Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hindusa spojrzenie na Polskie sprawy

Rajmund Wełnic
Peter Raina urodził się w rodzinie hinduskiego dyplomaty w ONZ. Ukończył Uniwersytet Worcester w USA i Oxford w Anglii. W latach 60. przyjechał do Polski wykładać na Uniwersytecie Warszawskim. Wydalony z Polski w 1967 za wykład o pakcie Ribbentrop – Mołotow. Obecnie mieszka w Berlinie i jest profesorem tamtejszego uniwersytetu. Specjalista najnowszej historii Polski i stosunków państwo – Kościół. Autor kilkudziesięciu książek, w tym biografii ostatniego przedwojennego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, wielotomowej biografii prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz księdza Jerzego Popiełuszki.
Peter Raina urodził się w rodzinie hinduskiego dyplomaty w ONZ. Ukończył Uniwersytet Worcester w USA i Oxford w Anglii. W latach 60. przyjechał do Polski wykładać na Uniwersytecie Warszawskim. Wydalony z Polski w 1967 za wykład o pakcie Ribbentrop – Mołotow. Obecnie mieszka w Berlinie i jest profesorem tamtejszego uniwersytetu. Specjalista najnowszej historii Polski i stosunków państwo – Kościół. Autor kilkudziesięciu książek, w tym biografii ostatniego przedwojennego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, wielotomowej biografii prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz księdza Jerzego Popiełuszki. Fotorzepa
- Fakty można interpretować, ale nie fałszować - rozmowa z Peterem Reiną, pochodzącym z Indii badaczem najnowszych dziejów Polski.

- Od kilkudziesięciu lat pisze pan o historii Polski. Skąd się bierze fenomen historyków-obcokrajowców zajmujących się dziejami naszego kraju tak jak pan czy Norman Davies?
- Może to jakaś egzotyka? Choć chyba nie, znam profesora Kiniewicza, wybitnego historyka Polski, a jego syn napisał książkę o Indiach. Są i inni Polacy, którzy pięknie opisali filozofię hinduizmu. Uważam, że każdy historyk szuka dla siebie tematyki ciekawej i inspirującej. Dla mnie taką jest przeszłość Polski, jej związki z Kościołem i religią, choć oczywiście piszę także o kościele angielskim. Historyk musi być emocjonalnie powiązany z tym co bada.

- Dlaczego zainteresował się pan krajem nad Wisłą?
- Mając jedenaście lat pochłaniałem książkę za książką z bogatej biblioteki ojca. Kiedyś wpadła mi w ręce autobiografia Marii Curie-Skłodowskiej. Zafascynowały mnie jej przeżycia i to skąd pochodzi. To był pierwszy kontakt z Polską. Niedługo potem dyskutowaliśmy z ojcem przy obiedzie i on w pewnym momencie spytał mnie, czy wiem, jak wybuchła II wojna światowa. Nie wiedziałem, no to dał mi książkę i dowiedziałem się, że to Polska jako pierwsza padła ofiarą agresji niemieckiej i sowieckiej. Później, gdy już studiowałem historię najnowszą na Oxfordzie, musiałem wybrać temat jednej z prac i wybrałem stosunki polsko-niemieckie w okresie przedwojennym.

- Do Polski pierwszy raz przyjechał pan w roku 1966, gdy obchodzone było tysiąclecie chrztu naszego kraju.
- Zbieg okoliczności, ale faktycznie tak było. Moi rodzice wywodzili się z braminów, ale ojciec miał silne związki z Kościołem katolickim. W roku Millenium prowadziłem zajęcia na Uniwersytecie Warszawskim i gdy już opanowałem język polski, trafiłem na mszę świętą w kościele św. Anny i kazanie prymasa Stefana Wyszyńskiego. Słuchałem go po raz pierwszy i "odkrywałem" po kawałku. Najpierw spodobała mi się jego dykcja, piękna polszczyzna, potem to jak pięknie tłumaczył Ewangelię. Potem dojrzałem w jego słowach mądrą politykę państwową. Prymasa Wyszyńskiego poznałem później osobiście, rozmawialiśmy wiele razy, ale już w Rzymie, bo w Polsce przez 15 lat byłem persona non grata (dop. red - w roku 1967 Służba Bezpieczeństwa zatrzymała P. Rainę po wykładzie na UW o pakcie Ribbentrop - Mołotow z 1939 roku i wydaliła z Polski za działalność antypaństwową). Uważam, że nie tylko katolik ma prawo pisać o Kościele, ważne są wartości. Moim motto jest służenie prawdzie i staram się to robić, jak tylko potrafię. Fakty można interpretować, ale nie fałszować.

- Mija właśnie ćwierć wieku od wprowadzenia stanu wojennego. Czy to przypadek, że generał Jaruzelski postanowił uderzyć w uśpioną Polskę nocą z soboty na niedzielę?
- W tamten niedzielny poranek nie działało radio, telewizja. Było wojsko na ulicach, tysiące internowanych, a jedyna instytucja jaka funkcjonowała to był Kościół. Było jasne, że Polacy po wysłuchaniu mowy Jaruzelskiego pójdą na msze słuchać swoich kapłanów. Ale to był strategiczny plan generała, który chciał pokazać, że nie jest antynarodowy. To był gest, tak samo jak skrócenie godziny policyjnej w Wigilię, aby wierni mogli pójść na pasterkę. Chciał w ten sposób pokazać: jesteśmy przeciwko "ekstremistom" z Solidarności, ale równocześnie razem ze społeczeństwem. Była w tym rozumowaniu luka, bo generał wcale nie był pewien, jak zachowa się hierarchia kościelna. Wiedział, że Kościół będzie - i był - bardzo krytyczny wobec stanu wojennego.

