Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ich wina taka tylko, że dużo dzieci mają

Marian Dziadul [email protected]
Kompletna rodzina Elżbiety i Andrzeja Wydrychów, mieszkańców wsi Chlebowo.
Kompletna rodzina Elżbiety i Andrzeja Wydrychów, mieszkańców wsi Chlebowo. Fot. Marian Dziadul
Od dwóch miesięcy Wydrychowie żyją w strachu, że odbiorą im dzieci. Mówią, że zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby małymi Wydrychami nie zapełniać domów dziecka.

Problem w tym, że - w porównaniu do urzędniczej machiny - ta ich moc nie jest imponująca.

Elżbieta i Andrzej Wydrychowie, gospodarze ze wsi Chlebowo w gminie Bobolice, ze smutkiem zasiadali do ostatniej wigilijnej wieczerzy. Tuż przed nią odwiedził ich kurator sądowy. Dostarczył wezwanie na rozprawę o ograniczenie im praw rodzicielskich. Wniosek do sądu złożyła opieka społeczna. - Opieka? Przecież ostatni raz pani z opieki była u nas w maju, a mamy koniec grudnia! - kiwał wtedy głową Andrzej.

Nie podnieśli się po pożarze

Na początku lat 90. u Wydrychów wybuchł pożar.

- Z dymem poszła szopa i wiata, a na oborze dach się spalił - pan Andrzej oprowadza po swoim gospodarstwie. - Najpierw odbudowaliśmy dach obory. Bo nie byłoby gdzie krów i drobiu trzymać.

Dom strażacy uratowali. Ale na dachu popękały dachówki. Do dziś są tego konsekwencje. - Prawie w każdym miejscu przecieka - Andrzej załamuje ręce. - Od wilgoci krokwie zgniły.

Tymczasem opieka społeczna nakazała Wydrychom natychmiast budować w mieszkaniu sanitariaty. Posłuchali. Odgrodzili część kuchni i budują łazienkę. - Andrzej to złota rączka - chwali męża pani Elżbieta. - Sam położył miedziane przewody elektryczne, podciągnął do łazienki wodę, kafelki położył, postawił sedes i brodzik.

Jeszcze zdołał osadzić kilka par nowych drzwi i okien. I w tym momencie skończyły się pieniądze, więc łazienka nie jest gotowa.

Przypadek Ani

U Wydrychów co rok to prorok. Same dziewczynki! Dopiero szósty był Wojtek, a potem znów cztery córeczki. Najmłodsza, Nicole, w październiku skończyła roczek. Pierwszych ośmioro pociech Wydrychów, dzięki Bogu, przyszło na świat zdrowych. Niestety, przedostatnia Ania urodziła się z ciężką wadą serca.

- Zaraz po porodzie ze szpitala w Koszalinie przewieźli ją helikopterem do Szczecina
- Elżbieta pokazuje grubą teczkę z dokumentacją medyczną. - Trzy razy w miesiącu jeździliśmy do niej.

Do przystanku PKS mają kilka kilometrów. Stąd autobusem trzeba dojechać do Bobolic, potem do Koszalina, a stamtąd pociągiem - do Szczecina. Andrzej postanowił kupić samochód. Za cztery tysiące nabył opla kadeta. Zlecił przerobienie go na tańszy gaz.

- Moja mama wzięła dla mnie pożyczkę - przyznaje. - Bo banki nie chciały ze mną rozmawiać.

Lekarzom udało się uratować Anię. Jednak musi być pod ich kontrolą. - Raz na dwa miesiące jeździmy z nią na badania do Szczecina - ojciec tuli córeczkę. - Musimy na nią bardzo uważać.

Pracy się nie boi

Andrzej jest zabiegany: od rana do wieczora w robocie. Od wiosny do jesieni w polu: sieje zboże, sadzi ziemniaki, kosi trawę na siano dla krów. Zimą jeździ do lasu.
- Mało mamy pola: trochę ponad osiem hektarów - frasuje się gospodarz. - Trzy lata temu do agencji rolnej złożyłem podanie o wykup kilkunastu hektarów ziemi. Tu niedaleko leży odłogiem. Dlaczego nie chcą mi jej sprzedać? - pyta retorycznie.
Ze złomu złożył sadzarkę do ziemniaków, z której korzysta pół wsi. Za parę groszy kupił starego żuka, pospawał go, żeby mieć czym rozwozić ludziom ziemniaki na zimę.

Kupił przechodzony szwedzki ciągnik, wyremontował go. Ten traktor pozwala przeżyć Wydrychom zimę. - Drewno rozwożę - mówi Andrzej.

W każdy piątek przywozi do Bobolic jajka, twaróg, masło i drób. Towary przekazuje na dworcu kierowcom autobusów. W Koszalinie produkty odbiera jego matka i sprzedaje je na targu.

Babcia przygarnie

Mieszkająca w Koszalinie Elżbieta Wydrych, matka Andrzeja i babcia jego dzieci deklaruje, że jest gotowa im pomóc.

- Najstarsza wnuczka, Kasia, niedługo kończy gimnazjum. Chce się uczyć w Koszalinie na cukiernika - mówi babcia. - Może u mnie mieszkać. Już przygotowaliśmy dla niej pokój. Za rok może przyjść następna wnuczka, która też skończy gimnazjum. Jak będzie zdrowie, to na pewno im pomożemy.

Pomocy nie odmówi Wydrychom także Zdzisława Śrutkowska, chrzestna Andrzeja i siostra jego matki, która również mieszka w Koszalinie. Zresztą, cały czas pomaga: a to ciuch podrzuci dzieciakom, a to zrobi paczki dla nich.

- Ela i Andrzej szarpią się i miotają, żeby tę liczną gromadkę wykarmić - mówi cicho pani Zdzisława. I głos jej się łamie - Przecież jedyną ich winą jest tylko to, że za dużo dzieci mają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!