Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krótka piłka: Dlaczego warto docenić emocje, które funduje Kolejorz. Z dedykacją dla wszystkich, którzy w poważaniu mają historię

Adam Godlewski
Adam Godlewski
Drużyna z Bułgarskiej w godny sposób reprezentuje PKO Ekstraklasę w Europie. I zarabiając słuszną kasę zachowuje szansę na ligowe podium...
Drużyna z Bułgarskiej w godny sposób reprezentuje PKO Ekstraklasę w Europie. I zarabiając słuszną kasę zachowuje szansę na ligowe podium... fot. Polska Press
Ze zdziwieniem czytałem/słuchamem komentarzy po poprzednich występach Lecha Poznań w Lidze Konferencji Europy. Komuś nie pasował styl Kolejorza w meczu w Norwegii - rzekomo średniowieczny, a ktoś inny rozgrywki, w których mistrz Polski dotarł do 1/8 finału, określił Pucharem Biedronki. Ludzie Złoci - jak powiedziałby uznawany za klasyka naszego ligowego folkloru Franz Smuda – chyba wam się w d… poprzewracało?!

OK, można nie lubić Lecha, można nie pałać sympatią do jego właścicieli, zawodników i/lub kibiców, ale żeby czepiać się skutecznej wyjazdowej taktyki - nawet jeśli była nader ostrożna, czy wręcz bojaźliwa, albo z lekceważeniem wypowiadać się o randze LKE - tego już (biorąc pod uwagę nasze realia i „sukcesy” odniesione w ostatnich latach przez polskie kluby) zupełnie nie rozumiem.

Warto znać historię
Na jakiej bowiem sensownej podstawie można krytykować awans mistrza Polski o tej porze roku w jakimkolwiek europejskim pucharze? Czyżby w poprzednich sezonach nasi ligowcy lepiej prezentowali się w bardziej prestiżowych rozgrywkach i właśnie taką skuteczną postawą rozpieścili kibiców?

Otóż nie! Faza grupowa Ligi Europy okazała się przed rokiem zbyt trudna do przebrnięcia dla Legii, zaś dla Lecha był to próg nie do przeskoczenia przed dwoma laty. Natomiast wcześniej – aż przez trzy sezony! - polskie kluby bezskutecznie biły się nawet o udział w grupie, przepadając w kwalifikacjach; byliśmy zatem jako federacja, i to delikatnie określając, na marginesie poważnego futbolu. A nawet – poza nawiasem. Skąd zatem biorą się te mocarstwowe zapędy?

Znam oczywiście historię polskiego futbolu i mam świadomość, że Górnik Zabrze wystąpił w finale Pucharu Zdobywców Pucharów (a zatem trzecich rangą przez wiele lat klubowych rozgrywek w Europie). Miało to jednak miejsce w roku 1970, czyli zanim zdążyłem się urodzić. W tamtym – prehistorycznym z punktu widzenia dzisiejszego kibica - okresie Legia dotarła jeszcze do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, na początku lat 80. poprzedniego stulecia taki fenomenalny wyczyn powtórzył Widzew Łódź. Legia zagrała jeszcze, w sezonie 1990-91 w półfinale PZP, a potem - przez trzy długie dekady - raptem dwukrotnie awansowała do grupy Ligi Mistrzów (raz udało się to także Widzewowi). Było zatem naprawdę znaczących wyników naszych klubów 7 (słownie: siedem) na dystansie ponad pół wieku. Dokładnie od sezonu 1969/70! A teraz czytam/słyszę, że - jakoby - jesteśmy/byliśmy takim hegemonem, że LKE możemy z nieskrywaną pogardą nazwać Pucharem Biedronki. I naprawdę nie mogę uwierzyć...

Kasa misiu kasa. I bezcenne emocje, nawet dla odklejonych
Nawet biorąc poprawkę na fakt, że clickbaity są dziś w cenie. I że lepiej „podostrzyć” wypowiedź, żeby była wyrazista, niż zanudzać publiczność nijakimi wywodami. Są jednak jakieś granice. A przynajmniej być powinny. OK, Lech nie prezentuje wybitnego stylu, zresztą z szatni Kolejorza docierają głosy, że piłkarze tęsknią za profesjonalizmem i taktyczną dojrzałością trenera Macieja Skorży. Nie zmienia to jednak faktu, że drużyna z Bułgarskiej w godny sposób reprezentuje PKO Ekstraklasę w Europie. I zarabiając słuszną kasę – zdaje się, że nawet bez przychodu z Market Pool jest to już równowartość 30 milionów złotych - zachowuje szansę na ligowe podium. Co też dotąd wcale nie było regułą.

Doceniam wyniki i postawę Lecha (nawet jeśli styl gry bywa do bólu pragmatyczny i momentami, jak w Norwegii, trudny do oglądania) - bo to bez porównania lepsze niż np. publiczne opowieści o „pucharowym pocałunku śmierci”. A wszystkich fanów opowieści o średniowieczu i Pucharze Biedronki zapraszam dziś przed telewizory o godz. 21.00 (jeśli naturalnie nie wybiorą się na stadion przy Bułgarskiej), na mecz mistrza Polski z Djurgarden.

Gdyby Kolejorz nie awansował do marcowej fazy zmagań w LKE, byliby dziś wieczorem skazani na wybór między starciem Szachtara z Feyenoordem albo Gentu z Basaksehirem. Choć niewykluczone oczywiście, że byliby ukontentowani rangą rozgrywek, w których rywalizują Ukraińcy z Holendrami (Liga Europy) bądź stylem zademonstrowanym przez znakomitych techników Basaksehiru. W zaistniałej – a raczej wywalczonej przez poznaniaków - sytuacji możemy postawić na emocje, które zafunduje Lech (dla mnie bezcenne). Wszyscy, nawet ci, którym tu i ówdzie się poprzewracało, czyli jak mawia młodzież – odklejeni od rzeczywistości…

Adam Godlewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Krótka piłka: Dlaczego warto docenić emocje, które funduje Kolejorz. Z dedykacją dla wszystkich, którzy w poważaniu mają historię - Portal i.pl