Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Pomorza. Życie w średniowieczu było ciężkie, naznaczone piętnem chorób i śmierci

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
Ignacy Skrzypek
Ignacy Skrzypek Fot. Radek Koleśnik
Rozmowa z Ignacym Skrzypkiem, byłym wieloletnim kierownikiem działu archeologii w koszalińskim Muzeum.

Wyobraźmy sobie, że jest któryś dzień kwietnia 1420 roku. Dzień całkiem zwyczajny, niech będzie wtorek. Jak mógł mijać mieszkańcom Koszalina, Szczecina, Słupska?
Wszystko zaczynało się o brzasku. Wtedy słońce decydowało o rytmie dnia. Nie było elektryczności, która mogła przedłużyć ludzką aktywność. Czyli wszyscy wstawali, gdy tylko dniało i wszyscy schodzili się do domów, gdy zapadał zmierzch. A w międzyczasie była ciężka praca. Głównie na polach lub przy wyrobie różnych potrzebnych przedmiotów. Wtedy mało kto pracował, aby zarobić. W większości przypadków chodziło o przeżycie. Ludzkie zajęcia sprowadzały się głównie do zdobycia pożywienia lub wytworzenia ubrań lub innych niezbędnych rzeczy.

A dokąd wracali po pracy? Jak wyglądały ich domy?
Przeważnie jednoizbowe, rzadziej podwójne. W większości drewniane. Wszyscy mieszkali razem, łącznie ze zwierzętami. Nie były to zbyt higieniczne warunki. To było ciężkie życie naznaczone piętnem chorób i śmierci.

Gdyby teraz jakiś współczesny koszalinianin przeniósłby się w czasie i znalazł się tego właśnie dnia i roku na przykład przy katedrze, to chyba byłby w szoku?
Z pewnością. Najpierw zwróciłby uwagę na wszechobecne błoto. Mieszkańcy wręcz w nim tonęli. Nie byli jednak bierni i posiadali specjalne buty na bardzo wysokich, drewnianych podeszwach. Dzięki nim mogli przebrnąć przez ubłocone ulice. Druga sprawa to brud i smród. Dla kogoś wychowanego w naszych czasach jest to nie do wyobrażenia, że w takich warunkach można było w ogóle żyć. Następny koszmar to ciemności. O tej porze roku już około piątej godziny byłoby kompletnie ciemno. Tylko w kilku miejscach paliłyby się pochodnie. Naprawdę nie zazdrościłbym temu człowiekowi. Stałby sam, być może w deszczu, bez nadziei na ciepłą kąpiel i wygodne łóżko.

Dałby radę przeżyć?
Raczej nie. Wcześniej czy później zachorowałby na jakąś chorobę i umarł. Pewnie na taką, która jest dziś uleczalna. Inne zagrożenie to śmierć głodowa. Nie umiałby zadbać o podstawowe rzeczy.

Odwróćmy sytuację. Pewien człowiek idący dajmy na to koszalińską ulicą w kwietniu 1420 roku nagle trafia na dzisiejszą ulicę Zwycięstwa w Koszalinie w 2020 roku...
... i jest przerażony. Głównie za sprawą hałasu, świateł i tych wozów bez koni, czyli samochodów. Pewnie padłby na ziemię przekonany, że Koszalin opanowały siły nieczyste. Myślenie magiczne w jego czasach było czymś naturalnym. Za jego pośrednictwem wyjaśniano wszelkie niezrozumiałe zjawiska. A gdyby w końcu dostrzegłby katedrę, pognałby do niej i schowałby się w środku. Bo to przecież byłaby jedyna rozpoznawalna rzecz w zasięgu jego wzroku. Była też symbolem bezpieczeństwa i ochrony przed szatanem.

A potem, gdyby już poznał zasady działania naszej cywilizacji, myśli pan, że podobałoby mu się u nas?
Wątpię. Sądzę, że nie mógłby zrozumieć jednego: po co nam te wszystkie rzeczy?

Pobierz bezpłatną aplikację Głosu Koszalińskiego i bądź na bieżąco!

Aplikacja jest bezpłatna i nie wymaga logowania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera