Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasjerka z zarzutami

Marzena Sutryk [email protected]
Afera w Sławnie - z sejfu zginęło 600 tys. złotych

Nie pierwsza i nie ostatnia

Nie pierwsza i nie ostatnia

Kasjerka ze sławieńskiego banku nie jest pierwszym bankowcem w regionie oskarżonym o "przywłaszczenie pieniędzy ze swojego miejsca pracy".

- Pół roku temu prawomocnym wyrokiem został skazany przez koszaliński sąd Janusz W., były skarbnik jednego z oddziałów Pekao SA w Koszalinie. Dostał 3,5 roku więzienia, a ukradł ponad 400 tys. złotych.
W lipcu 2005 roku wewnętrzna kontrola bankowa ujawniła, że ze skarbca pobrano 414.700 zł, które nie trafiły do żadnego z bankomatów. Podejrzenia padły na skarbnika, który doładowywał urządzenia gotówką, oraz na kasjera. Ten drugi nie miał jednak dostępu do skarbca, został więc przez prokuraturę zwolniony. Co stało się ze skradzioną kwotą, tego nie ustalono.

- Dorota K. z Koszalina była doradcą kredytowym w oddziale PKO BP. Została oskarżona o wyłudzenie 100 tys. zł. W śledztwie oskarżono łącznie 18 osób - większość to bezrobotni, którzy współpracowali z Dorotą K. Grupa wyłudzała kredyty od 2002 do 2005 roku.
To bezrobotni brali na swoje konto pożyczki (wysokości 15 - 20 tys. zł). Dostarczane przez nich fałszywe dokumenty weryfikowała Dorota K., zajmująca się wnioskami kredytowymi. Ostatecznie kredytobiorcy zyskiwali średnio 2 tys. zł, pozostała kwota trafiała do organizatorów procederu.
Dorota K. zgodziła się dobrowolnie poddać karze - zaproponowała dla siebie trzy lata więzienia w zawieszeniu na sześć lat.

51-letnia Danuta W. ze Sławna spędziła święta za kratami. Po wielu latach pracy w miejscowym Banku Spółdzielczym na stanowisku kasjerki, została dyscyplinarnie zwolniona za podejrzenie o kradzież pieniędzy.

Prokuratura Rejonowa w Sławnie przesłała pod koniec roku do Sądu Okręgowego w Koszalinie akt oskarżenia przeciwko Danucie W. Zarzucono jej przywłaszczenie aż 600 tys. złotych z kasy banku! Pieniądze miały "wyparować" w ciągu roku. Kasjerce grozi do dziesięciu lat więzienia.

Uczciwa i skromna
Mieszkańcy Sławna są zaskoczeni całą sprawą. - To porządna, uczciwa i miła kobieta - mówią ci, którzy ją znają. - Nigdy nie miała lekkiego życia. Jest wdową. Żyje samotnie w ciasnym mieszkanku, które wynajmuje. Ma dorosłego syna i córkę - syn gra na weselach, córka jest za granicą. Pani Danka zawsze żyła skromnie. Była, a właściwie jest, taka trochę mało zaradna. Zdarzało się, że pożyczała pieniądze, ale zawsze oddawała.

Współpracownicy Danuty W. z banku są równie mocno zaskoczeni. Mają o niej jak najlepsze zdanie. - To był zaufany, doświadczony pracownik - mówią.
O sprawę zapytaliśmy też prezes banku Henrykę Klamann. Ta jednak stwierdziła, że już tak wiele mówiła na ten temat policji i prokuraturze, że nie chce już po raz kolejny tego roztrząsać.

Jak działała kasjerka? Jak to możliwe, że wcześniej nikt z banku nie spostrzegł, że tak ogromnej sumy brakuje w sejfie? Pytania można mnożyć. Pracujący nad śledztwem są powściągliwi. Twierdzą, że sprawa będzie miała swój finał w sądzie, a szczegóły w dużej mierze stanowią tajemnicę bankową.

Wkręcona w spiralę
Jak nam się jednak udało dowiedzieć, kobieta przyznała się do tego, że potrzebowała około 50 tys. złotych, by pomóc córce. Jako jedna z kilku pracujących w banku kasjerek, miała dostęp do kasy, za którą odpowiadała. To z niej "pożyczyła" pieniądze. Miała też dostęp do gotówki, która trafiała do bankomatu - osobiście ją tam ładowała.

Danuta W. wiedziała, że 20. każdego miesiąca jest kontrola finansów w kasie i wtedy wszystko musi się zgadzać. Pożyczyła więc na dzień - dwa brakującą kwotę od znajomego. Umówiła się, że potem zwróci mu ją z kilkutysięczną dopłatą. Potem, aby oddać pieniądze znajomemu, musiała je wziąć z banku.

Gdy zbliżał się 20. kolejnego miesiąca, scenariusz był podobny. Znowu trzeba było pożyczyć od znajomego, by wyrównać rachunki w banku. Tyle że procent pożyczki od "życzliwego" był nieco większy. To właśnie ciągłe pożyczanie pieniędzy na wysoki procent miało zgubić kasjerkę. W ten sposób "pożyczona" na początku z banku kwota urosła do 600 tys. złotych.

Znajomy jednak do lichwy się nie przyznaje. Twierdzi, że raz albo dwa pożyczył Danucie W. pieniądze. Prokuratura nie ustaliła też, co tak naprawdę stało się z 600 tys. zł, które zginęły z sejfu.

Jak wpadła Danuta W.? Nie było jej w pracy, gdy stwierdzono brak gotówki w bankomacie. Z raportu wynikało natomiast, że pieniądze powinny tam być. Szefostwo banku zarządziło kontrolę. Okazało się, że brakuje 600 tys. złotych. Stwierdzono, że odpowiedzialna za to jest Danuta W.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!