Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Indonezja to kraj wysp i wulkanów

Elwira Romaniuk
Klasyczny strój mieszkanek Indonezji. Widok na wulkan Bromo. Fot. Elwira RomaniukFot. Elwira Romaniuk
Klasyczny strój mieszkanek Indonezji. Widok na wulkan Bromo. Fot. Elwira RomaniukFot. Elwira Romaniuk
Elwira Romaniuk z Darłowa brała udział w Polskiej Ekspedycji Speleologicznej - Indonezja-Papua 2010. Prezentujemy jej relację z podróży.

W tym roku wraz z mężem uczestniczyłam w niezwykłej wyprawie Polskiej Ekspedycji Speleologicznej- Indonezja 2010. Jeszcze przed wyjazdem wirtualnie poznałam ten daleki kraj, który już przed wyjazdem zdawał się być bardziej egzotyczny, niż te, które dotąd odwiedzaliśmy. Już choćby dlatego, że jest to kraj ponad osiemnastu tysięcy wysp, z których ponad połowa nie jest zamieszkała.

Dla naszej 14-osobowej grupy wynajmowaliśmy busy z kierowcami, które były niezawodne w każdej sytuacji. Nie zapomnę jedynej kontroli policji, która prawdopodobnie miała zastrzeżenia do naszej jazdy, ale nasz kierowca nawet nie zwolnił, tylko przez okno wyrzucił pieniądze, które miały pokryć roszczenia władzy.

W Dżakarcie byłam zaskoczona, że hałas, tłok, zaduch i smog tam panujący nie jest w stanie zniechęcić Europejczyków do tego przeszło ośmiomilionowego miasta.

Szajka sprzedawców
Na Yogyakarcie wypożyczyliśmy osiem skuterów i udaliśmy się na jedną z najpiękniejszych eskapad, jakie były moim udziałem. Sunęliśmy lewą stroną wśród tłumu pojazdów, przewożących wszystko co możliwe w najdziwniejszy sposób m.in. surowe jajka, które nie były przykryte plandeką w temperaturze 38 stopni, na skuterze - żywe kurczaki, trzymane po trzy w jednej ręce, szafy i komody, cudem mieszczące się całe rodziny, dzieci jadące ze szkoły na pace samochodu ciężarowego.

W ten sposób dojechaliśmy do najbardziej znanej buddyjskiej świątyni Indonezji- Borobudur, która jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Bardzo zdziwiło minie to, że budowla nie posiada pomieszczeń wewnętrznych. Wszystkie ornamenty i rzeźby (o łącznej długości ok. 6 km) są na zewnątrz i nie ma gdzie ukryć się przed palącym słońcem. Prawdziwym utrapieniem stała się dla nas szajka sprzedawców, którzy oblegli nas u stóp świątyni, jak przysłowiowe muchy, i nie było sposobu, aby się ich pozbyć i obronić przed ich natarczywością.

Widok na Semeru
W czasie pobytu na Jawie mieliśmy możliwość obejrzenia jednego z najpopularniejszego wśród turystów, czynnego wulkanu Bromo (podczas ostatniej niespodziewanej erupcji tego wulkanu 8 czerwca 2008 roku zginęły 2 osoby), leżącego na wschodzie wyspy. Jest on położony wewnątrz wielkiej kaldery Tengger o średnicy 16 kilometrów, której wiek jest szacowany na 820 000 lat. Na dnie tej kaldery wybudowano świątynię, której widok wraz z sąsiednim wulkanem Semeru zapiera dech w piersiach.

Aby dotrzeć to tego niezwykłego miejsca musieliśmy wstać o 5 rano i pokonać dżipami, stary krater, a następnie wspiąć się na górę widokową.

Na kolejnej wyspie - Bali zadziwiła mnie plaża, bo tuż obok niej z całymi swoimi gospodarstwami mieszkają ludzie. Dlatego można napotkać tu kury, kurczaki, kaczki, koty, a nawet świnie. Wszędzie widać bawiące się dzieci. W Indonezji rodziny są na ogół wielodzietne, ale nie widziałam ani jednego wózka, natomiast popularne są kołyski na sprężynach - coś w rodzaju hamaka.

