Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emocje w sądzie po tragedii w Osiekach [wideo]

Joanna Krężelewska
Za nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym księdzu Zygmuntowi C. grozi 8 lat za kratami. Za prowadzenie auta pod wpływem alkoholu do 2 lat więzienia.
Za nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym księdzu Zygmuntowi C. grozi 8 lat za kratami. Za prowadzenie auta pod wpływem alkoholu do 2 lat więzienia. Joanna Krężelewska
Poruszające zeznania osób, które jako pierwsze pojawiły się na miejscu wypadku i pełne bólu oświadczenia rodzin ofiar - to kolejna odsłona procesu księdza Zygmunta C., byłego proboszcza parafii w Osiekach.

W poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Koszalinie ponownie stanął 55-letni ksiądz Zygmunt C. Ciążą na nim dwa zarzuty. To, że 2 listopada ubiegłego roku przez naruszenie zasad bezpieczeństwa nieumyślnie spowodował wypadek, w którym zginęły dwie osoby - 23-letni Tomasz G. i 16-letni Przemysław W. Do wypadku doszło między Osiekami a Kleszczami w gm. Sianów - auto wpadło w poślizg. - Nie wiem, dlaczego złapałem pobocze. Było ciemno, wszystko stało się nagle - zeznawał ksiądz C. W samochodzie było łącznie czterech pasażerów. Ksiądz zabierał ich dwa razy w tygodniu na treningi piłkarskie. Edward J., który jechał z przodu, miał wstrząs mózgu, złamaną kość potylicy, stłuczone płuco. Mateusz S. m.in. stłuczony brzuch, płuco. Srebrna toyota yaris księdza wyglądała, jak zgięta w pół. Cały prawy bok auta był zmiażdżony.

Drugi zarzut dotyczy innego wydarzenia - tego, że w lutym tego roku Zygmunt C. prowadził samochód po pijanemu, a finał jazdy na podwójnym gazie zakończył się w rowie. Przypomnijmy - w lipcu ksiądz przyznał się do winy i chciał dobrowolnie poddać się karze. Adwokat Jan Daszko zaproponował dla klienta łączną karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat, zakaz prowadzenia pojazdów na lat pięć oraz grzywnę. Na to nie zgodzili się oskarżyciele posiłkowi.

W poniedziałek zeznawał m.in. Radosław W., ojciec nieżyjącego Przemka. - Ksiądz lubił brawurową jazdę. Nie raz nas wyprzedzał, kiedy jechaliśmy około 80 kilometrów na godzinę - oświadczył. Na pytanie sędzi Moniki Rutkowskiej-Żebryk o niezgodność z poprzednimi zeznaniami, kiedy nie zauważał nieostrożnej jazdy księdza, tłumaczył: - Bo zacząłem zwracać uwagę na jego auto dopiero kilka dni po wypadku. A zeznania składałem tuż po zdarzeniu.

Zarówno dla oskarżenia jak i obrony ważne jest, by pokazać zachowanie księdza po wypadku. Kwestia czy przeprosił i starał się zadośćuczynić pojawiała się bardzo często. Mecenas Daszko dopytywał, czy przedstawiciel kurii wręczył rodzinie Przemysława W. ofiarę. I w jakiej kwocie. - Pięć tysięcy złotych. Za śmierć syna! Wystarczy?! - łamiącym głosem odpowiedział ojciec ofiary.
Marta G., siostra nieżyjącego Tomasza, podkreśliła w zeznaniach, że ludzie we wsi mówili, iż ksiądz "lubił sobie depnąć". - Co to znaczy? - dopytywał prokurator. - Lubił szybko jeździć - odpowiedziała.

- Nie było słowa przepraszam. I o to mam żal... - płakała Elżbieta W., babcia Przemka. Ksiądz się z nią spotkał, by porozmawiać o zdarzeniu, ale jak twierdzi kobieta, skruchy nie okazał. - Owszem, przeprosił w kościele podczas mszy. Ale przeprosił wszystkich wiernych. A my oczekiwaliśmy, że przyjdzie z tym do nas.
- Syn leżał w szpitalu na desce, bo miał pękniętą kość potylicy. To Edek prosił, żebym zadzwoniła do księdza zapytać, jak on się czuje, bo sam wybrać numeru nie mógł. Wtedy, jak ja zadzwoniłam, zapytał o stan zdrowia syna - mówiła Maria J., matka Edwarda.

Trudne dla rodzin ofiar było wysłuchanie osób, które jako pierwsze pojawiły się na miejscu wypadku. Mariusz K. wraz z dwoma kolegami jechał akurat trasą Koszalin - Łazy. - Na drogę wyskoczył młody chłopak. Machał, żeby się zatrzymać. Pobiegliśmy pomóc. Szukaliśmy Tomka, bo siła uderzenia była tak duża, że wypadł z samochodu. Znaleźliśmy go jakieś pięć metrów przed autem. Przemka wyciągałem z auta razem z policjantem - mówił. Zygmunt R. wezwał pogotowie. - Wyglądało to fatalnie. Przemek siedział na tylnym siedzeniu. Nie wyczułem u niego pulsu. Chłopca, który siedział z przodu bałem się dotykać, żeby mu nie zrobić krzywdy. Jęczał z bólu. Rozpoznałem, że kierowca jest proboszcz. Powiedziałem "O Boże" i się do niego przytuliłem - opisywał. - Najgorsze było to, że już nie mogliśmy pomóc. Ten chłopiec, który wypadł z auta, już nie żył.

Mimo to mężczyźni, potem wspólnie z policjantami, próbowali jeszcze reanimować ministrantów. Bezskutecznie.
Na świadka powołany został też mężczyzna, który w lutym próbował wyciągnąć z rowu samochód księdza. - Zatrzymałem się, a chwilę przede mną zatrzymała się jakaś kobieta. To ona mi pokazała, że ksiądz jest pijany. Chwiał się, bełkotał. Auta z rowu nie udało się wyciągnąć. Ona zabrała go na plebanię, a ja pojechałem na komisariat do Mielna, żeby zawiadomić policjantów o tym, że pijany mężczyzna wjechał do rowu - podkreślił.

Po chwili na plebanię zapukali policjanci. Zygmunt C. wydmuchał 1,5 promila. - W nocy wypiłem wino i siedem puszek piwa. To, by odreagować stres po listopadowym wypadku - zeznawał podczas poprzedniej rozprawy ksiądz.

Świadka, który widział nietrzeźwego duchownego, poniosły emocje. - Proszę o najwyższy wymiar kary, bo trzeba tępić pijaków za kierownicą! - zakończył swoje zeznania.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!