Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. "Następcy Tronów". Żydowski big beat i wietnamskie dzieci

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
Kto pamięta przebój sprzed ponad 50 lat o „Płaczu wietnamskich dzieci"? A kto słynny wówczas w Polsce żydowski zespół big beatowy, w którym też udzielali się Polacy?

Rok 1968, przełomowy dla Żydów w Polsce. Koncert Piosenki Żołnierskiej w Koszalinie. Zespół Następcy Tronów, znany już w całym kraju, również tu występuje i bodajże pierwszy raz jego występ przechodzi bez echa. Wkrótce jego członkowie, jak wielu innych, wyjeżdżają za granicę. Tam nie wracają już do muzyki. Każdy zajmuje się czymś innym. Być może jedynym, który nie ze-rwał z artyzmem duszy, był Szurik Chmielnicki. Budował fabryki, ale gdy miał chwilę, pisał. Po latach tak mówił: – W Ameryce nie kontynuowałem śpiewania, ale za moje wiersze zarobiłem w różnych konkursach około 20 tysięcy dolarów. Wydałem też jedną książkę, ale sprzedało się niewiele egzemplarzy.

Po czterdziestu latach, z inicjatywy Róży Król, przewodniczącej Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Szczecinie, która zorganizowała bezprecedensowy w skali kraju zjazd Mini-Reunion '68, pojawili się ponownie w Szczecinie. Większość przyjechała do Polski pierwszy raz od czasu swojego wyjazdu. Następcy Tronów spotkali się, padli sobie w objęcia, a potem wzięli instrumenty w ręce i zagrali, jak dawniej, z sercem, choć i nutką żalu, że ich wspaniałą przygodę z muzyką przerwała polityka. – Można powiedzieć, że wyjechaliśmy, będąc u szczytu tak zwanej sławy – mówił Mietek Kajman.– Kto wie, jakby się los zespołu potoczył, gdybyśmy nie wyjechali. Była polityczna rozgrywka w przywództwie partii komunistycznej, myśmy byli tym kozłem ofiarnym. - Usłyszeć po raz pierwszy od 40 lat te same teksty, co się śpiewało kiedyś na scenach tu, w Szczecinie, to jest duża sprawa – mówił wzruszony Mieczysław Lisak, dziś poważny szwedzki naukowiec na uczelni w Geoteborgu. – Jako poważny profesor, akademik z gitarą bigbeatowej formacji, poczułem się świetnie. To był powrót do młodości, do dzieciństwa. Naprawdę się wzruszyłem, to kosztowało mnie sporo nerwów.

W nielicznych relacjach o kulturze żydowskiej sprzed 40 lat podaje się tylko kilka nazwisk grających w zespole. Najczęściej Franciszka Gechta, Mieczysława Klajmana, Mieczysława Lisaka, Siomę Zakalika, Józefa Laufgasa, Jakuba Ciringa i Aleksandra Kuperberga. Ten ostatni i Michał Szuman ponoć pozostali w Polsce. – Nie, Kuperberg wyjechał, ale Szuman pozostał, był Polakiem, choć miał nazwisko sugerujące, że jest Żydem – prostuje te informacje Róża Król.
– Skład zespołu w trakcie działalności grupy ewoluował – napisał w swoim opracowaniu historyk szczeciński, dr Eryk Krasucki. – Jedni przychodzili i szybko odchodzili, inni zostawali w nim na dłużej. Wśród niewymienionych muzyków warto przypomnieć, Franka Gechta, Wojtka Tesznera, Michała Szumana oraz Szurika Alexa Chmielnickiego. Następcy Tronów nie byliby w komplecie, gdyby pominąć techników pracujących z zespołem, Bogdana Puszkarczyka, który bodaj jako jedyny nie posiadał żydowskich korzeni (okazuje się, że nie jedyny – MR) i Allena Żelechow-skiego. Były też, bo jakże by inaczej, dziewczyny, tworzące najczęściej chórek, choć nie tylko. Wśród nich Sara Ptaszyńska, Tosia Laufgas, Lunia Szyfer oraz Basia i Ruta Chmielnickie, które występowały też jako solistki. Do dziś najbardziej pamiętanym utworem jest „Czy słyszysz płacz wietnamskich dzieci” oraz „Wozy jadą na zachód”. Zachowało się jedynie nagranie tej pierwszej piosenki, choć równie popularne były pełne poezji „Puste pola”, „Bukiet róż”, „Papieros”,„Kudłacze”, „Żołnierze idą na front”, „Zaproszę cię na lody” „Dla ciebie zawsze jest maj”,„Łzy” i inne. Autorkami wielu utworów były studentki poznańskiej polonistyki, Krystyna Biercewicz i Luba Zylber oraz Roza Pojman, która po latach została żoną Mieczysława Klajmana.