- Do dziś jednak nie brakuje głosów dezaprobaty, że episkopat okazał się zbyt uległy, że nie wezwał narodu do oporu.
- Trzeba być realistą. Nieprawdą jest, że hierarchowie nie krytykowali stanu wojennego. Nauka Kościoła opiera się na miłości i nie można było wzywać do walki zbrojnej. W episkopacie przeważyło zdanie, że autorzy stanu wojennego to co prawda wróg, ale wróg wewnętrzny. Nie wiem, jak zachowałby się Kościół, gdyby tak jak w roku 1939 doszło do uderzenia ze strony Rosjan, którzy notabene nie musieli interweniować z zewnątrz, bo stacjonowali w Polsce, albo Niemców z NRD. Trzeba znać mentalność Polaka, on długo może znosić upokorzenia, ale munduru niemieckiego w swoim kraju na pewno by nie zniósł. Polska jako jedyna w 1939 roku walczyła z Niemcami. W 1981 za broń chwyciłaby nawet część polskiej armii. Kościół nie był jednak milczący, to trzeba podkreślić. Jan Paweł II przez swojego wysłannika odpowiedzialnego za stosunki z Polską, w kilka dni po 13 grudnia wysłał do Jaruzelskiego niezwykle ostry list, w którym porównuje jego metody do działań hitlerowskich. Ludzie generała powiedzieli, że taki ton nie wchodzi w rachubę i żadnego dialogu nie będzie. Papieżowi bardzo zależało na tym, aby nie doszło do walki Polaków z Polakami. Napisał kolejny, bardzo krytyczny list, choć już bez takich sformułowań.

- To ówczesna propaganda powtarzała, że stan wojenny uchronił nas przed interwencją "bratnich" sąsiadów.
- W czasie swoich badań natrafiłem w źródłach wojskowych na mapę z zaznaczonymi kierunkami uderzeń wojsk Niemiec Wschodnich. Nie zgadzam się z teorią mniejszego zła, uważam, że komuniści zrobili wielki błąd wprowadzając stan wojenny. Mogli zarządzić stan wyjątkowy. Od początku istnienia "Solidarności" prowokowali ją, chcąc uzasadnić rozwiązania siłowe. Stan wojenny był planowany od chwili utworzenia komitetów strajkowych w lecie 1980 roku na Wybrzeżu. Wróg był jasno określony.

- Jaki cel postawił sobie wówczas Kościół?
- Władza mogła - i robiła to - odciąć tysiące internowanych od świata. Jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym i bliskimi były wizyty kapłanów w obozach internowanych. Musimy się wczuć w nastrój tamtych dni, gdy nikt nie wiedział, czego się można spodziewać po stanie wojennym, ba, brakowało nawet informacji gdzie kto siedzi. Episkopat wystosował w pierwszych dniach bardzo ostry komunikat i Jaruzelski wysłał do prymasa Józefa Glempa Barcikowskiego. Oznajmił on prymasowi, że jeżeli komunikat zostanie odczytany z ambon, to władza cofnie zezwolenie dla księży do kontaktów z internowanymi. Ich los był wtedy ważniejszy niż polityka, ale podkreślam, że to mój komentarz jako historyka. Obowiązkiem kapłana było w tych dniach nieść otuchę i pocieszenie. Opłaciło się, bo jeszcze przed Wigilią wypuszczono z więzień kilka tysięcy internowanych. Powstał Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom. Kościoły stały się ośrodkami niesienia pomocy materialnej, duchowej, a jak trzeba było, to ksiądz i gryps za mury przemycił.

- Upłynęło tyle lat, a w wolnej Polsce Kościół nie zdołał rozliczyć się ze swoją przeszłością i ujawnić współpracy księży z bezpieką. Jak pan to skomentuje.
- To są indywidualne sprawy, bo Kościół jako instytucja nie współpracował z esbekami. Ten perfidny system wykorzystywał każdą sposobność, aby złamać człowieka. Potrzebujesz paszportu - powiedz nam to i to. Najgorzej mieli księża, których SB szantażowało zdemaskowaniem ich kontaktów homoseksualnych lub związków z kobietami. Celowo nawet rozpuszczano fałszywe pogłoski na ten temat. Opowiedz nam wtedy o swoim przełożonym albo co się dzieje w kurii. Nie potępiałbym księży, którzy szantażowani załamywali się. Kościołowi jako całości ujawnienie prawdy nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie - wzmocni zaufanie wiernych do niego. Ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz zrobi błąd, jeżeli zabroni księdzu Tadeuszowi Isakowiczowi-Zalewskiemu opublikowania książki o agentach w sutannach. Nie wolno tego robić. Ksiądz Tadeusz jest odpowiedzialny za to co napisał. Jeżeli skłamał, stanie przed sądem. Bronię Kościoła jak mogę, ale nie wówczas kiedy popełnia takie głupstwo, bo prawda i tak wyjdzie na jaw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!