Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt wokół schroniska dla zwierząt w Koszalinie kończy się zmianą zarządcy

Joanna Krężelewska
Joanna Krężelewska
W schronisku przebywa ponad 230 psów i 60 kotów. Opiekuje się nimi 11 zatrudnionych pracowników i ponad 100 wolontariuszy
W schronisku przebywa ponad 230 psów i 60 kotów. Opiekuje się nimi 11 zatrudnionych pracowników i ponad 100 wolontariuszy Radek Koleśnik
Umowę miastu wypowiedziało koszalińskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Dlaczego?

Był rok 2008. Schronisko dla bezdomnych psów działało wtedy jeszcze przy ul. Topolowej, a administrowało nim Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, które społecznie wspomagało funkcjonowanie obiektu, do sposobu prowadzenia azylu dla zwierzaków miało mnóstwo zarzutów. W efekcie narastającego konfliktu i oskarżeń koszaliński samorząd przeprowadził konkurs, którego celem było wyłonienie prowadzącego w imieniu miasta schronisko. Wygrało Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.

W 2012 zwierzaki dostały nowy dom - za ponad 5 mln zł miasto wybudowało przy ul. Mieszka I 55 schronisko, które nazwano Leśnym Zakątkiem.

Pierwsza umowa z TOZ na prowadzenie schroniska w imieniu miasta została podpisana w 2009 roku. Kolejne przedłużały czas obowiązywania umowy - ostatnia do 2020 roku. Organizacja na prowadzenie schroniska otrzymywała dotację 700 tys. zł rocznie. Towarzystwo w ciągu roku zaopatrywało zwierzęta w karmę wartą nawet 200 tys. zł. Wsparcia schroniskowym lokatorom przez lata udzielały setki wolontariuszy. Spacery, zbiórki karmy, ciepłych koców na zimę. Wprawdzie dość częste były zmiany kadrowe, niepokojące sygnały o funkcjonowaniu Zakątka do władz miasta nie docierały.

Miasto z pomocą dzikim

Zapalnikiem tykającej bomby najpewniej było rozszerzenie opieki na dzikie zwierzęta. Jak to możliwe, skoro czyn to chwalebny? Z początkiem roku część pracowników schroniska oskarżyła szefów z TOZ o łamanie prawa, które - jak napisali w zawiadomieniu do Prokuratury Rejonowej w Koszalinie i Państwowej Inspekcji Pracy - polegać miało na „zmuszaniu do jeżdżenia do dzikich rannych i martwych zwierząt, pomimo iż wykracza to poza zakres obowiązków określonych w umowie o pracę i jest sprzeczne z przepisami”. - Prawo nie pozwala, by pracownik schroniska wyjeżdżał na interwencję do dzikich zwierząt, bo grozi to przenoszeniem chorób. W moim przypadku było tak, że pojechałam po mewę, która miała salmonellę! - zaznaczyła w rozmowie z „Głosem” brygadzistka Dorota Zoruk-Hok. Pracownicy skarżyli się, że nie zostali przeszkoleni i nie mieli do dyspozycji odpowiedniego sprzętu.

Bartosz Konratowski, pełnomocnik byłych i obecnych pracowników TOZ, na zwołanej przez nich konferencji poinformował, że kiedy jego klienci odmówili wykonywania dodatkowych zleceń, zostali zwolnieni. - Toczy się sprawa w zakresie odszkodowań - dodał.

TOZ dodatkową działalnością zajął się, jak to później tłumaczono, by zarobić więcej, bo schronisko to skarbonka bez dna. Inspektor Bogumiła Tiece podkreśliła, że transportem dzikich zwierząt zajęła się sama. - To ja kontaktuję się z ośrodkami rehabilitacji, z weterynarzem - powiedziała nam.

Okazało się też, że miasto... wcale nie musiało zajmować się rannymi dzikimi zwierzętami. Umowa ta była wyrazem dobrej woli. - Działalność ta była objęta umową niezależną od schroniska - podkreśliła Bożena Kurlanda, szefowa Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska. - Zadaniem własnym gminy jest opieka nad zwierzętami bezdomnymi domowymi, bądź gospodarskimi. Sprawa dzikich zwierząt nie jest uregulowana - dodała.

W obliczu kontrowersji, również na wniosek TOZ, 1 czerwca umowa została rozwiązana. Co więc dalej z dzikimi w mieście? - Opieka nad nimi nie jest zadaniem własnym miasta. Zgodnie z przepisami zwierzyna w stanie wolnym stanowi własność Skarbu Państwa - podkreśliła szefowa wydziału.

