Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Interes życia na działkach. Ziemię obok zbiornika retencyjnego sprzedano za "bezcen"

Rafał Wolny
Nieruchomości Wartą kilka milionów złotych ziemię obok zbiornika retencyjnego w Koszalinie sprzedano za "bezcen". Przeprowadzona przez Agencję Mienia Wojskowego transakcja wzbudziła nawet wątpliwości sądu.
Nieruchomości Wartą kilka milionów złotych ziemię obok zbiornika retencyjnego w Koszalinie sprzedano za "bezcen". Przeprowadzona przez Agencję Mienia Wojskowego transakcja wzbudziła nawet wątpliwości sądu. archiwum
Wartą kilka milionów złotych ziemię obok zbiornika retencyjnego w Koszalinie sprzedano za "bezcen". Przeprowadzona przez Agencję Mienia Wojskowego transakcja budzi na tyle poważne wątpliwości, że sąd w Warszawie nakazał prokuraturze zbadanie sprawy.

Decyzja sądu jest pokłosiem skargi Witolda Niedka z Koszalina na decyzję Prokuratury Rejonowej Warszawa Ochota, która wcześniej odmówiła wszczęcia postępowania po jego doniesieniu. Chodzi o trzy działki w pobliżu zbiornika retencyjnego - o łącznej powierzchni ponad 27 ha - które zachodniopomorski oddział AMW sprzedał w 2012 r.

Na jednej z nich o powierzchni 6 ha, od lat 70-tych działał ogród działkowy pracowników wojska i ich rodzin. Jego zakładaniem zajmował się z ramienia armii właśnie gen. Witold Niedek, m.in. były dowódca Centrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie, dziś emerytowany wojskowy i jeden z działkowców. - Póki ten teren podlegał wojsku nie było problemów. Zaczęły się po przejęciu go przez AMW - opowiada. - Przez kilka ostatnich lat zabiegaliśmy o uregulowanie zasad korzystania przez nas z ogrodu. Mieliśmy wstępną zgodę na jego przejęcie, ale agencja cały czas stawiała kolejne warunki. Spełnialiśmy je po kolei, a nagle w 2011 roku dowiedzieliśmy się, że teren ma zostać sprzedany.

Działkowcy domagali się prawa pierwokupu, ale im go odmówiono. Ostatecznie przystąpili do przetargu, ale zostali przelicytowani. Jednocześnie AMW sprzedała 21 ha tuż obok, a nabywcy obu działek stali się także współwłaścicielami (50/50) przebiegającej pomiędzy nimi nieruchomości drogowej.

Dziwnie tanio

Oburzenie generała spowodowała jednak nie tylko sama sprzedaż, ale także cena wywoławcza wynosząca 160 tys. zł za 6 ha, którą uznał za podejrzanie niską. - Kilkunastokrotnie mniejszą działkę budowlaną w Rogowie w powiecie gryfickim o powierzchni 0,4 ha agencja zaoferowała za 155 tys. zł. Rozumiem, że tam są jeziora, ośrodki wczasowe, ale tu też jest pięknie, a do tego praktycznie w mieście, więc niemożliwe jest, by ten grunt był tak dużo mniej wart. Poza tym agencja wyceniła tylko gołą ziemię, a przecież były tam instalacje zrobione jeszcze przez wojsko - ogrodzenie, drogi, parkingi, hydrofornia - wylicza Witold Niedek.

Niegospodarność AMW widzi również w ograniczonym zasięgu publikacji oferty o sprzedaży. - Każdy sprzedający informuje, jak najwięcej osób, by uzyskać jak najwyższą cenę. Agencji jakby to nie interesowało. O ofercie nie poinformowała przez lokalne media, tylko wywiesiła ją w starostwie i swoich oddziałach w innych krańcach kraju.

