Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jamno i Łabusz: już bez wiary

Marzena Sutryk
Z sali padały sceptyczne głosy: – Włączyliście nas, żeby mieć dostęp do jeziora i na tym koniec.
Z sali padały sceptyczne głosy: – Włączyliście nas, żeby mieć dostęp do jeziora i na tym koniec. Radek Koleśnik
Kolejna grupa mieszkańców, tym razem z osiedla Jamno - Łabusz, spotkała się z prezydentem Koszalina, Piotrem Jedlińskim. Ludzie pytali o pomysły na nowe osiedle i jak miasto chce wykorzystać potencjał nowych terenów

Gdzie te plany?

- Pytanie, czy Jamno i Łabusz to nie jest dla was dojna krowa ze względu na podatki albo interes dla kilku osób. Włączyliście nas do miasta, żeby mieć dostęp do jeziora i na tym koniec - komentowali mieszkańcy. Przyszła nieliczna grupa, około 50 osób. Wśród nich jednak większość niezadowolonych.

- Odniosłem wrażenie, że jestem na spotkaniu przedwyborczym - zaczął Artur Litwin po wysłuchaniu zapowiedzi ze strony prezydenta Piotra Jedlińskiego na temat tego, co jest w planach do zrobienia w mieście, ale też w samym Jamnie i Łabuszu. - Wiem, buduje się wiele, ale czy z tych pieniędzy wystarczy, żeby u nas coś zainwestować. Na razie obiecujecie plac zabaw i świetlicę. Gdy nas przyłączaliście, każdy miał nadzieję, że coś się zmieni. Ale teraz większość z nas straciło nadzieję. Chcę wiedzieć, co w najbliższym roku się zmieni? W jakim zakresie? Nie widzę na dziś żadnych perspektyw na rozwój. Ale skoro przy obsadzeniu stanowisk nie decydują kompetencje, tylko przynależność partyjna, to nie ma się czego spodziewać.

- Przyjęliście od roku nowe zasady gospodarki odpadami - mówił kolejny mieszkaniec. - Mieszkańcy na tym nie zyskali. Każdy wie, ile płacimy, a ile płaciliśmy wcześniej. Ale nam chodzi o to, żeby pan porozmawiał z osobami odpowiedzialnymi za to zadanie. Pojemniki każą nam wystawiać w środę, a zabierają je w czwartek. Plastiki też - w planie jest, że mamy wystawiać w piątki, a przyjeżdżają po nie w soboty.

Ścieżki, drogi, tiry

Kolejny mieszkaniec chciał wiedzieć, kiedy skończy się udręka z tirami, które przejeżdżają przez Jamno: - Czy jest szansa, żeby to zmienić? Co ze ścieżką rowerową do Jamna? Prezydent wyjaśniał: - Po to budujemy obwodnicę, żeby tiry nie jeździły. Na Władysława IV powstanie też punkt pomiarowy, który będzie wyłapywał przeładowane pojazdy. Ścieżka rowerowa - na Władysława IV powstanie węzeł na S-6 i Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych zrobi za nas w 80 procentach także ścieżkę. Budowa ruszy mniej więcej za rok.

- Lada moment rozpocznie się budowa ostrogi na Jamnie - mówił też prezydent pytany o inne konkrety. - W październiku chcemy ogłosić przetarg na budowę mariny na Jamnie. Będzie też nowa nawierzchnia na Jamneńskiej i nowa kanalizacja od Promowej do Ariadny - wyliczał. - Ale na drodze do Jamna nie mogą się wyminąć dwa samochody, tak jest wąsko - padł kolejny głos. - No i jaki macie pomysł na wykorzystanie potencjału, jaki ma Jamno i Łabusz? Mam wrażenie, że gdyby nie działania mieszkańców, to byśmy byli zarośnięci pasem zieleni.

- Pasem zieleni, którego nie można było wcześniej zabudować, zostaliście uszczęśliwieni jeszcze za wójta Będzina - odpowiadał prezydent. - Ale po latach uzyskaliśmy zgodę i w końcu kilkadziesiąt hektarów zostanie przeznaczone pod zabudowę mieszkaniową, które mieszkańcy kupili przed laty. To my to zmieniliśmy. Projektujemy kanalizację, żeby można było te tereny włączyć, skończy się era szamba. - A co z tą ścieżką? Kiedy będzie? - wrócił temat.

