Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszalińska Fundacja Zdążyć z Miłością. Kobiety, które tu trafiły znalazły ratunek

Joanna Boroń
Joanna Boroń
Koszalińska Fundacja Zdążyć z Miłością
Koszalińska Fundacja Zdążyć z Miłością Archiwum
Kobiety, które trafiły pod opiekę Fundacji Zdążyć z Miłością, mówią, że znalazły w niej ratunek. Nie miały swojego miejsca, nie miały bliskich, na których pomógłby się wesprzeć w trudnych chwilach. Fundacja dała im dach nad głową i warunki do zmiany. Większość z nich świetnie tę szanse wykorzystało.

Fundacja oficjalnie powstała na początku 2014 roku. Zanim jednak nastąpiło wpisanie do odpowiednich rejestrów, myśl o jej stworzeniu długo kiełkowała w sercu i głowie Małgorzaty Kaweńskiej-Ślęzak. Myślała o tym, kiedy jako wolontariuszka pracowała w koszalińskim Domu Samotnej Matki. Trafiały tam kobiety, często bardzo młode mamy, które rodzina i bliscy z różnych powodów odrzucili, a także ofiary przemocy domowej czy alkoholizmu bliskich.

Dom Samotnej Matki, prowadzony pod auspicjami Caritasu, to miejsce, gdzie pomoc uzyskać można tylko na chwilę, doraźnie. Pani Małgorzata, żona, mama, praktykująca katoliczka, nie mogła się pogodzić z tym, że te już skrzywdzone przez życie mamy i ich dzieci skazane zostały na schronisko dla bezdomnych albo powrót do patologicznych domów. Często ich życiowa sytuacja wiązała się z oddaniem dziecka.

- Zaczęłam szukać pomysłu, co mogłabym zrobić, bo coś zrobić musiałam - wspomina. - Tak trafiłam na hasło mieszkań chronionych.

Takie mieszkania tworzy się na całym świecie dla grup wykluczonych, potrzebujących opieki - samotnych seniorów, osób z niepełnosprawnościami, nałogowców, którzy wychodzą na prostą. Ideą jest nie tylko danie dachu nad głową, ale też zaopiekowanie się takimi osobami. W przypadku mam i ich dzieci oznacza to wsparcie w opiece nad dziećmi, szukaniu pracy, usamodzielnianiu się, terapię czy wsparcie prawnika. To było dokładnie to, czego potrzebowały kobiety, które trafiały do Domu Samotnej Matki.

Obiecała mężowi i słowa nie dotrzymała

Dziś Małgorzata Kaweńska-Ślęzak wspomina, że tym ostatecznym impulsem do działania była Ula, mama dwóch małych dziewczynek, która nawet nie potrafiła się uśmiechać.

Zapadała decyzja o stworzeniu mieszkania chronionego. Potrzebny był lokal. Razem z siostrą, która zarządzała Domem Samotnej Matki, umówiły się na spotkanie z prezydentem Koszalina Piotrem Jed-lińskim. Ten podczas niedawnej gali 10-lecia Fundacji powiedział, że nie mógł odmówić i zadeklarował swoją pomoc. Nie chodziło tylko o dobry cel i pomysł, ale i o energię pani Małgorzaty.

Nasza rozmówczyni namówiła męża Waldemara i założyli fundację. Opowiada, że obiecała mężowi, że tylko złoży swój podpis pod dokumentami i na tym się jego rola skończy.

- Słowa nie dotrzymałam - komentuje. Mąż w życie fundacji angażuje się do dziś.

Od ruiny życie się zaczyna

Formalności się dopełniły. Kilka osób dołączyło do fundacji. Można było zacząć działać.

Ratusz znalazł lokal, tyle że była to ruina. To mógł być koniec tej historii. Ale tak się nie stało. Tak jak prezes fundacji przekonała prezydenta, tak przekonała też przedstawicieli dużych koszalińskich firm. Znalazły się pieniądze na remont i na wyposażenie mieszkań - w sumie około 200 tysięcy. Pierwsza na apel fundacji odpowiedziała firma Kuncer. Jej dyrektor Wioletta Stelmach do dziś jest wielką przyjaciółką fundacji. Lista lokalnych firm, które pomagają, jest długa.