Wątpliwości miał więcej, dlatego - prócz prokuratury - zawiadomił Najwyższą Izbę Kontroli, Ministerstwo Obrony Narodowej oraz Centralne Biuro Antykorupcyjne. Dwie pierwsze odmówiły zajęcia się sprawą, wskazując, że właściwa będzie droga sądowa. Z kolei CBA, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, od maja 2012 r. wciąż nie zdecydowało czy rzecz jest warta wszczęcia postępowania, czy też nie.

Agencja z czystym sumieniem

Niezależnie od ostatecznych decyzji organów ścigania, AMW nie obawia się konsekwencji, przekonując, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. - Decyzja o sprzedaży działek była związana z wykonywaniem ustawowych zadań - podkreśla Maciej Macios z działu public relations agencji, mając na myśli gospodarowanie i sprzedaż nieruchomości zbędnych dla MON i MSWiA.

Przyznaje, że pierwotnie agencja zamierzała sprzedać działkę, na której znajdują się ogrody ich użytkownikom w trybie bezprzetargowym. - Jednak ze względów formalno-prawnych takie rozwiązanie nie było możliwe, ponieważ Stowarzyszenie Wojskowych Ogrodów Działkowych "Wilkowo" nie należało do Polskiego Związku Działkowców - mówi.

Dlatego też ta, razem z drugą wspomnianą działką (oraz udziałem w działce drogowej) zostały wystawione na sprzedaż w przetargu otwartym. Przedstawiciel AMW przekonuje, że oferta była rozpowszechniona wystarczająco szeroko i zgodnie z przepisami w oddziałach terenowych agencji, na jej stronach internetowych, koszalińskim Starostwie Powiatowym oraz w ogólnopolskiej prasie. - W Urzędzie Miejskim w Koszalinie nie zamieściliśmy ogłoszenia, bo już wcześniej otrzymaliśmy odmowę przyjmowania treści podobnych ogłoszeń wówczas i w przyszłości - wyjaśnia Maciej Macios.

Cena wywoławcza działki 6 ha (tej z ogrodami) z 50% udziałem w działce drogowej wyniosła 160 tys. zł. Została sprzedana za 300 tys. zł. Działka o powierzchni 21 ha, również z 50% udziałem w działce drogowej - 550 tys. zł (sprzedano za 555,5 tys. zł).

Ze względu na bliską odległość budowanego wówczas zbiornika retencyjnego, grunty te już w chwili sprzedaży były dużo atrakcyjniejsze niż podobne w innych częściach miasta. Zaledwie 10 arów działki budowlanej po sąsiedzku kosztuje 100-120 tys. zł. Może zatem dziwić wyjątkowo niska cena wywoławcza gruntów oferowanych przez AMW. - Ceny ustalono na podstawie operatu sporządzonego przez niezależnego, wybranego w przetargu rzeczoznawcę - podkreśla przedstawiciel agencji i wskazuje, że wzięto pod uwagę położenie nieruchomości, jej rodzaj i przeznaczenie w planie zagospodarowania przestrzennego (tereny zielone nieurządzone, łąki i ogrody).

Zmienią studium - podarują miliony

Tyle że krótko po zakupie nowi właściciele złożyli w koszalińskim ratuszu wnioski o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego na "zabudowę mieszkaniową, jednorodzinną, wolnostojącą, bliźniaczą, szeregową". Ich uwzględnienie sprawi, że wartość gruntów automatycznie poszybuje w górę.

Ratusz wziął wnioski pod uwagę przy sporządzaniu projektu zmiany studium. - Studium jest wyłożone, ale to nie znaczy, że jest uchwalone - tłumaczy wiceprezydent Tomasz Sobieraj. - To nie jest propozycja nasza, tylko właścicieli. Również pan i każdy inny mógł złożyć wniosek. Zmieniamy studium nie tylko dla tego terenu, ale dla dużej części miasta. Kiedy przystępujemy do takich prac, bierzemy wszystkie wnioski i próbujemy je nanosić na projekt. Na razie studium jest wyłożone i każdy ma prawo złożyć do niego uwagi (do 14 lutego - red.).

