Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kontrowersje w 700-lecie Szczecinka: Medal przyznano, pamięć została

(r)
Andrzej Krawczyk z ojcem Czesławem.
Andrzej Krawczyk z ojcem Czesławem. Fot. Rajmund Wełnic
Kapituła medalu 700-lecia Szczecinka wybrała 30 żyjące osoby, które uhonorowano tym wyjątkowym wyróżnieniem. Niestety, dwie z nich zmarły przed uroczystościami jubileuszowymi. Rodzinom medali już nie przekazano.

Swoimi niewesołymi przemyśleniami podzielił się z nami Andrzej Krawczyk, syn Czesława, jednego z mieszkańców Szczecinka uhonorowanych medalem 700-lecia. Starsi mieszkańcy na pewno pamiętają go jako społecznika, jednego z założycieli zakładów A-22 (późniejszy Polam), czy fana sportów motorowych. Pan Czesław zmarł na 10 dni przed uroczystą sesją Rady Miasta w czerwcu, na której wręczano medale. - Nie zdążył go niestety odebrać, chociaż bardzo chcieliśmy być na sesji, czyniliśmy przygotowania, aby tata - choć już bardzo chory - mógł na wózku inwalidzkim przyjechać do ratusza - mówi Andrzej Krawczyk. - Ojciec bardzo się cieszył, że otrzyma ten medal.

Pogrzeb odbył się na niewiele tydzień przed sesją. - Czy wielkim wyzwaniem dla kapituły byłoby wręczenie tego medalu rodzinie lub złożenie w grobie razem z innymi pamiątkami - zastanawia się syn. Dodaje, że oczywiście wiedział iż kapituła medalu 700-lecia Szczecinka, od razu ustaliła, że będzie on przyznany jedynie żyjącym zasłużonym dla miasta. Miało nie być żadnych pośmiertnych honorów. Członkowie kapituły (Jerzy Hardie-Douglas, Sławomir Miara, Wiesław Suchowiejko, Janusz Rautszko, Jerzy Dudź, Włodzimierz Piesiak, Bogdan Urbanek, Jerzy Gasiul) 30 osób wybrali wczesną wiosną, na kilkanaście tygodni przed sesją jubileuszową. Nikt oczywiście nie mógł przewidzieć, że z tego grona w tym czasie z tego świata odejdą dwie osoby. Oprócz Czesława Krawczyka zmarł także doktor Jerzy Majewski, wieloletni dyrektor szczecineckiego szpitala. Kapituła uznała, że w takim wypadku medali się nie przekaże rodzinom.

- Szanuję taką decyzję, choć pewien żal pozostał, pozostanie jak drzazga za paznokciem - mówi A. Krawczyk. - Ale wcale nie z powodu medalu, ale dlatego, że nikt z kapituły medalu nie uczestniczył w ostatniej drodze mojego ojca. Gdy miał siły i aktywnie działał, był zauważany i doceniany, minęło ledwie kilka dni, a już o nim zapomniano. Na szczęście nie zapomniały szczecineckie organizacje pozarządowe, których przedstawiciele stawili się na pogrzebie, i którym teraz serdecznie za to dziękuję.

O komentarz poprosiliśmy Sławomira Miarę, szefa komitetu organizacyjnego obchodów 700-lecia i członka kapituły medalowej: - Jest mi strasznie przykro, że mogliśmy sprawić ból rodzinie pana Czesława - mówi. - Ale zasady przyznawania medalu były jasne do początku: otrzymują je jedynie osoby żyjące. Któż mógł przewidzieć, że dwie osoby z grona wyróżnionych opuszczą nas przed wręczeniem medalu? Zastanawialiśmy się, co począć w takiej sytuacji, czy może jednak medali nie przekazać rodzinom, ale uznaliśmy, że zasad już nie zmienimy. Rozmawiałem na ten temat z księdzem Bolesławem Krawczykiem, bratem pana Czesława i członkiem komitetu honorowego jubileuszu, i poparł on naszą decyzję. Myślę, że gestem docenienia panów Krawczyka i Majewskiego było przekazanie przyznanych im medali do szczecineckiego muzeum z opisem osób i ich dokonań.

S. Miara przyznaje jednak, że nieobecność na pogrzebie bardzo go boli: - Chciałem pożegnać pana Czesława, tym bardziej, że to ja zabiegałem, aby uhonorować go jubileuszowym medalem, ale w dniu pogrzebu przesunięto nam ostatnie posiedzenie komitetu organizacyjnego, którego jako jego szef nie mogłem opuścić - wyjaśnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!