Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grał u Mela Gibsona: Aktor i architekt w jednym

Rozmawiała Joanna Krężelewska
– Do Koszalina przyjeżdżam średnio raz na trzy lata – mówi Romuald Kłos. – Pamiętam, kiedy był miastem wojewódzkim, w silnym rozwoju. Dziś widzę, że jest to miasteczko w pasie nadmorskim. Szkoda.
– Do Koszalina przyjeżdżam średnio raz na trzy lata – mówi Romuald Kłos. – Pamiętam, kiedy był miastem wojewódzkim, w silnym rozwoju. Dziś widzę, że jest to miasteczko w pasie nadmorskim. Szkoda. Joanna Krężelewska
Rozmowa z Romualdem Kłosem, którego zobaczymy wkrótce na ekranach kin w filmach "Kac Wawa" i "Tajemnica Westerplatte". Nasz rozmówca pochodzi z Koszalina.

- W Koszalinie kończył Pan II LO im. Broniewskiego. Kiedy to było?
- Szkołę ukończyłem w 1974 roku. To była pierwsza profilowana klasa. Śmialiśmy się, że profilowana jest ze wszystkiego... Choć była to klasa matematyczno-fizyczna, rozszerzony mieliśmy też angielski, biologię, chemię. Klasa była pełna olimpijczyków.

- I potem studia aktorskie?
- Nie. Z Koszalina wyjechałem do Szczecina na Uniwersytet. Studiowałem architekturę.

- Jak to się stało, że architekt zaczął grać w filmach?
- W 1988 roku przyjechałem do Włoch. Pracowałem jako statysta. Zresztą wtedy wielu Polaków tak pracowało, bo niepotrzebna była żadna umowa. Robiło się swoje i zabierało dniówkę. Osobom, które organizowały nabór statystów, podobało się jak gram, jak wyglądam, więc zaczęli mi dawać rólki. Czasem była to nawet strona po angielsku. Dostawałem pochwały i był to sygnał, że może coś jest na rzeczy.

- Potem wyjechał Pan z Włoch.
- Tak. I pracowałem jako architekt. Drugi start to moment, gdy znalazł mnie reżyser Peter Del Monte. Kręcił film o Polakach, emigrantach w Rzymie, "Balladę o czyścicielach szyb". Castingi robił we Włoszech i Polsce. Do filmu zaangażował Andrzeja Grabowskiego, Grażynę Wolszczak, Agatę Buzek. Brakowało mu tylko postaci ojca rodziny emigrantów. Szukał. Aż mnie wypatrzył. Na dyskotece. Film dostał bardzo dobre recenzje. Potem zapisałem się do agencji aktorskiej.

- A jak to było z "Pasją" Mela Gibsona?
- Poszedłem do niego. Bez kolejki, bez castingu, trochę na wariata i trochę bezczelnie. Dał mi jeden dzień zdjęciowy. Byłem wśród dziesiątków takich, jak ja. Poszedłem do niego raz jeszcze, dałem mu kasetę z moim aktorskim demo. W czasie obiadu ją obejrzał. Film mu się kręcił, miał tysiąc spraw na głowie, ale i tak obejrzał. Tak mu się spodobało, że z jednego dnia zrobiło się 28 dni zdjęciowych. Rola została napisana dla mnie.

- Ile zna Pan języków?
- Włoski, angielski, rosyjski. Ale grałem też po niemiecku i w różnych dziwnych językach, na przykład po serbsku.

- Czy dziś da się wyżyć z filmu?
- Jak się zarabia za granicą i tu wydaje, to tak. Stawka za przeciętną rolę w zagranicznej produkcji jest średnio pięć razy większa w stosunku do nawet sporej roli w Polsce.

- Kiedy rozmawiałam z Janem Nowickim powiedział, że inaczej też traktuje się aktorów za granicą. Niemal po królewsku.
- To prawda. Dla przykładu, grałem kiedyś w serialu w Trieście. Było to w czasie, kiedy świętowano rocznicę przyłączenia Triestu do Włoch. Mieszkałem w hotelu, gdzie ulokowano cały rząd, tylko ja byłem w apartamencie na górze, a oni wszyscy na dole.

- Gra Pan z aktorami, którzy są w Polsce celebrytami. Zazdrości im Pan tej popularności?
- Pewnie, że tak, bo to się wiąże z pracą. Im aktor jest bardziej popularny, tym łatwiej mu o pracę. Alę zawodowo nie mam czego zazdrościć, bo Adamczyk i Żebrowski, kiedy dowiedzieli się, co ja robiłem, wpadli w podziw. W Polsce nie ma takich filmów fabularnych, gdzie można się aktorsko wyżyć.

- W dorobku architektonicznym też ma Pan perełkę...
- Brałem udział w przebudowie kompleksu położonego między Bazyliką Św. Piotra a Muzeum Watykańskim. Części położonej pomiędzy Kaplicą Sykstyńską a Bazyliką. To była jedyna przebudowa w Watykanie prze rokiem 2000. Projektowałem między innymi fontannę używając do tego dużej historycznej urny. Papieżowi tak się spodobała, że kazał umieścić na niej cytat z Księgi Ezechiela, mówiący o wodzie wypływającej z prawej strony świątyni.

- Czego w Nowym Roku chciałby Pan życzyć mieszkańcom Koszalina?
- Życzę, żeby Koszalin został województwem, a nawet stolicą Polski! Życzę całemu miastu, żeby miało bodziec, by się rozwijać. To przepiękne miejsce, w otoczeniu lasów, morza. Położenie to prawdziwy skarb dla mieszkańców. Niech miasto rozkwita.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!