Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fałszywi księża "z powołaniem"

Izabela Kozakiewicz, [email protected]
sxc.hu
Odprawiali msze, spowiadali, chodzili po kolędzie. Dwaj panowie podający się za duchownych posługę w parafii pełnili przez kilka tygodni. Aż okazało się, że to przebierańcy...

Jak mówili kazanie, to ludzie płakali. Wszyscy byli przekonani, że to księża z powołania - wspominają parafianie z Mogielnicy koło Grójca (Mazowieckie). Dziś ludzie czują się trochę oszukani, ale i trochę im żal. Bo rzekomi księża kapłańskie posługi wypełniali tak, że niejeden prawdziwy duchowny mógłby się od nich uczyć. Ksiądz, który w połowie grudnia ubiegłego roku zgłosił się do parafii pod wezwaniem świętego Floriana w Mogielnicy, nie wzbudził na plebanii najmniejszych podejrzeń. Przybysz zaznaczył, że przysyła go arcybiskup warszawski kardynał Kazimierz Nycz i że będzie zbierał datki na budowę sanktuarium w Doniecku na Ukrainie. Niedługo przed jego wizytą do parafii miał zadzwonić inny mężczyzna, rzekomo z kurii archidiecezjalnej. Informował o zbliżającej się wizycie takiego kapłana, co sprawę dodatkowo uwiarygodniło.

Ksiądz prałat Henryk Trzaskowski, proboszcz parafii i dziekan dekanatu mogielnickiego, przyjął duchownego jak brata. Pochodzący z okolic Kielc 40-letni Jacek K. zamieszkał na plebanii. Wkrótce dołączył do niego jeszcze jeden "duchowny", którym okazał się później 65-letni Jan K.
Obaj panowie pełnili normalne posługi kapłańskie: odprawiali msze, spowiadali wiernych, a jeden z nich chodził nawet po kolędzie. Mieli też sprzedawać ikony na budowę wspomnianego sanktuarium.

Parafianie szczególnie wspominają odprawiane przez mężczyzn nabożeń­stwa. A zwłaszcza homilie. W pamięci utkwiły im przede wszystkim mowy młodszego z "księży", Jacka K. - Jakie to były kazania! - zachwyca się Genowefa Muras. - Chwytało za serce, kobiety słuchały z chusteczkami przy oczach. Ja sama nawet do znajomej mówiłam, że to musi być ksiądz z powołania. Nigdy bym nie powiedziała, że on oszukuje. Pięknie odprawiał, wszystko wiedział, jakby to robił zawsze.
Po Bożym Narodzeniu Jacek K. rozpoczął wizyty duszpasterskie. Miał wyraźną akceptację proboszcza. - Ja i żona byliśmy akurat w pracy. Przyjął go nasz syn. Później opowiadał, że ksiądz zachowywał się wspaniale. Porozmawiał o życiu, wypytał, doradził, naprawdę syn był zadowolony - opowiada Zbigniew Szulc. - A pienię­dzy z kopertą nie wziął, jakby o nich zapomniał. Syn za nim wybiegł i dał mu kopertę do ręki. Wtedy już nie protestował.

Parafianie zgodnie przyznają, że nikomu nie przyszło do głowy, iż to jacyś przebierańcy. Teraz wiernym trochę nie w smak, gdy dowiadują się, że ci, którym wyznawali swoje grzechy przy konfesjonale, wcale księżmi nie są. Inni zastanawiają się, dlaczego proboszcz nie sprawdził swoich gości, dlaczego od razu uwierzył, że przysyła ich kardynał Nycz.

Tymczasem warszawska kuria, na której poparcie powoływał się Jacek K., już od pewnego czasu ostrzegała przed oszustami. Na jej stronie internetowej w styczniu opublikowano komunikat o możliwym pojawieniu się fałszywego księdza, zbierającego datki na budowę sanktuarium na Ukrainie lub na Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie i Osobom Niepełnosprawnym SPIRION.

W Mogielnicy już wtedy szeptano, że sprawa dwóch nowych księży jest cokolwiek dziwna. Ktoś przeczytał komunikat i skojarzył fakty. Sprawą zainteresowali się też grójeccy policjanci. - Mieli swoje ustalenia operacyjne, to na ich podstawie doszło do zatrzymania mężczyzn - mówi Tomasz Kulpa, prokurator rejonowy w Grójcu.

Kiedy mundurowi pojawili się w parafii w Mogielnicy, usłyszeli, że księża, o których pytają, właśnie... odprawiają mszę. Dopiero po jej zakoń­czeniu mogli mężczyzn wylegitymować i zabrać ich do aresztu. Jacek K. miał przy sobie dokument sygnowany przez Bractwo Kapłańskie Świętego Klemensa Rzymskiego w Doniecku. - Wynika z niego, że wstąpił do nowicjatu bractwa i może sprawować obrzędy Kościoła greckokatolickiego - mówi Tomasz Kulpa, prokurator rejonowy w Grójcu.

- Będziemy teraz sprawdzać, czy rzeczywiście tak jest i czy ma uprawnienia do posługi w parafiach rzymskokatolickich. Drugi z mężczyzn z kolei twierdzi, że jest duchownym, ale Kościoła starokatolickiego - To również musimy sprawdzić - zaznacza prokurator Kulpa. - Z pewnością nie są oni księżmi naszej diecezji - zastrzega ksiądz Przemysław Śliwiński, rzecznik prasowy archidiecezji warszawskiej.

- Jeśli jakiś ksiądz przyjeżdża do innej parafii i chce tam sprawować posługę, to musi mieć ze sobą pismo od swojego zwierzchnika.
Z ustaleń śledczych wynika, że proboszcz z Mogielnicy wiedział, iż mężczyzna podaje się za duchownego greckokatolickiego. Mimo to zezwolił mu na posługę i chodzenie po kolędzie.

Okazuje się też, że pienią­dze zebrane podczas wizyty duszpasterskiej Jacek K. oddawał proboszczowi. Czy jednak nie zostawił dla siebie części ofiar? - Aby to sprawdzić, musimy przesłuchać osoby, które mężczyzna odwiedził podczas tych wizyt. Będziemy też potrzebować zeznań przynajmniej części osób, które uczestniczyły w odprawianych przez nich mszach - mówi Tomasz Kulpa.

Prokuratura ocenia teraz, czy zachowanie mężczyzn wypełniło znamiona przestępstwa i ewentualnie jakiego. Rozpatrywane są dwa kierunki: oszustwo lub obraza uczuć religijnych. - Obaj twierdzą, że są duchownymi, ale innych obrządków. Aby to zweryfikować, być może będzie trzeba nawet wystąpić o międzynarodową pomoc prawną - zaznacza prokurator Kulpa. Tymczasem obaj mężczyźni zostali zwolnieni z aresztu. Prokuratura tłumaczy, że na tym etapie nie miała podstaw do sformułowania wobec nich jakichkolwiek zarzutów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!