Witold Niedek uważa, że ratusz sam powinien zainteresować się tym terenem. - Jestem zbulwersowany tym, że tego nie zrobił. Że nie wystąpił o jego bezpłatne przejęcie ani nie starał się go kupić. Przecież miał w tym ewidentny interes. Tak piękne tereny w granicach miasta powinny być chronione, a nie zabudowywane. Tym bardziej, że potem może się okazać, że jak miasto zechce coś tutaj stworzyć, to będzie musiało wykupić część gruntu od nowych właścicieli - zauważa.

Ratusz twierdzi, że prawa pierwokupu nie miał, a o sprzedaży ziemi dowiedział się dopiero po fakcie. Przeczyć może temu jednak zaświadczenie wydane AMW przez UM w listopadzie 2010 r. w celu wyceny nieruchomości. Magistrat jednak tak czy inaczej nie skorzystałby z oferty. - Miasto nie jest spekulantem nieruchomościami i nas pan do tego nie namówi - podkreśla wiceprezydent Sobieraj. - My sprzedajemy nieruchomości, a nie je skupujemy. To jest zadanie wolnego rynku.

Wyjątkiem byłoby nabycie nieruchomości na cele publiczne (np. droga, plac zabaw itp.), lecz miasto tam takowych nie widziało.

Silne plecy dają pewność?

Sprzedane przez AMW grunty sięgają brzegu Dzierżęcinki, ale wiceprezydent zapewnia, że nie utrudni to budowy biegnącej wzdłuż niej ścieżki rowerowej. Podobnie jak przyszłego zagospodarowania okolic zbiornika retencyjnego. - Zbiornik jest w bardzo dużej odległości od tych działek, a ścieżki rowerowe mają iść po wale, którego nie można zabudowywać. Poza tym tam jest stumetrowy pas wolny od zabudowy i nowi właściciele nie będą mogli go zagospodarować, nawet jeśli plan się zmieni.

Witold Niedek złożył uwagę do projektu zmiany studium, w której domaga się utrzymania dotychczasowego przeznaczenia tego terenu. Wcześniej odwiedzili go wiceprezydent oraz radny Ryszard Tarnowski. Po co? - Spotykam się często z generałem Niedkiem. Nie wolno mi? Pan generał jest wolnym człowiekiem i ja również - po raz kolejny irytuje się Tomasz Sobieraj, podkreślając, że w żadnym przypadku nie przekonywał generała do zaprzestania walki o działki. - Nie podejmowałem też żadnych obietnic w tej sprawie, a jedynie powiedziałem jak wygląda procedura - zaznacza.

Choć ta wciąż trwa, nowi właściciele wydają się być pewni swego. Kiedy zadzwoniliśmy do jednego z nich, wcielając się w przedstawiciela firmy developerskiej, usłyszeliśmy, że teren jest przeznaczony pod... zabudowę mieszkaniową.

Dodatkowego smaczku dodaje sprawie fakt, że większą z działek kupiły dwie młode, około 30-letnie osoby, jeszcze do niedawna będące zaledwie pracownikami Agencji Nieruchomości Rolnych. Mężczyzna prowadzi w Darłowie firmę wspólnie z pasierbem wysoko postawionego członka rządu z regionu, a kobietę wiąże się z szefem jednej z koszalińskich jednostek samorządowych. Ten ostatni jednak kategorycznie zaprzecza jakimkolwiek związkom.

Nie interesują mnie osoby nowych właścicieli i ich powiązania - odcina się od tych spekulacji Witold Niedek. - Jestem daleki od posądzania kogokolwiek o cokolwiek, ale cała sprawa jest bardzo podejrzana, dlatego odpowiednie służby powinny się nią głęboko zainteresować.

Nowi właściciele zostawią działki

Przede wszystkim zależy mu jednak na ocaleniu ogrodów. Nowymi właścicielami działki, na której się znajdują są osoby związane z szeroko pojętą branżą budowlaną i nieruchomościami. Jeden z nich zapewnia, że w najbliższych latach nie planują tu żadnych inwestycji, a i nie zdecydowali czy i co zbudują później. - Dlatego działkowicze mogą jeszcze przez co najmniej 10 lat korzystać z tego terenu - deklaruje współwłaściciel. - Jesteśmy skłonni zgodzić się na odbudowę infrastruktury i doprowadzić wodę, która wcześniej była zrobiona "na dziko".

