MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Historia: Koszalińscy przedsiębiorcy strażakami byli co kwartał

Piotr Polechoński [email protected]
Zakładowi strażacy podczas zbiórki na placu w Koszalińskim Przedsiębiorstwie Obrotu Surowcami Włókienniczymi i Skórzanymi, przy ówczesnej ulicy Hibnera, dziś Batalionów Chłopskich. Za chwilę zaczną się  ćwiczenia. – To były fajne czasy, ludzie się szanowali i byli bardzo związani ze swoim zakładem pracy – wspomina Zygmunt Pietkiewicz.
Zakładowi strażacy podczas zbiórki na placu w Koszalińskim Przedsiębiorstwie Obrotu Surowcami Włókienniczymi i Skórzanymi, przy ówczesnej ulicy Hibnera, dziś Batalionów Chłopskich. Za chwilę zaczną się ćwiczenia. – To były fajne czasy, ludzie się szanowali i byli bardzo związani ze swoim zakładem pracy – wspomina Zygmunt Pietkiewicz. archiwum Zygmunta Pietkiewicza
Na co dzień pracowali za biurkiem lub fizycznie, co jakiś czas przebierali się w mundury, zakładali hełmy i szkolili się na wypadek pożaru. Dostaliśmy zdjęcie z ćwiczeń takiej grupy w jednym z koszalińskich przedsiębiorstw.

Fotografię do redakcji przyniósł Zygmunt Pietkiewicz. - Pamiętam, że to zdjęcie zostało zrobione w pierwszej połowie lat 60 - wspomina. Wykonano je w Koszalińskim Przedsiębiorstwie Obrotu Surowcami Włókienniczymi i Skórzanymi. Przez całe lata mieściło się ono przy ulicy Hibnera 77 (dziś Batalionów Chłopskich).

- Byliśmy dość sporym zakładem pracy, który zatrudniał 70 osób i dysponował jednymi z większych w mieście magazynami - wspomina pan Zygmunt - Cały czas znajdowały się w nich łatwopalne surowce, w tym na przykład wełna. Dlatego pośród pracowników wytypowano kilkanaście osób i stworzono z nich grupę, która miała pełnić rolę takiego wewnętrznego oddziału strażackiego i błyskawicznie reagować na pojawienie się ognia - opowiada koszalinianin. Zakładowi strażacy ćwiczyli co kwartał, a do swojej dyspozycji mieli nawet sprawą i nowoczesną jak na tamte czasy motopompę.

- Tak się złożyło, ze w czasie, gdy tutaj pracowałem, czyli w latach 1952-1977, byłem szefem tej grupy. Oczywiście, na co dzień robiliśmy co innego. Ja na przykład pełniłem funkcję kierownika administracji, za biurkiem pracowała też cześć moich kolegów-strażaków. Reszta to byli pracownicy fizyczni. Szkolili nas zawodowi strażacy, zarówno u nas na miejscu, jak i w siedzibie straży pożarnej. I z perspektywy czasu oceniam, że byliśmy naprawdę dobrze wyszkoleni - mówi pan Zygmunt.

Na szczęście zakładowi strażacy nigdy nie musieli sprawdzać swoich umiejętności - żaden pożar w koszalińskim przedsiębiorstwie nigdy nie wybuchł. - Wspominam ten czas z wielkim sentymentem. Co prawda, były to czasy siermiężnego socjalizmu i rzeczywistość kolorowa nie była, ale ludzka życzliwość i wzajemny szacunek były większe niż teraz. W pracy odnosiliśmy się do siebie z sympatią i co ważne wszyscy czuliśmy się odpowiedzialni za nasze przedsiębiorstwo. Mam nadzieję, że moje zdjęcie spodobało się Czytelnikom "Głosu", którego jestem od lat wiernym prenumeratorem. Byłoby mi też niezmiernie miło, gdyby odezwał się ktoś z tej naszej, strażackiej grupy - dodaje na koniec.

Koszalińskie Przedsię-biorstwo Obrotu Surowcami Włókienniczymi i Skórzanymi nie przetrwało do naszych czasów i zostało zlikwidowane.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!