Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

gm. Bobolice: "Nowotwór rozsypał nam życie"

Marian Dziadul [email protected]
Rodzina jest prawie w komplecie. Brakuje tylko Marleny, matki tych dzieci. Młoda kobieta zmaga się w szpitalu ze straszną chorobą.
Rodzina jest prawie w komplecie. Brakuje tylko Marleny, matki tych dzieci. Młoda kobieta zmaga się w szpitalu ze straszną chorobą. Fot. Marian Dziadul
Pięcioro dzieci, szóste w drodze. A tu taka straszna wiadomość. Po rezonansie magnetycznym lekarze nie mieli wątpliwości: to guz mózgu. Gdy ludzie szykowali się do świąt, lekarze szykowali Marlenę do operacji.

Pomóżmy im

Pomóżmy im

- Troje siostrzeńców potrzebuje pampersów - mówi ich ciocia Aneta. - Brakuje mleka dla dzieci, odżywek, ubranek, wilgotnych chusteczek. W tej chwili brakuje nam chyba już wszystkiego. Martwimy się, skąd zdobyć pieniądze na wyjazdy Marleny do szpitala na chemioterapię. Najstarsze jej dzieci zaraz pójdą do szkoły. Z Wiktorią trzeba jechać do lekarza. Nie wiemy, za co się złapać, czego się uczepić.
Jeśli ktoś chciałby pomóc tej rodzinie, prosimy o kontakt telefoniczny, nr 605-042-089.

Babcia Janina, mieszkanka wsi Porost (gm. Bobolice), jak w ukropie uwija się wokół pięciorga swoich wnuków. Próbuje zastąpić im matkę.

- Szczepan, ile Kacper ma lat? - podpytuje zięcia, bo mówi, że z tej gonitwy już wszystko jej się myli. - Sześć? Kacper ma sześć, Weronika - pięć, Wiktoria - cztery, Karol - dwa, Marcel - chyba dopiero dziewięć miesięcy - liczy jeszcze raz. - Tak, skończył dziewięć miesięcy.

Najwięcej opieki i miłości potrzebuje niepełnosprawna Wiktoria. Cały czas na kolanach: a to u babci, a to u cioci Anetki. Powinno się z nią jeździć po lekarzach. Na przykład, była zapisana do psychologa. Trzeba tę wizytę odłożyć na później.

- Ona dopiero w ubiegłym roku zaczęła chodzić - opowiada Janina. - Nic jeszcze nie mówi.
Na domiar złego dzieciaki ospy dostały: ich wątłe ciałka gęsto pokryły krosty. Nie wolno im wychodzić na dwór. Gnieżdżą się więc wszystkie w tym jednym pokoju. Harmider niesamowity!
- Kuchenka jest malutka - tłumaczy się Janina. - A w drugim pokoiku mieszkają moje dzieci. Bo ja mam jeszcze dwoje uczących się swoich dzieci - cicho dodaje. - Jakby te najstarsze wnuki poszły na dwór, to luźniej i ciszej byłoby w mieszkaniu.
Grom z jasnego nieba

Janina przygarnęła wnuki, bo kto, jak nie babcia, lepiej by się nimi zajął? Teraz, kiedy ich matka zmaga się ze straszną chorobą, one potrzebują szczególnie dużo czułości.

- Marlenka zachorowała na początku grudnia. Nagle! - o chorobie córki opowiada Janina. - Ona tego dnia była u mnie. Jak już chciała jechać do domu, ja mówię: "Weź gołąbków dla dzieciaków". Bo dużo wtedy nagotowałam.

Janinie trudno przychodzą słowa, gdy opowiada o dramacie córki. O dramacie całej rodziny! Bo przecież Marlena ma dopiero 27 lat. Ona jest potrzebna swoim małym dzieciom. Także temu szóstemu, które jest w drodze!

- Marlena jest teraz w siódmym miesiącu ciąży - tłumaczy Aneta, jej starsza siostra. - To ma być chłopczyk. Malutki jest: jego aktualną wagę lekarze oceniają na kilogram. Jak może być duży, jak ona jest taka słaba.
Z tymi gołąbkami Marlena przyjechała do domu. Tam nagle zasłabła. Sparaliżowało ją, mowę odjęło, wykrzywiło twarz.

- Wezwałem karetkę pogotowia - mówi Szczepan.
Po rezonansie magnetycznym lekarze nie mieli wątpliwości: guz mózgu. Gdy ludzie szykowali się do świąt, lekarze szykowali Marlenę do operacji.

Walka o życie
Nagle świat im się zawalił. W proch rozsypały się ich wszystkie plany.
- Po świętach miałem jechać do pracy do Belgii - frasuje się Szczepan. - W Belgii miałem załatwioną robotę na budowie.

- Jak teraz pojedziesz? - wtrąca się teściowa. - Musisz z nimi zostawać, jak ja idę do roboty - gmina dała jej pracę interwencyjną. To teraz jedyne ich źródło dochodu.
Po operacji Marlena wróciła na kilkanaście dni do domu. Z niecierpliwością i strachem oczekiwała na wynik badań pobranej podczas operacji chorej tkanki.
- Listonosz przyniósł wynik - oczy Anetki wypełniły łzy. - Ona otwiera. Nagle złapała dzieci i zaczęła je tulić. Ja wtedy domyśliłam się, że to guz złośliwy.

Marlenie nie było dane długo cieszyć się widokiem dzieci. W styczniu znów zabrali ją do szpitala.
- Nie wiadomo, czy nie będzie musiała przejść drugiej operacji - opowiada załamana Aneta. - Na razie ma radioterapię. Potem lekarze zrobią jej cesarskie cięcie i urodzi synka. Jak już urodzi, przez wiele miesięcy będzie mieć chemioterapię: w każdym miesiącu po pięć dni chemii.

Janina modli się o zdrowie Marleny. Także o swoje, bo to zdrowie będzie jej teraz bardzo potrzebne. Parę dni temu, tak nagle, serce zaczęło ją boleć i łomotać.

- To tylko taka nerwica - trochę bagatelizuje. - Lekarz dał tabletki i przeszło.
Bardzo wdzięczna jest rodzinie, tej bliższej i tej dalszej, że nie zostawiła jej samej w potrzebie. Jak tylko mogą, pomagają Janinie: bratowa przychodzi do dzieci, ojciec Szczepana też przyjechał, żeby pomóc. Niezastąpiona jest córka Anetka.

- Najgorsze są noce - tłumaczy Janina. - Wszystkie dzieciaki śpią w jednym pokoju, bo nie ma gdzie ich ułożyć. Jedno zapłacze i zaraz wszystkie płaczą.

Wiadomo, nie ma matki. A przecież nikt tak nie utuli jak matka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!