Wejście do mieszkania
Wejście do mieszkania
Jeżeli osoba korzystająca z lokalu jest nieobecna, spółdzielnia ma prawo do wkroczenia do lokalu tylko w sytuacji stanu wyższej konieczności - awarii lub zagrożenia nią, oraz w obecności funkcjonariusza policji, a także przy udziale straży pożarnej, gdy jest to konieczne. Tej samej procedury wymaga wkroczenie do mieszkania w sytuacji, gdy korzystający z lokalu odmawia udostępnienia lokalu. Jeżeli otwarcie lokalu nastąpiło pod nieobecność pełnoletniej osoby z niego korzystającej, spółdzielnia jest obowiązana zabezpieczyć lokal i znajdujące się w nim rzeczy do czasu przybycia tej osoby. Z wykonanych czynności sporządza się wówczas protokół. Żródło: www.e-prawnik.pl
Roman Gromaszek był w sanatorium, gdy 26 sierpnia sąsiad poinformował go, że ktoś się włamał do jego mieszkania.
- Natychmiast wróciłem do Koszalina. Na miejscu okazało się, że to nie złodzieje, lecz pracownicy "Przylesia" włamali mi się do mieszkania - mówi. - Pod moją nieobecność zdemontowali piecyk gazowy i wymienili zamki - dodaje roztrzęsiony 67-latek.
Na drzwiach było naklejonych kilka kartek. Na jednej z nich, opatrzonej datą 25 sierpnia 2009 roku, napisano, że następnego dnia o godz. 7.30 zostanie odłączony gaz. Na drugiej, z tą samą datą, że jeżeli ekipa nie zostanie wpuszczona do mieszkania, to za zgodą spółdzielni sama do niego wejdzie. I tak też się stało.
- Oni nie mieli prawa tego robić. To przestępstwo - mówi oburzony Roman Gromaszek, który o sprawie natychmiast powiadomił policję. Twierdzi też, że został okradziony przez pracowników spółdzielni. - Z biurka zniknęły mi pieniądze: 15 tys. zł i 1.230 euro. Choruję bardzo poważnie na serce. Pieniądze były przeznaczone na mój pogrzeb - dodaje.
- Dostaliśmy zgłoszenie od mężczyzny, który twierdzi, że podczas jego nieobecności włamano się do jego mieszkania. Wyjaśniamy tę sprawę - mówi Urszula Chylińska, rzeczniczka koszalińskiej policji. - W chwili, gdy pracownicy spółdzielni komisyjnie wchodzili do mieszkania, asysty policji nie było.
Kazimierz Okińczyc, prezes "Przylesia" twierdzi, że prawa nie złamano.
- Ten mężczyzna nie odpowiadał na wezwania spółdzielni. Do tej pory usunięto junkersy w 2.459 mieszkaniach i tylko z nim był problem. Ze względu na zły stan techniczny kanałów spalinowych należało je bezwzględnie wyłączyć z użytkowania. Wejście do mieszkania odbyło się w myśl statutu i ustawy o prawie spółdzielczym - dodaje prezes Okińczyc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?