Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekscesy podczas juwenaliów

Rozmawiał: Cezary Sołowij
Łukasz Podsiadło jest studentem IV roku informatyki i I roku dziennikarstwa, przewodniczącym Parlamentu Studentów Politechniki Koszalińskiej i delegatem na Zjazd Parlamentu Studentów Rzeczpospolitej.
Łukasz Podsiadło jest studentem IV roku informatyki i I roku dziennikarstwa, przewodniczącym Parlamentu Studentów Politechniki Koszalińskiej i delegatem na Zjazd Parlamentu Studentów Rzeczpospolitej. Fot. Radosław Koleśnik
Rozmowa z Łukaszem Podsiadło, przewodniczącym Parlamentu Studentów Politechniki Koszalińskiej.

Źle się działo

Źle się działo

W trakcie Tygodnia Kultury Studenckiej w Koszalinie zgwałcono studentkę; zdemolowano samochód; zatrzymano studenta rzucającego nożem z okna akademika; policja interweniowała wielokrotnie w związku z zakłóceniem ciszy nocnej.

Ta NIEDOBRA młodzież...

- Co się stało ze studentami, przyszłą inteligencją? Czy jest to tłum potrafiący jedynie demolować i niszczyć, jak było podczas juwenaliów w Koszalinie?
- Nie jesteśmy chuliganami, jak nas nazwano w mediach. Tak zachowują się jednostki, które zostały za to ukarane usunięciem z akademika, a wkrótce poniosą jeszcze surowsze konsekwencje.

- Podobno wyjątki kompromitują regułę. Jak pan ocenia swoich rówieśników?
- To są moje trzecie juwenalia, które wspólnie z kolegami z parlamentu i wieloma innymi osobami organizujemy. I w tym roku, szczerze mówiąc, byłem przerażony, jak się zachowują młodzi ludzie, oczywiście nie wszyscy, którzy dopiero zaczynają studia. Studenci starszych lat zaczynają działać. Udało się nam wyrwać ich z marazmu, są twórczy. Pojawił się problem z młodzieżą, która przyszła do nas po gimnazjum i krótszym liceum. Ja jeszcze kończyłem normalne czteroletnie liceum. I, niestety, widzę różnicę!

- Jesteśmy o krok od krytyki systemu oświaty. Nie za łatwo znajduje pan winnych tego, ci się stało?
- Mam wielu młodszych od siebie kolegów. Nie chcę uogólniać, bo wtedy łatwo skrzywdzić. Ale ci młodzi ludzie, którzy teraz zaczynają studiować, nie wiedzą, czego chcą i po co przyszli na studia. A pojawili się tu tylko dlatego, że ktoś im kazał, jest taka moda lub uważają, że bez magistra niewiele w życiu będą znaczyć.

- Co zatem - według pana - stało się z młodymi ludźmi podczas tej zmiany systemu oświaty?
- Nastąpiło jakieś zachwianie lub nawet zatracenie autorytetów. Ci młodzi ludzie nie są jeszcze dorośli, a już mają takie aspiracje. Najpierw żyją w świecie ocenianym przez nauczycieli "chmurkami i słoneczkami", potem trafiają do gimnazjum, gdzie już nabierają poczucia dorosłości. Potem jest krótkie liceum i też konieczność dostosowania się do nowej grupy. Nie zdążą się przyzwyczaić do autorytetu. Na każdym zaś etapie chcą się pokazać i zyskać akceptację środowiska. Różnie: albo nauką, albo mażąc markerem po drzwiach.

- Zapewne nie są dojrzali społecznie?
- Nie wszyscy, ale część. To fakt. Znikają nauczyciele, zakazy, rodzice są daleko, ale dają pieniądze. A oni są w akademikach lub na stancjach i nie czują nad sobą kontroli. Uczelnia nie ma żadnej możliwości oddziaływania wychowawczego. Poza tym jak naprawić coś, co było przez lata niszczone?

- To dość druzgocąca diagnoza. Może jest też tak, że synonimem dobrej zabawy jest alkohol czy narkotyki?
- Ja tego nie widzę w swoim otoczeniu. Uważam wręcz, że wyszło to z mody.

- Jaką grupą są obecnie studenci? Czy można ją jakoś scharakteryzować?
- Może zabrzmi to niepopularnie, ale uważam, że jest nas za dużo. Wykształcenie wyższe stało się zbyt dostępne, a dyplom wielu, o ile nie większości uczelni wyższych, nie znaczy tak naprawdę nic. Jest niż demograficzny i uczenie przyjmują wszystkich, którzy się zgłoszą. Ten, kto chce przyjść na studia, dostanie się. Może w przyszłym roku, jak nie będzie poboru do wojska, rekrutacja się zmniejszy.

- Powiedział pan, że zdeprecjonowała się wartość dyplomu i wykształcenia. Uczelnie też tracą na autorytecie? Politechnika Koszalińska pojawiła się w mediach ogólnopolskich w ostatnim czasie dwukrotnie. Za sprawą zarzutów piractwa komputerowego i ekscesów w czasie juwenaliów. Władze uczelni was broniły. Być może studenci czują się coraz bardziej bezkarni i przez to są zdemoralizowani?
- Sprawa piractwa to moim zdaniem wyjątkowy eksperyment policji, którego nie powtórzono w innych, o wiele większych, miasteczkach akademickich. Tam przeprowadzono podobne akcje w sposób o wiele bardziej cywilizowany. Władze uczelni broniły nie nas, ale pewnych wartości i protestowały przeciwko zachowaniom pewnych ludzi, którzy - działając w majestacie prawa - naruszyli tradycje akademickie.

- Mam rozumieć, że wtedy w studentach powstało poczucie krzywdy, nie zaś zrozumienie własnej winy? Stąd być może brały się potem wulgarne okrzyki pod adresem policji. Takie, jakie słychać na stadionach...
- Ja bym tych spraw ze sobą nie wiązał. Na studia idzie się po to, aby nie tylko studiować, ale i rozwijać się społecznie. My dość szybko to pojęliśmy. Są jednak i tacy, którzy chcą jedynie przedłużyć sobie młodość lub jakoś przetrwać. Wierzę, że propagowanie aktywności studenckiej przyniesie pożądane przez nas skutki i to się zmieni.

- Trudno uwierzyć, że młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich działań i nie potrafią odróżnić, co jest dobre, a co złe; gdzie kończy się zabawa, a zaczyna rozróba...
- Tak jest, ale to tylko znikoma część. Niestety, zauważam, że co roku się powiększa. Mam jednak nadzieję, że uda się nam dzięki naszym działaniom to zahamować i wrócić do stanu, który będzie odpowiadał obrazowi studenta uczącego się i zaangażowanego w działalność społeczną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!