Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Pozostała tylko pamięć po zmarłych więźniach obozu

Dominik Markut
Ekshumacja zwłok pomordowanych w Łebuni.
Ekshumacja zwłok pomordowanych w Łebuni. Fot. Archiwum
Nie wszyscy więźniowie KL Stutthof, ofiary tragicznego Marszu Śmierci, doczekali się godnego pochówku. Tysiące ciał spoczywa w przydrożnych mogiłach, lasach, czekając na ekshumację.

Chociaż od tragicznego Marszu Śmierci minęły dekady, tysiące ofiar czeka na godny pochówek. Po zakończeniu II wojny światowej nie udało się przeprowadzić wszystkich ekshumacji. Dziś wiedzę o potencjalnych miejscach pochówku posiadają nieliczni mieszkańcy Kaszub, których rodziny były świadkami tamtych tragicznych zdarzeń.

Sam przeszedł piekło obozu
Agnieszka Makurat jako dziecko mieszkała wraz z rodzicami w Darżkowie. Ojciec, Józef Wiczkowski, piekło Stutthofu przeżył na własnej skórze. Aresztowany w 1939 roku wraz z bratem Antonim w Gdyni do obozu trafiał kilka razy. Zwalniany na roboty przymusowe u niemieckich bauerów, za każdym razem wracał do obozu. Pozostał w nim do końca, do wyzwolenia. Szczęściem w nieszczęściu można nazwać to, co spotkało Józefa Wiczkowskiego. Przez to, że nie ukłonił się esesmanowi oberwał pałką. W wyniku uderzenia stracił zęby. Trafił do obozowego szpitala, w którym przebywał także dnia, kiedy zaczęła się lądowa ewakuacja więźniów. I właśnie ten wypadek uratował go od śmierci. W domu rodziny Wiczkowskich na temat wojny i obozu głośno się nie mówiło. Aż do pewnego dnia.

Gruszki w stawie
Pani Agnieszka wraz z rodzeństwem pasła krowy. Przy łące znajdował się staw, a przy nim rosła wielka grusza. Dzieci Józefa Wiczkowskiego dojrzały w wodzie ogromne gruszki, które chciały wyłowić. Tak się stało, że kiedy najstarsza z sióstr wyciągała je z wody, podbiegł do niej ojciec.

– Zostaw to. Ten staw jest pełen trupów. Nie wolno wam jeść tych gruszek – powiedział nam ojciec. Opowiedział mi także historię tego miejsca – wspomina Agnieszka Makurat. Józef Wiczkowski powiedział o więźniach Stutthofu, którzy pędzeni byli drogą nieopodal łąki do obozu ewakuacyjnego w Gęsi. Na początku lutego, kiedy przechodzili obok zmrożonego stawku, lód był cienki. Niemcy wpędzili na niego najsłabszych więźniów, których nie opłacało się pędzić do obozu w Gęsi. Kilkudziesięciu, którzy wpadli do wody, zostało w niej na zawsze. Uwagę pani Agnieszki przykuło jeszcze jedno wydarzenie z czasów dzieciństwa. Wzdłuż drogi prowadzącej na tę łąkę znajdowały się małe kopczyki. Ojciec pilnował, żeby były zadbane, żeby nikt ich nie niszczył. Jak się pytaliśmy, co tam jest, mówił tylko: „nie dla dzieci”. Dziś wydaje mi się, że były to groby ofiar Marszu – mówi. Córka Józefa Wiczkowskiego nie ma także wątpliwości, skąd ojciec wiedział o ofiarach w pobliskim stawku. Sam nie mógł tego zobaczyć, był w tym czasie w Stutthofie.

Koledzy powiedzieli
W domu pani Agnieszki widzimy fotografie ojca na tle żywopłotu. To zdjęcie z kolegami, z którymi był w obozie. - Często do nas przyjeżdżali po wojnie. Wtedy zamykali się w pokoju i rozmawiali. Dzieciom nie wolno było słuchać – opowiada Agnieszka Makurat. – I to najpewniej wtedy koledzy, którzy Marsz Śmierci przeżyli lub usłyszeli od innych współwięźniów, opowiedzieli ojcu historię o ciałach w stawku.

W miejsce stawku, latem 2010 roku przyjechała Elżbieta Grot, kustosz Muzeum Stutthof w Sztutowie. Wykonała dokumentację fotograficzną, spisała zeznania pani Agnieszki. Jednak jak się okazuje, do ekshumacji nie dojdzie zbyt prędko. Dlaczego? Głównym powodem stały się pieniądze, a właściwie ich brak. Badania geologiczne są bardzo kosztowne.

A miejsc do zbadania jest wiele. Wiemy o kilku ogromnych mogiłach. Jedna z nich jest w Toliszczku.

Lokalni historycy mówią także o zbiorowej mogile w Tawęcinie. Tam również zimą 1945 roku w obozie przejściowym zmarły setki osób, których ciała do dziś nie zostały ekshumowane.

Chociaż ekshumacje w lesie w Krępie Kaszubskiej, gdzie znajdował się obóz przejściowy, odbywały się zimą 1951 roku, nie zostały należycie wykonane. Sroga zima przeszkodziła wówczas w przenoszeniu ciał więźniów na tworzony cmentarz ofiar hitlerowskiego terroru. W krępskim lesie znajdować może się jeszcze kilka grobów.

Kilka lat temu w Gęsi, w miejscu obozu ewakuacyjnego przeprowadzono nowatorskie badania gruntu, które wykazały, że znajdują się w nim ludzkie szczątki.

Do ekshumacji doszło w Łebuni (gm. Cewice). Z miejsca wskazanego przez mieszkankę wsi wykopano szczątki trzech mężczyzn, ofiar Marszu Śmierci.

Spoczęli na cmentarzu ofiar w Krępie Kaszubskiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera