Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jurgen Prochnow o swoich filmach i niezwykłym powrocie do korzeni [wideo]

ima
Jurgen Prochnow na Suspense Film Festival Sensacyjne lato Filmów 2016 w Kołobrzegu
Jurgen Prochnow na Suspense Film Festival Sensacyjne lato Filmów 2016 w Kołobrzegu Marek Kawęcki
Podczas ostatniego, 5. Suspense Film Festival Sensacyjne Lato Filmów, Jurgen Prochnow opowiedział udziale w filmie „Okręt” („Das Boot”), który uczynił z niego wielką gwiazdę europejskiego, a potem amerykańskiego kina. Także o powodzie dla, którego przyjazd do Kołobrzegu był dla niego tak ważny, o tym jak ... zapłonęła mu broda i o tym, kto prosił go, by dla potrzeb filmu ... przebił sobie policzek.

Jurgen Prochnow o udziale w filie „Okręt” („film z jego udziałemDas Boot”), który uczynił z niego wielką gwiazdę europejskiego, a potem amerykańskiego kina, nasz bohater opowiadał podczas spotkania, poprzedzającego ubiegłoroczny film z jego udziałem, biorący zresztą udział w jednym z trzech konkursów kołobrzeskiego festiwalu, pt. „Ciemna strona księżyca”. Widzowie usłyszeli, że „Okręt” był zdecydowanie najbardziej wyczerpującą produkcją w jakiej zagrał Jurgen Prochnow. - Kręciliśmy go rok - powiedział. - Kolejny rok trwały postprodukcje. Plany zdjęciowe mieliśmy na Morzu Północnym, Oceanie Atlantyckim, w La Rochelle (Francja), Vigo (Hiszpania), Geiselgasteig i Hamburgu (Niemcy). Gdy po latach jeszcze raz obejrzałem model okrętu, w którym spędziliśmy tyle czasu, trudno mi było uwierzyć, jak wytrzymaliśmy tyle czasu, z ekipą, w tak klaustrofobicznym miejscu.

Podczas tego spotkania Jurgen Prochnow zdradził, że jego przyjazd do Kołobrzegu wiąże się z bardzo ważną dla niego, sentymentalną podróżą do korzeni. W ubiegłą sobotę odwiedził Resko w powiecie łobeskim, bo stąd pochodziła jego mama i jej rodzice, a dziadkowie aktora. Podczas naszej rozmowy zaczęliśmy od tego tematu.

Czy to była Pana pierwsza wizyta w Resku odkąd poznał Pan historię swojej rodziny? Jak wrażenia? Czy znalazł Pan dom rodzinny?

- Tak, to był pierwszy raz po 71 latach. Właściwie pamiętam dokładnie moment, gdy opuszczaliśmy Resko. Miałem 4 lata i siedzieliśmy w pociągu, uciekając na zachód przed Rosjanami , którzy nadciągali ze wschodu. Do Reska przyjechaliśmy z rodzicami z Berlina, zdaje się na przełomie 1943 i 1944 r., bo mniej więcej w tamtym czasie moi rodzice stracili w Berlinie mieszkanie i trzeba było gdzieś się wynieść. Rodzice zdecydowali, że pojedziemy do rodziców mamy. W Resku znalazłem kościół. Wiem, że została w nim ochrzczona moja mama. Nie wykluczone, że i ja. Ten kościół przez ok. 400 lat był kościołem protestanckim. Teraz jest już oczywiście kościołem katolickim. Poszedłem do ratusza. Miałem nadzieję odnaleźć archiwalne księgi ewidencji ludności i nazwisko dziadków. Chciałem ustalić gdzie dokładnie znajdował się ten dom , o którym mama mi tyle opowiadała. Wspominała, że stał w pobliżu rzeki Regi, w której pływała jako młoda dziewczyna. Niestety ratusz był zamknięty. Gdyby ktoś zechciał mi pomóc w tych poszukiwaniach byłoby wspaniale (śmiech). Rodowe nazwisko mojej mamy brzmi Plautz, dziadek miał na imię Karl, babcia - Elsa. Byłem na cmentarzu w Resku. Znalazłem nagrobek, który najprawdopodobniej należy do naszego krewnego o nazwisku Burmeister. To najprawdopodobniej mąż siostry mojego dziadka . Byłem pod ogromnym wrażeniem tego cmentarza , bo jest świetnie zachowany i bardzo urokliwy. Ta wyprawa bardzo mnie poruszyła. Mam zdjęcia dziadków na plaży w Kołobrzegu, bo chętnie tu przyjeżdżali. Tera zporównuje je z konkretnymi miejscami na waszej pięknej plaży i bardzo to przeżywam. Nasza mama nie chciała wracać do Reska. Bała się, że nie będzie przygotowana na to, co zobaczy, a co pewnie w niewielkim stopniu będzie przypominać, to co zapamiętała. Wielokrotnie namawialiśmy ja z bratem na taką wyprawę, ale konsekwentnie odmawiała.

W Pana notkach biograficznych pojawia się wątek, z którego wynika, że Pana ojciec był żołnierzem Wermachtu, a mama była związana z ruchem oporu. Ponoć dlatego rozpadł się związek. To prawda?

