Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec procesu Bogusława Sobowa, byłego szefa SzLOT. Teraz wyrok

(r)
Obrońca Mirosław Wacławski chce uniewinnienia Bogusława Sobowa (zgodził się na ujawnienie swojego wizerunku i danych), który w ostatnim słowie poprosił sąd o to samo.
Obrońca Mirosław Wacławski chce uniewinnienia Bogusława Sobowa (zgodził się na ujawnienie swojego wizerunku i danych), który w ostatnim słowie poprosił sąd o to samo. Rajmund Wełnic
Zakończył się proces Bogusława Sobowa, byłego szefa Szczecineckiej Lokalnej Organizacji Turystycznej, oskarżonego o nadużycia finansowe. Prokurator domaga się 2,5 roku więzienia, obrońca w płomiennej mowie wniósł o uniewinnienie.

- W mojej ocenie materiał dowodowy potwierdza winę oskarżonego - oświadczył na początku mowy oskarżycielskiej prokurator Przemysław Woźniak i punkt po punkcie omawiał akt oskarżenia. Przekonywał, że Bogusław Sobów wprowadził w błąd SzLOT, co do ceny i stanu technicznego łodzi sprowadzonych jako taksówki wodne, że SzLOT zapłacił za transport prywatnej żaglówki prezesa, choć faktura mówiła o przewozie wodnego taxi, a także, iż wiele delegacji wystawianych było na szefa SzLOT-u, podczas gdy ten faktycznie był gdzie indziej. Prokurator wniósł o uznanie oskarżonego za winnego wszystkich zarzucanych czynów i wymierzenie mu łącznej kary 2,5 roku pozbawienia wolności, 6 tys. zł grzywny, naprawienie szkody i pokrycie kosztów sądowych.

Później głos zabrał mecenas Mirosław Wacławski, obrońca byłego szefa SzLOT-u i równie metodycznie, jak przedmówca, starał się obalić tezy aktu oskarżenia. - Na wstępie mam refleksję: zwykła sprawa stała się przedmiotem dyskursu publicznego, prokuratorzy wypowiadali się na konferencjach prasowych, był szereg publikacji - mówił. - Prokuratura dała się wciągnąć w rozgrywki, jakie toczą się w Szczecinku, może podstępnie, ale w efekcie został sprokurowany akt oskarżenia.

Zdaniem mecenasa, gdyby jego klient kurczowo trzymał się wszystkich reguł i przepisów, to tak jak w strajku włoskim, niczego nie mógłby załatwić lub załatwiałby z opóźnieniem. - Wszyscy na tej sali łamiemy prawo lub je obchodzimy, bo inaczej nic byśmy nie mogli zrobić - przekonywał, że w drobnych sprawach czasami tak się właśnie zachowujemy. - Może te działania nie zawsze są zgodne z literą prawa, ale czy my jesteśmy dla prawa, czy też prawo dla nas?

Mirosław Wacławski przypominał, że unijna dotacja dla SzLOT-u była przeznaczona na zakup i remont łodzi, nikogo nie obchodził ich stan. Przekonywał też, że 31 delegacji szefa SzLOT-u zakwestionowanych przez prokuraturę to jakieś 15 procent wszystkich. Część z nich dotyczyła wyjazdów służbowych, które faktycznie miały miejsce, ale odbyły się w innych terminach niż wpisano na drukach lub jeździli na nie inni pracownicy, bo tylko autem służbowym prezesa można było takie podróże odbywać.

- Te pieniądze mu się należały, gdzie tu wyłudzenie? - mówił obrońca i podważał wiarygodność świadków, którzy zeznawali, że delegacje były rozliczane od razu po powrocie z wyjazdu. Wątpliwości można mieć tylko do kilku delegacji i mecenas wniósł o uniewinnienie lub umorzenie tych zarzutów. Podobnie, jak innych zarzutów, w tym faktury na rzekomy przewóz taksówki wodnej, co Mirosław Wacławski tłumaczył przypadkiem i zbytniemu zaufaniu do pracownika, który rachunek dał do podpisania.

- 35 lat mija, jak występuję na salach rozpraw - kończąc Mirosław Wacławski wniósł o uniewinnienie swojego klienta. - Postawienie kogoś w stan oskarżenia to nie zabawa w chowanego, gdzie jak się pomylimy, to wołamy "pobite gary". Tu się sądzi człowieka.

Wyrok sędzia Paweł Czerczak ogłosi za tydzień.
Bogusław Sobów został zatrzymany przez policję w lecie 2010 roku. Wkrótce potem stracił posadę w SzLOT-cie. Na rozpoczęcie procesu czekał półtora roku. Prokurator postawił mu kilkadziesiąt zarzutów, przy czym większość dotyczy oszustw, jakich były szef SzLOT miał się dopuszczać przy rozliczaniu delegacji służbowych. Prokuratura zarzuca także byłemu szefowi SzLOT nakłanianie do poświadczenia nieprawdy przez inspektora związku motorowego mającego potwierdzić, że motorówki kupione w Holandii na taksówki wodne nadają się do żeglugi. Z zakupem holenderskich łodzi wiąże się też najcięższy finansowo zarzut oszustwa na kwotę 35 tys. zł i 1,8 tys. zł przy transporcie łodzi do Szczecinka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!