Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inwalida ze Szczecinka nie poddaje się. Mimo amputacji obu nóg

(r)
Bogdan Hirniak przyniósł właśnie panu Staszkowi Basarab niepotrzebną maszynkę do golenia. Może coś się z niej uda jeszcze wyczarować?
Bogdan Hirniak przyniósł właśnie panu Staszkowi Basarab niepotrzebną maszynkę do golenia. Może coś się z niej uda jeszcze wyczarować? Fot. Rajmund Wełnic
Mimo amputowanych obu nóg i "siedemdziesiątki" na karku, sprawności i uczynności panu Stanisławowi Basarabowi ze Szczecinka mogliby pozazdrościć znacznie młodsi i sprawniejsi.

Niemal codziennie szczecineckie ulice przemierza w przedpotopowym wózku. - Ten wolę najbardziej, kilka razy dojechałem nim nawet nad jezioro w Drężnie (to dobre 20 kilometrów od Szczecinka - red.). Miałem nowsze, ale były takie byle jakie, albo się rozleciały od razu, albo były niewygodne - pan Stanisław siedzi w słomkowym kapeluszu przed blaszanym barażem na osiedlu Warszawsko-Chełmińskim. To jego królestwo, warsztat i magazyn części zamiennych do wszystkiego co jeździ i ma dwa koła. - Samych kół rowerowych mam ze 130, sam nie wiem po co i dla kogo tyle naszykowałem - śmieje się.

Miażdżyca i cukrzyca dopadła go ponad 20 lat temu. Zmiany były tak poważne, że lekarze odcinali obie nogi. Po kawałku, co kilka lat odejmowali następny fragment ciała. Aż zostały mu dzisiejsze kikuty. - Ból w nogach był już taki, że zgodziłbym się na amputację bez znieczulenia - mówi. - Nie było wyjścia, choć dla człowieka tak aktywnego to był szok. Wiedziałem jednak, że nie mogę się położyć do łóżka, bo byłoby po mnie. Nawet sobie tego nie mogę wyobrazić, aby niczego nie robić. Muszę mieć czymś zajęte ręce.

Zaczął jednak od mozolnej nauki chodzenia - a właściwie jeżdżenia - na nowo. Zanim zamieszkał w Szczecinku do pracy w firmie budowlanej Pojezierze dojeżdżał na rowerze z pobliskiej Gwdy Wielkiej. Codziennie rano 40-osobowy peleton ruszał do roboty w Szczecinku. - Wtedy każdy miał rower z innej parafii, jakieś gruchoty, które się wiecznie psuły - wspomina. - I tak jakoś wszyscy zaczęli do mnie przychodzić, aby im je naprawiać. Całej wsi robiłem rowery.

Ale na co dzień pracował na budowach. 36 lat na państwowej posadzie. Nie ma w okolicy budowy, na której by nie był. A, gdy kadrowa wyganiała na urlop, to brał fuchy i pracował dalej. - Trochę po to, aby dorobić, ale głównie dlatego, że nie mogłem usiedzieć, nie wakacje, czy wycieczki były mi w głowie - opowiada pan Stanisław. - Sam, tym rękami zbudowałem cztery domki jednorodzinne.

Do starej pasji reperowania jednośladów wrócił już na rencie, gdy choroba przykuła do go wózka inwalidzkiego. W spółdzielni mieszkaniowej wyprosił zgodę na uruchomienie osiedlowego warsztaciku.

Tu trzyma cały swój majdan - narzędzia, części i simnsona - trójkołowca krytego plandeką dla niepełnosprawnych. Zapas części uzupełnia krążąc po mieście, po złomowiskach, szrotach i "wystawkach". Nie ma rzeczy, której nie można byłoby wykorzystać. A i ludzie wiedzą, że panu Staszkowi przyda się wszystko i przynoszą mu a to zdezelowany rower, a to popsutą maszynkę do golenia, czy inne sprzęty. Siedzi potem całymi godzinami i rozkręca to na czynniki pierwsze. - Muszę wiedzieć, i wiem, do czego służy każda śruba - mówi. Umorusany w smarze, w słońcu, na chodniku, ale szczęśliwy.

- Największą radość mamy, gdy ktoś przyjdzie, aby mu pomóc - uśmiecha się spod tego swojego zawadiackiego kapelusza. A to dzieciakowi trzeba koło napompować, nałożyć łańcuch w rowerze, czy naoliwić przerzutki. Czasami trafi się poważniejsza naprawa, ale też wtedy radość z tego jest większa. - Nie ma roweru, czy motoroweru, którego bym nie naprawił, wszystko można zreperować - powtarza. I składaka dla dziecka, nowego "górala", czy chiński skuter.

Czasami musi zostać w mieszkaniu w pobliskim bloku. Bo pada deszcz, bo zimno. Siedzi wtedy i wygląda poprawy pogody. - Gdybym jeszcze dzisiaj miał nogi, to nie widziałbym w dom na emeryturze, ale budował stadion na Euro w 2012 roku, albo autostradę - kiwa głową. - Jakie bezrobocie? Jak człowiek chce, ma dwie ręce, to robota zawsze się znajdzie. A że na drugim końcu Polski? To co z tego? Młodzi dziś mają dwie lewe ręce do pracy, godzinę popracują i już chcą zapłaty. Nie mogę patrzyć na takich ludzi. Choć emeryturkę mam słabą, to nie wyobrażam sobie wyciągania ręki do opieki społecznej.

Ale i on czasami musi zrobić sobie przerwę. - Pod koniec lata jadę na turnus rehabilitacyjny do Kołobrzegu, ponoć mają mi zrobić protezy. Ha, zobaczymy, czy się da na tym chodzić - uśmiecha się znad centrowanego właśnie koła.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!