- Jest ogłoszony przetarg na projekt na Władysława IV, na odcinku do przyszłego węzła. Węzeł zrobi GDDKiA, a dalszą część oprojektujemy. Budowa ruszy, gdy będzie robiona duża obwodnica.

Kultura jamneńska

- A czy są pomysły na stworzenie skansenu kultury jamneńskiej? - pytał kolejny uczestnik spotkania. - Kościół w Jamnie był włączony do szlaku Jakubowego, ale wnioskodawcy ostatecznie przegrali z innymi projektami - mówił Piotr Jedliński. - Jest pomysł na stworzenie wioski kulturowej w Jamnie. Zgłaszamy to do kolejnego rozdania funduszy unijnych. Chcemy, by wioska powstała na terenach zielonych, które należą do miasta, obok przedszkola i kościoła. Ale czy to się uda - to się dopiero okaże.

- Jestem mieszkanką Łabusza - mówiła jedna z kobiet. - Pobocze naszej drogi jest dziurawe. Często jeżdżę tam rowerem, ale nie odważę się zjechać na pobocze, żeby sobie zębów nie powybijać. Trzeba to naprawić. I chcę wiedzieć, kiedy w końcu powstanie u nas droga zbudowana przez miasto, a nie usypana przez mieszkańców?

- A czy miasto współpracuje z WOPR? - chciał ktoś wiedzieć. - Pobocze, o którym pani mówi, naprawimy i wzmocnimy, żeby było bezpieczne - zapewnił Piotr Jedliński.

- Przystań WOPR w Łabuszu - bywamy tam nie tylko towarzysko, jak pan mówi, ale też współpracujemy z WOPR i wspieramy - stwierdził prezydent. - M. in. pomogliśmy w pozyskaniu tzw. krążownika dla WOPR.

- Drogi? Gdy będzie już zamknięta sprawa studium i planów zagospodarowania, to zabierzemy się za drogi - zapewnił prezydent Jedliński.

- A gdy GDDK weźmie się za obwodnicę, to powstanie wjazd do Jamna 4-pasmowy. I powstanie ścieżka. Razem z budową ostrogi przy przystani Koszałka, powstanie też wał, który będzie odchodził w kierunku zachodnim, razem z tym wałem powstanie kolejna ścieżka rowerowa. Za trzy lata ścieżka wokół jeziora Jamno zepnie się i będzie można objechać jezioro.

Spór o zapałki

- Miasto bagatelizuje zakład produkcji zapałek - dodał następny z mieszkańców. - Co z tym fantem pan prezydent zrobi? Czy czekamy z tym do sprawy w sądzie?

Przypomnijmy, na terenie osiedla działa zakład produkcji zapałek, któremu sprzeciwiają się okoliczni mieszkańcy. Sprawa oparła się o sąd, a na łamach Głosu wiceprezydent Tomasz Sobieraj przyznał, że zakład działa nielegalnie.

- Zapałki - sprawa jest w sądzie. Do momentu rozstrzygnięcia jesteśmy zblokowani, jeżeli chodzi o jakiekolwiek działania - mówił prezydent Jedliński. - Nie ma możliwości znalezienia kompromisu. Po zakończeniu drogi sądowej będzie czas na kolejne decyzje.

- Ale co urząd zamierza w tej sprawie zrobić? - drążyli sąsiedzi zakładu.

- Już mówiłem, że fabryka jest nielegalna - stwierdził z kolei wiceprezydent Tomasz Sobieraj. - Ale skoro sprawa trafiła do sądu, to możemy już teraz tylko czekać na rozstrzygnięcie. Nie ma takiej możliwości, żeby to inaczej załatwić.

- Jak może działać coś, na co nie ma papierów? - nie odpuszczali mieszkańcy.

Głos zabrał w końcu prowadzący fabrykę Jerzy Sagatowicz. - My też czekamy na wyrok sądu - mówił. - Twierdzicie, że prowadzę fabrykę. Fabryka ma kilka tysięcy metrów, a u nas jest 200 m kw., z tego 70 m kw. jest przeznaczone na produkcję. Do tego pracują u nas tylko dwie osoby. Produkcja polega na maczaniu drewnianych patyczków, które kupujemy gotowe, w substancji. I to wszystko. To cała fabryka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!