Zakaz, odwołanie

Maj. Powiatowy Lekarz Weterynarii zakazał Towarzystwu Opieki nad Zwierzętami prowadzenia schroniska. Tylko przeprowadził cztery kontrole „w zakresie dobrostanu zwierząt”. Na liście uchybień były m.in. brak porządku w obiekcie, brak kwarantanny, identyfikacji zwierząt.

Zarząd TOZ od decyzji się odwołał (na odpowiedź z Inspektoratu w Szczecinie wciąż czeka), wskazując, że w ostatnim czasie Powiatowy Lekarz Weterynarii kilkukrotnie wydawał niekorzystne dla TOZ decyzje, które po odwołaniu były przez organ drugiej instancji uchylane.

Służby w akcji

Kolejny rozdział tej historii piszą służby mundurowe. Prezydent Koszalina Piotr Jedliński zwrócił się do komendanta policji z wnioskiem o wszczęcie działań, które zweryfikują, czy na terenie schroniska doszło do złamania prawa w zakresie opieki nad zwierzętami. - W internecie pojawiły się informacje dotyczące epidemii parwowirozy, a także prawdopodobieństwa tego, że pracownicy schronisk bądź osoby, które tam przebywają, nad zwierzętami mogą się znęcać - poinformował Tomasz Czuczak, sekretarz miasta.

22 czerwca w piśmie do ratusza Powiatowy Lekarz Weterynarii informuje o trzech przypadkach zgonów psów z powodu parwowirozy od marca 2017 roku. Zaznacza też, że prawdziwej skali problemu nie zna, bo nie ma pełnego dostępu do dokumentacji.

Powrót do przeszłości

Zanim jeszcze służby rozstrzygnęły wątpliwości, zapadły decyzje. Po ośmiu latach schronisko dla zwierząt wróciło pod zarząd PGK. - Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami rozwiązało z nami umowę na podstawie porozumienia stron - poinformował Andrzej Kierzek, zastępca prezydenta Koszalina. PGK będzie prowadzić schronisko przez trzy miesiące, a zamówienie otrzymało z wolnej ręki. - To dlatego, że schronisko nie może pozostać bez opieki nawet na pół godziny - zaakcentował zastępca prezydenta. - W ciągu trzech miesięcy ogłoszony zostanie przetarg, który wyłoni operatora obiektu. Jak prezydent skomentował kontrowersje wokół schroniska? - Nasze kontrole stwierdzały, że zaopatrzenie zwierząt jest prawidłowe - podsumował. - W skali roku trzy przypadki zgonów psów na średnio 260 psów przebywających w schronisku, przyjmowanych w różnej kondycji - trudno jest stwierdzić, że to złe warunki. Ale jeśli są jakieś wątpliwości, będziemy dmuchać na zimne - dodał.

Prezes TOZ Koszalin Elżbieta Miklis przekazała nam oświadczenie. Wynika z niego, że członkowie TOZ, które w 2015 r. jako jedyna organizacja stanęła do konkursu na administrowanie schroniskiem, są już „zmęczeni atakami za dobre serca i intencje”. „Pragnę jeszcze raz podkreślić, że działalność zarządu i inspektorów jest społeczna. Na forach społecznościowych jesteśmy „hejtowani” w obrzydliwy sposób przez grupę ludzi, która tylko tak potrafi działać” - czytamy.

Plany PGK na najbliższe tygodnie? - Musimy się zapoznać ze stanem faktycznym dokumentów. Na dwa tygodnie wprowadzamy kwarantannę w celu zidentyfikowania potencjalnych chorób. W tym czasie schronisko będzie zamknięte dla odwiedzających - poinformował Tomasz Uciński, prezes PGK. - Pracowników przejmujemy. Jesteśmy już po rozmowach z załogą. Chcemy, by osoby, które odrabiają zaległości dla ZBM-u, czy wykonują w schronisku prace społeczno-użyteczne, mogły nadal to robić. Dla obiektu, w którym jest ponad dwieście psów i kilkadziesiąt kotów, każde ręce do pracy są cenne - zapowiedział prezes Uciński, jednocześnie zapewniając, że przez trzy miesiące nie planuje wprowadzać rewolucyjnych zmian.

Echa konfliktu jeszcze długo nie będą milknąć. Członkowie TOZ wskazują, że po rozwiązaniu umowy organizacja została z długami i straciła część swojego majątku. W najbliższym czasie poszczególne instytucje i służby będą rozstrzygać też, czy w tej historii doszło do złamania prawa.

Popularne na gk24:

Gk24.pl

Zachęcamy również do korzystania z prenumeraty cyfrowej Głosu Koszalińskiego

Zobacz także: Konferencja w sprawie schroniska w Koszalinie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!