Nie, to nieprawda. Mój ojciec nie służył w wojsku. Był inżynierem pracującym dla rządu. Ze względu na bombardowania Berlina, jego placówka znajdowała się w Meklemburgii. Hitler bardzo chiał wykorzystać telewizję jako kolejne narzędzie manipulacji ludźmi. Ojciec został więc zwolniony z wojskowych obowiązków i pracował w zespole, odpowiedzialnym za upowszechnienie telewizji w Niemczech. W tej placówce w Meklemburgii został schwytany przez Rosjan. Potem trafił na Ukrainę do obozu. Przeżył wojnę i wrócił do domu.

Pracował Pan m.in. z Davidem Lynchem, którego bardzo cenią Polacy, zresztą on też podkreśla swoją sympatię do Polski. Jak pracowało się przy Diunie?
Czas spełniony z Davidem był wspaniały. Nigdy tego nie zapomnę. To wyjątkowa osoba i wyjątkowy reżyser o niezwykłym reżyserskim talencie i instynkcie. To zdecydowanie jedno z najlepszych doświadczeń zawodowych jakie mam na swoim koncie. Opowiem anegdotę: po zakończeniu zdjęć w Mexico City do „Diuny”, gdzie spędziliśmy 6 miesięcy na niezwykle starannie przygotowanym planie, który David częściowo projektował sam, spotkaliśmy się ponownie. To było w Los Angeles, na przyjęciu urodzinowym mojej żony. Powiedział, żę robi film „Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną” (jeszcze przed serialem „Miasteczko Twin Peaks” - przyp. red.). Powiedział do mnie: „Jurgen, chyba mam dla ciebie małą rolę”. Odpowiedziałem „David, zagram u ciebie wszystko”. Wysłał mi scenariusz. Zawierał wielką scenę, z bardzo dużą liczbą dialogów. Tylko później okazało się, że w tej scenie będę mówił po angielsku wstecz. Cały tekst wstecz. Spędziłem cztery bezsenne tygodnie w słynnym hotelu Chateau Marmont, ucząc się tego mojego, „gęstego” tekstu. Ta misja jakoś mi się powiodła. Występowałem w tej scenie z innym aktorem, karłem, któremu wychodziło to moim zdaniem o niebo lepiej. Cały numer polegał jednak na tym, że w filmie ta scena została znów odtworzona wstecz, czyli z naszymi, niby zrozumiałymi wypowiedziami, ale brzmiącymi absolutnie przedziwnie (śmiech).

Podobno uległ Pan jakiemuś poważnemu wypadkowi na planie?

- To prawda. Wydarzyło się to ostatniego dnia zdjęć do Diuny. W ostatniej scenie. Zdaje się, że twórcy brali pod uwagę, że coś tam może pójść nie tak, wiec przezornie zostawili tę scenę na koniec zdjęć (śmiech). To ostatnie ujęcie, w którym występuję ze Stingiem. Cała sprawa wyglądała tak, że jeden z bohaterów ma mi zdjąć kawałek twarzy. Miałem wtedy brodę. Została częściowo zgolona, pod spód włożono piankę lateksową , na nią sztuczna brodę. Pod tą pianką lateksową była specjalna konstrukcja która była sterowana przez jakiegoś technika, z odległości bodaj stu metrów. W odpowiednim momencie ten technik miał zacząć "pompować", tak by twarz zaczęła mi dymić. Niestety, gdy ta sztuczna skóra została zdjęta, a technik zaczął robić swoje, to co było pod spodem nagrzało się do jakiejś niesamowitej temperatury. W efekcie uległem bardz9o poważnemu poparzeniu.

Zdarzyło się Panu odmówić czegoś znanemu reżyserowi?

- A tak. To znów ma związek z Dawidem Lynchem. Poprosił mnie , nie jestem pewien czy do końca serio, żebym do jednej ze scen zrobił sobie dziurę w policzku (śmiech). Dodał, że Robert De Niro na pewno by to zrobił, ale i tak odmówiłem (śmiech). A od momentu tamtego wypadku na palnie Diuny bardzo uważam z efektami specjalnymi. Wtedy w latach 70-tych i przez kilka dekad reżyserzy upajali się technicznymi możliwościami. Bywało, że bardzo jechali "po bandzie". Dokładali wyzwań, dokładali, aż na planie zaczęło dochodzić do tragicznych wypadków, o których pewnie i państwo słyszeli. Zdarzały się i wypadki śmiertelne. Dziś na szczęście mamy efekty komputerowe, jest więc znacznie bezpieczniej.

Grał Pan kiedyś z polskimi aktorami

- Nie. Ale zaraz! grałem dawno temu z Krystyną Jandą. Na planie niemieckiego filmu. Ale to było przelotne spotkanie. Podobnie było z Danielem Olbrychskim. Nie jestem już nawet pewien, czy występowaliśmy razem, czy tylko poznaliśmy się na planie.

Interesuje Pana polskie kino?

- Oczywiście. Bardzo szanuję Andrzeja Wajdę. Za filmy i to wszystko co zrobił dla polskiej szkoły filmowej. Jestem też wielkim fanem Romana Polańskiego.

Nad czym Pan teraz pracuje?

- Obecnie najbliższym, konkretnym planem jest sztuka teatralne, w które zagram w Monachium. Będzie wystawiana od października do lutego. To komedia, co w mojej karierze jest rzadkością, bo zwykle byłem obsadzany w rolach bardzo serio i dlatego chciałem wrócić do nieco lżejszego repertuaru. Zrobię to z przyjemnością.

Dziękuję bardzo za rozmowę

Rozmawiała Iwona Marciniak
Tłumaczenie Anna Tatarska

Popularne na gk24:

Gk24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!