Pyszna kukurydza
Przejechaliśmy następnie całą wyspę Bali zatrzymując się w Kucie, która jest mekką turystów z Europy i Australii. Będąc w Kucie warto zwiedzić świątynię Tanah Lot, która znajduje się nieopodal, a jest jednym z piękniejszych miejsc w Indonezji. Jak wszędzie, tak i tutaj wszystko jest dla turystów, począwszy od węży boa, po Bin Tang (smaczne indonezyjskie piwo), od zwykłych, tanich pamiątek, po misterne i niewiarygodne wyroby z drewna. Tu można dobrze zjeść i miło spędzić czas. Polecam kukurydzę na grillu dostępną w kilkunastu smakach. Pycha!

Kolejnym punktem na mapie naszej wycieczki była wyspa Sulawesi (po raz pierwszy byłam w miejscu, gdzie matki pokazywały mnie palcami swoim dzieciom mówiąc: "Tak wygląda biały człowiek"). Wyspa ta przypominająca swoim kształtem skorpiona. Jest bardzo górzysta i aktywna wulkanicznie. Górskie ulice, często podmywane w czasie obfitej ulewy, giną w bujnej zieleni. Można tu spotkać wiele gatunków zwierząt tzw. endemicznych- nie występujących na sąsiednich wyspach np. miniaturowy leśny bawół Anoa, dzikie świnie Babirusa oraz miniaturowe małpki naczelne Tarsius.

Na zamieszkałych i wykarczowanych terenach rozpościerają się tarasy ryżowe. Dużym naszym zainteresowaniem cieszył się popularnie tu hodowany byk błotny. Jest to olbrzymie, przy tym bardzo łagodne, zwierzę, które godzinami wyleguje się na błotnych rżyskach ryżowych.

Trzy lata czekania na pogrzeb
Kończąc naszą podróż trafiliśmy do Tanah Toraja, małego górzystego regionu środkowej części Celebes, który zamieszkuje półmilionowa grupa etniczna.

Domy Torajów są niezwykłe, umieszczone na palach, przykryte dachem w kształcie łodzi, która ma przypominać moment przybycia tu przodków z Azji, ściany są precyzyjnie i kolorowo ozdabiane, często rzeźbione, a na frontowej ścianie umieszczone są często imponujących rozmiarów bycze rogi. Duża wilgotność powietrza, temperatura ponad trzydzieści stopni i nieliczni uśmiechnięci tubylcy- to wszystko sprawiało, że czułam się tu świetnie do momentu, aż nie trafiłam na trzydniowy uroczysty pogrzeb, z którego słynie Toraja.

Mieszkańcy są katolikami, najczęściej protestantami, a za drobną opłatą na uroczystości pogrzebowe chętnie zapraszają turystów. Swoich bliskich chowają w skałach umieszczonych wysoko nad drogami, w trudno dostępnych, choć dobrze widocznych miejscach. W takim kamiennym korytarzu może znaleźć się nawet kilkanaście trumien. Widzieliśmy jaskinie pełne starych, spróchniałych trumien, z których widać było kości zmarłych. Traumatycznym przeżyciem był dla mnie sam pogrzeb, choć uczestniczyliśmy w nim jedynie kilka godzin.

Przygotowania trwają do trzech lat, a umarły, w tym czasie zabalsamowany przebywa w domu. Każdy klan uroczyście składał kondolencje, obdarowując rodzinę zmarłych - w tym wypadku dwóch kobiet - żywymi świniami i bykiem błotnym. Śpiewano pieśni żałobne i tańczono tańce pogrzebowe do rytmu wybijanego na bębnach.

Wszędzie słychać było kwik zarzynanych świń i czuć zapach opalanej sierści. Zdawało się, że przeszkadza to tylko nam, bo wszyscy świetnie się bawili, kosztowali ciasta, mięsa pieczonego w bambusie z trawą cytrynową, pili słodką kawę i kosztowali nieco gorzkawe wino palmowe.
Na pogrzebie w którym uczestniczyliśmy zabito łącznie trzysta świń i dwadzieścia byków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!