Fighterzy z regionu wrócili na maty. To sprawdzian charakterów

Wraz z luzowaniem kolejnych obostrzeń, można ćwiczyć w 12-osobowym gronie (plus trener) w salach sportowych do 300 m2 i z tej możliwości skorzystano. Trenujący ograniczają wzajemny kontakt, ćwiczą z workami, manekinami i innymi przyrządami. Sprzęt jest dezynfekowany.

- Zmuszeni jesteśmy, jak zapewne wszyscy, traktować tę przymusową przerwę spowodowaną pandemią jako okres przygotowawczy - powiedział Sylwester Dziekanowski, trener Ronina.

- Do sal wróciliśmy w różnej formie, przede wszystkim dochodzimy do siebie mentalnie. Trudno się przemóc i ćwiczyć inaczej, przerzucając manekiny, ale też wszyscy znaleźliśmy się w trudnej sytuacji i trzeba sobie jakoś radzić, jeśli chcemy stopniowo wracać do formy. Dla wszystkich to prawdziwy test charakteru. Trzeba odnaleźć wewnętrzną siłę i nad sobą pracować - dodał.

Nim zawodnicy z lokalnych klubów wrócili do sal sportowych, starali się podtrzymywać formę biegając m.in. na terenach Góry Chełmskiej, czy ćwicząc w domu, robiąc pompki, czy przysiady.

- Ale to nie to samo - przyznał Dziekanowski.

- Nic nie zastąpi normalnego treningu. Wierzę, że w końcu będzie nam to dane. A kiedy już na dobre wrócimy do sportu, do tej adrenaliny na zawodach, to wszystko będzie inaczej, jeszcze lepiej smakować - podsumował.

Na razie nie wiadomo, kiedy odbędą się pierwsze po dłuższej przerwie zawody i turnieje z udziałem naszych zawodników. Wraz z kolejnym etapem znoszenia obostrzeń (jeśli nic się nie zmieni - od czerwca) będzie możliwa organizacja imprez sportowych do 50 osób na otwartej przestrzeni, ale bez udziału publiczności. W związku z tym przyjąć należy, że licznie obsadzone zmagania w halach sportowych, nie mówiąc już o widzach na trybunach, to wciąż bliżej nieokreślona przyszłość.