Problem jednak w tym, że zdaniem naszego rozmówcy, sami działkowcy nie wykazują zainteresowania współpracą. - Została ich ledwie garstka. Większość zrezygnowała, przy okazji niszcząc to, co tutaj było - wskazuje.

Mimo to zapewnia o gotowości współpracy z pozostałymi i podkreśla, że nowi właściciele na działkowcach zarabiać nie zamierzają. - Nie możemy im jednak także użyczać tego terenu bezpłatnie, bo sami za niego płacimy (m.in. podatki - red.). Możemy im oddać go w użytkowanie, w zamian za przejęcie tych kosztów - podkreśla.

Choć takie deklaracje cieszą generała, nie są dla niego wystarczające. - Chcę mieć pewność, że ogrody tu zostaną dłużej, niż tylko kilka lat. Poza tym podjąłem te działania, bo w moim przekonaniu zostało naruszone prawo - przetarg ogłoszono w oparciu o nieprawdę. Zrobiono krzywdę działkowcom i chcę, żeby została ona naprawiona. Nie chodzi o pieniądze - ewentualne odszkodowanie przekażę na hospicjum - ale o zasady. To wygląda jak w jakiejś republice bananowej, dlatego, jeśli będzie trzeba, poświęcę resztę życia i pójdę nawet do Strasburga - zapowiada Witold Niedek.

Na razie nie musi, bo pod koniec stycznia Sąd Rejonowy dla miasta stołecznego Warszawy uznał jego racje i zwrócił sprawę Prokuraturze Rejonowej Warszawa Ochota do ponownego rozpatrzenia.​​

Opinia

Barbara Urbanowicz, pośrednik w obrocie nieruchomościami, współwłaściciel firmy "Urbanowicz Centrum Nieruchomości".

- Czy w sumie 855 tysięcy złotych za 27 hektarów takich gruntów w Koszalinie to cena wysoka czy niska?
- Zawsze, kiedy klient przychodzi do mnie z działką na sprzedaż, pytam go co można tam wybudować. Wartość zależy bowiem głównie od tego. Jeśli na takim gruncie, nawet bardzo dużym, można sobie najwyżej powiesić hamak, a wokół pozwolić biegać zającom, bo plan zagospodarowania nie pozwala na nic innego, to wartość automatycznie spada.

- A jeśli zostanie przekształcony w działki budowlane?
- Jeśli taką działkę uda się przekształcić w działkę budowlaną, w dodatku na przykład pod budownictwo wielorodzinne, to można na tym bardzo dobrze zarobić. Nie znam tej sprawy ani właścicieli działek, ale podobne grunty kupuje się właśnie z myślą o ich zabudowie. Jest to ryzykowne, bo wniosek o zmianę planów nie zawsze musi zostać zaakceptowany. Jeśli jednak to się uda, to - choćby możliwość zabudowy została w planie ograniczona do zaledwie 20 procent powierzchni gruntu - można na tym sporo zarobić. Przy obecnej cenie metra kwadratowego mieszkania będzie to zysk, który nawet kilkakrotnie zrekompensuje zakup działki i zainwestowane w budowę pieniądze.

Czy w Koszalinie jest duże zainteresowanie tego typu gruntami?
- Niewielkie, a oferty podobnych działek nie pojawiają się zbyt często. Jednak, jeśli ktoś zobaczy w tym możliwość zarobienia, to inwestor z pewnością się znajdzie. Tutaj było to o tyle atrakcyjne, że działki są w obrębie miasta, wokół istnieje zabudowa mieszkaniowa, a w pobliżu powstaje budynek wielorodzinny. Kupiec mógł więc z dużym prawdopodobieństwem liczyć, że prędzej czy później działki mogą zostać przekształcone w budowlane.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!