Nasza rozmówczyni mówi, że do dziś dziwi się, że tak wiele osób bez wahania zaoferowało swoją pomoc. Fundacja to duża grupa osób, która pomaga w charakterze wolontariuszy, specjalistów prowadzących różne aktywności w fundacji, darczyńców, sponsorów. Podczas zbiórek i koncertów charytatywnych, które wpisały się już w kalendarz kulturalnych wydarzeń Koszalina, misję fundacji wspierać może każdy. Fundacja jest też beneficjentem charytatywnych Balów Prezydenckich, a żona prezydenta Jedlińskiego jest patronką społeczną mieszkań chronionych.

Przez 10 lat fundacja stworzyła nie jedno, lecz dwa mieszkania chronione, w których schronienie znalazło 28 matek i 42 dzieci oraz 18 uchodźczyń wojennych z Ukrainy wraz z 26 dziećmi. To nie wszystko! Są także trzy mieszkania wspomagane i dwie świetlice dla podopiecznych.

Nowy początek

Jedną z pierwszych mam, które zamieszkały w tym pierwszym mieszkaniu chronionym, była Angelika. Wcześnie została mamą. Gdy poznała panią Małgorzatę, miała już trójkę dzieci. Musiała opuścić Dom Samotnej Matki. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić.

- Gdyby nie fundacja, nie wiem, co by się ze mną stało - mówi.

Gdy trafiła do mieszkania chronionego, jej życie powoli zaczęło wjeżdżać na dobre tory. Ukończyła szkołę średnią dla dorosłych, zrobiła prawo jazdy. Znalazła swoją pierwszą pracę. To było możliwe także dzięki wsparciu psychologa.

Opowiada: - Te spotkania z psychologiem są ważniejsze, niż mi się wydawało. Z naszą przeszłością, z naszymi problemami, bez poukładania sobie wszystkiego w głowie daleko byśmy nie zaszły. Terapia pozwala nam wyciągnąć naukę z naszych błędów i iść dalej, w dobrym kierunku.

Pani Angelika w mieszkaniu chronionym mieszkała dwa lata. Dzięki wsparciu fundacji dziś ma mieszkanie komunalne. Mówi, że w końcu nie musi się już martwić o to, że nie będzie się miała gdzie podziać z dziećmi. Ma ich piątkę, najmłodsze chodzi do żłobka. Jej życie układa się coraz lepiej. Szuka nowej pracy.

- Gdyby nie fundacja, nie byłabym w tym miejscu - nie ma wątpliwości.

Historie innych mam są bardzo podobne - w najgorszych chwilach swojego życia trafiły pod skrzydła fundacji. Znalazły schronienie przed przemocowymi partnerami albo rodzicami. Zaczęły się kształcić, znalazły pracę.

I, co ważne, nawiązały przyjaźnie, potencjalnie na całe życie. Te, które już są na swoim, o fundacji nie zapomniały, biorą udział w jej wydarzeniach, czasem jeszcze korzystają ze wsparcia specjalistów, niektóre są dziś wolontariuszkami i pomagają mamom w potrzebie.

Nowe pomysły

Z czasem obok pomocy mamom i ich pociechom pojawiła się nowa misja - wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami, niezaradnych życiowo.

Najpierw powstało Centrum Promocji Zatrudnienia dla osób bezdomnych i bezrobotnych, a teraz fundacja chce stworzyć Zakład Aktywności Zawodowej dla 50 osób z niepełnosprawnościami.

Pani Małgorzata mówi, że to zdecydowanie największe wyzwanie w 10-letnim życiu fundacji. Dlaczego? Po pierwsze budynek, w którym zakład ma powstać, wymaga kosztownego, liczonego w milionach remontu. Po drugie, zarządzanie tak wyjątkowym zakładem pracy, w którym zatrudnienie ma znaleźć 50 osób z niepełnosprawnościami, to wielka odpowiedzialność.

- Ale jeśliby mnie ktoś zapytał, czy warto było zakładać fundację, gdyby przez te 10 lat pomogło się tylko jednej osobie, to odpowiem, że warto. Każda chwila poświęcona drugiemu człowiekowi, który znajduje się w potrzebie, jest ogromnie ważna - mówi.

I przypomina, że mottem ich działania - zaczerpniętym od św. Urszuli Ledóchowskiej, patronki fundacji - jest „naszą polityką jest miłość”.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera