śmieci, niemal potykałam się o osobę śpiącą na wycieraczce. Wyraźnie czuć było od niej alkohol, nie robiła sobie nic z moich próśb o opuszczenie klatki schodowej. Na szczęście akurat u nas korytarze nie zostały zanieczyszczone, ale w sąsiednich klatkach owszem. Z powodu wykorzystywania ich przez osoby bezdomne jako miejsc załatwiania potrzeb fizjologicznych, na drzwiach wejściowych zawisły nawet ostrzegające przed pozostawianiem otwartych drzwi kartki. Z jednej strony bardzo współczuję tym, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie, z drugiej jednak obawiam się o bezpieczeństwo swoje i bliskich. Przecież takie osoby często nie mają nic do stracenia - pisze do redakcji „Głosu” chcąca zachować anonimowość mieszkanka ul. Brzozowej. To jeden z kilkunastu listów i zgłoszeń telefonicznych, jakie dotarły do nas, gdy na jaw wyszły ekscesy kloszardów, jakie miały miejsce w kołobrzeskim ratuszu pod koniec lutego. Przypomnijmy: najpierw rozmazując fekalia zabrudzona została jedna z toalet na parterze Urzędu Miasta, potem bezdomny, którego wychwycił monitoring, załatwiał potrzebę na sali obrad Rady Miasta, roznosząc ekskrementy na krzesła i szafki. Inny, całkowicie nagi, wykorzystał krzesła tego pomieszczania jako łóżko.

Od kilku dni wejścia do urzędu przy ul. Ratuszowej pilnuje strażnik miejski. Zdaniem pracowników ratusza to jedyna metoda, by ustrzec się podobnych zachowań ze strony bezdomnych. W końcu zakazać im przychodzenia do siedziby magistratu nie można.

- Sprawa jest poważna. Tylko pierwszego dnia naszej obecności bezdomni próbowali przemknąć się aż 7 razy. Problem z ich obecnością w tym miejscu odnotowujemy każdego dnia - zaznacza komendant kołobrzeskiej straży miejskiej, Mirosław Kędziorski. Dodaje, że to nie jedyne miejsce, w którym w związku z aktami wandalizmu ze strony takich osób radzić sobie muszą mundurowi. - Regularnie docierają do nas informacje o wtargnięciach na klatki schodowe kloszardów. Co do tego, jakie budynki wybierają, nie ma reguły. Tak samo chętnie kryją się na korytarzach wieżowców, jak i w małych, na przykład czteromieszkaniowych budynkach - zaznacza komendant. - Praktycznie za każdym razem miejsce ich pobytu jest zanieczyszczone odchodami. Wygląda, jakby stało się to ich znakiem rozpoznawczym - uzupełnia Mirosław Kędziorski. Dodatkowy problem, na który uwagę zwracają strażnicy miejscy, jest zachowanie bezdomnych względem osób trzecich: najczęściej są agresywni, roszczeniowi i działają pod wpływem alkoholu. Jeszcze większy kłopot pojawia się, gdy takie osoby łączą się w grupy, a to zjawisko w Kołobrzegu wcale nieobce.

Ze skandalicznym zachowaniem części osób bezdomnych na co dzień do czynienia mają także pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Odchody rozmazane na ścianach toalet, celowo zniszczone łóżka i materace w noclegowni to tylko część tego, na co ich stać - wylicza dyrektor tej placówki, Grażyna Foszcz-Mirecka. Do tego dochodzą obraźliwe wypowiedzi pod adresem pracowników i wolontariuszy MOPS. - Ci ludzie czują się po prostu bezkarni. Doskonale wiedzą, że niewiele można od nich wyegzekwować. Robią co im się podoba, najczęściej na złość. To przykre zwłaszcza, że zakres pomocy dla nich jest zdecydowanie szerszy niż normalnie pojmowane wsparcie socjalne - uzupełnia nasza rozmówczyni.

Choć zgodnie z obowiązującymi przepisami zanieczyszczanie miejsc publicznych czy innego rodzaju akty wandalizmu to wykroczenia karane mandatem albo tak zwanymi godzinami, czyli orzeczonymi sądownie pracami społecznymi, nierzadko trudno to wyegzekwować. - Nie ma się co dziwić, że osoba, która żyje z dnia na dzień ze środków, które doraźne zdobywa na przykład żebrząc, zapłaci mandat. Ostatnie zdarzenia sprawiły, że jesteśmy coraz bardziej zdeterminowani jeśli chodzi o kierowanie, w trybie przyspieszonym, który znajduje tutaj zastosowanie, do sądu - mówi komendant. Zaznacza jednak, że nie wiadomo, czy taka forma zamknie problem.

Popularne na gk24:

Gk24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!