Nazwa zespołu nie miała niczego wspólnego z religią, choć tak czasami sądzono. Została wzięta z włoskiego filmu „Następcy tronów”, który w latach sześćdziesiątych wyświetlany był w Polsce. Dobrze brzmiała i wpisywała się w nazwy, które przyjmowały wówczas zespoły.

Pozostaje pytanie, kiedy zrodził się pomysł założenia zespołu? Kiedy zaczęto o nim mówić, to wiadomo, bo po pierwszym koncercie w 1962 roku w Klubie Kolejarz w Szczecinie. To wówczas publiczności bardzo spodobało się wykonanie „If I had Hammer” Petera Seegera.

Czy myśl o zespole urodziła się na kolonii w Pniewach, gdzie wysłano w 1961 roku młodego Mietka Klajmana? Poznał tam wówczas Mariana Lichtmana, późniejszą podporę sławnego zespołu Trubadurzy. Wschodząca gwiazda piłki nożnej w juniorach Pioniera Szczecin, jakim był wysportowany Klajman, nagle straciła do niej zainteresowanie. Klajman kupił gitarę i na podstawie otrzymywanych listownie instrukcji od poznanych kolegów rozpoczął na niej naukę. Podzielił się swoimi zainteresowaniami z grającym na akordeonie Mietkiem Lisakiem. - Mietek miał słuch absolutny – przypomina Róża Król. – Tym jednak, który dał muzycznego ducha, był pewnie Sioma Zakalik, który ukończył Państwową Szkołę Muzyczną i jako jedyny czytał nuty. Kolejnym członkiem zespołu, ze względu na dobry głos, został Józef Laufgas, a następnie Kuba Ciring, grający na pianinie, oraz Olek Kuperberg.

- Piosenki The Beatles graliśmy dwa tygodnie po ukazaniu się ich w Anglii – wspominał z dumą Mietek Klajman. Skąd ta znajomość? Było radio, ciągły nasłuch Radia Luxemburg i innych zachodniojęzycznych stacji. Otrzymywali też płyty od Włodka Faingolda, który wcześniej wyjechał do Kanady. - Historyk zadaje sobie pytanie o szybkość przenikania wpływów zachodniej popkultury w obręb siermiężnej gomułkowskiej przestrzeni kulturalnej – napisał dr Eryk Krasucki. – O tym, jak te wpływy były żywe, świadczy olbrzymia ilość powstałych wówczas zespołów i wykonawców big beatowych. Triumfy świecili Czerwono – Czarni i Niebiesko – Czarni, a dwie edycje organizowanego w Szczecinie Festiwalu Młodych Talentów odkryły takie gwiazdy, jak Czesław Niemen, Karin Stanek, Mira Kubasińska czy Tadeusz Nalepa. Po latach Franek Gecht, kolejny członek zespołu, wspominał przełomowy okres polskiego października, który złamał stalinowskie bariery. – Polski Październik oznacza nie tylko zmiany polityczne, a też nową muzykę dla nas, nastolatków. Ojciec Mietka stracił pracę, ale Mietek zyskał za to bardzo nowoczesne radio Undine. Audycje Radia Wolna Europa, a szczególnie Radia Luxemburg wypełnione nową ciekawą muzyką zaczęły wypełniać nasz wolny czas. Zaczęliśmy od jazzu i szybko przeszliśmy na rock and roll. Nasi faworyci to Elvis, Paul Anka, Tony Steel, Conie Francis i Brenda Lee.

Po wojnie do Szczecina przyjechało bardzo dużo Żydów. Szacuje się, że stanowili w pewnym momencie niemal 40 proc. całej społeczności. Część z nich traktowała miasto jako przystanek na drodze dalej, na Zachód. Przełomem w manipulacji politycznej ówczesnych czasów stał się tzw. pogrom kielecki z 1946 r. Warto przypomnieć te wydarzenia, jako że Żydami manipulowali w historii wszyscy. Zarówno Hitler (wyrzucając ich z Niemiec do polskiego Zbąszynia, co wywołało zatargi z Polakami), jak i niejednokrotnie Stalin po wojnie. Pogromu w Kielcach dokonali zwykli mieszkańcy, żołnierze Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Rozpuszczono plotkę, jakoby Żydzi w piwnicy budynku przy ul. Planty 7 zamknęli ośmioletniego chłopca, Henryka Błaszczyka, w celu dokonania na nim mordu rytualnego. W wyniku wywołanych zamieszek zginęło 37 Żydów i 3 Polaków. Echo tego wydarzenia rozniosło się po całej Polsce. Wpłynęło też na zachowanie szczecińskich Żydów i ich przyspieszoną emigrację na Zachód.

Z 31 tysięcy w 1949 roku pozostało jedynie 6,5 tys. – Ci, którzy pozostali, jak również ci, którzy przybyli tu w okresie późniejszym, starali zorganizować swoje życie w sposób normalny – pisze na ten temat dr Eryk Krasucki. – Wśród instytucji, które miały nad ową normalnością czuwać, były w pierwszym okresie Wojewódzki Komitet Żydów w Polsce oraz Żydowskie Towarzystwo Kultury. W 1950 r. obie te instytucje połączyły się w Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce. - Organizacja ta w okresie stalinizmu na plan dalszy zepchnęła sprawy kulturalne, a zajęła się „wielką polityką”, ograniczając się do organizowania masówek o wyraźnym politycznym profilu i okolicznościowych imprez, niekoniecznie bezpośrednio związanych z historią polskich Żydów – tłumaczy historyk. Dopiero po październikowej odwilży roku 1956 społeczność żydowska zaczęła na TSKŻ spoglądać z większą ufnością. Jednocześnie jednak politycy żydowscy dostrzegali z jednej strony „coraz słabiej maskowany antysemityzm części polskiego społeczeństwa”, a z drugiej zamykanie się tej społeczności na Polaków. Żydzi szukali więc rozwiązań, które mogłyby zmienić sytuację. Postawili na młodzież, której obca była trauma Holocaustu i patrzyła naprzód, a nie jak ich rodzice, jedynie do tyłu, rozpatrując przeszłość. Podczas pobytu w Szczecinie na zjeździe Mini-Reunion '68 wspominali właśnie o tym innym spojrzeniu na życie, co było też źródłem konfliktów międzypokoleniowych. Krasucki cytuje wypowiedź Izraela Białostockiego, sekretarza oddziału TSKŻ, który na łamach „Naszego Głosu” będącego lokalnym dodatkiem do „Fołks Sztyme” stwierdził: – Czas dokonać rewizji pojęć starych o młodzieży. Dość „zaskorupienia” się klubów. Ma być i miejsce dla młodzieży. – Ta i inne utrzymane w podobnym tonie wypowiedzi – komentuje Krasucki. – Otwierały drogę do włączenia w działalność towarzystwa tak nietypowego na pierwszy rzut oka zjawiska, jakim był zespół big beatowy.

Zjazd Mini-Reunion '68 w Szczecinie był unikalnych zjawiskiem. Na pierwszy w 2003 r. przyjechało 160 osób z całego świata. Większość po raz pierwszy od 40 lat zdecydowała się odwiedzić Polskę. – Dzięki szczecińskim działaczom TSKŻ doszło do bezprecedensowego wydarzenia w powojennej historii społeczności żydowskiej w Polsce – uważa prof. dr hab. Janusz Mieczkowski. – Było to szalenie wzruszające, gdyż nie wiedzieliśmy, ile tak naprawdę odpowie na nasze zaproszenie – wspomina organizatorka zjazdu i pomysłodawczyni, Róża Król. – Później po-szliśmy za ciosem i powtórzyliśmy ten projekt w 2007 r. I to był największy sukces, bo zjechało do Szczecina już 300 osób. Wówczas rozszerzyliśmy formułę o emigrantów z lat 50., roku 1957 oraz 1968. Trzeci zjazd odbył się dwa lata temu. Przyjechało mniej osób.– Szczecińskie towarzystwo dzięki Róży Król prowadzi bezprecedensową działalność – uważa historyk, Michał Paziewski. – Przybliża współczesnym to, co wydawałoby się, że odeszło raz na zawsze w niepamięć. To nie tylko ten zjazd, ale również wiele innych imprez, czego przykładem przygotowywany na kwiecień Festiwal Kultury Żydowskiej.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera