Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KSW 52. Mamed Chalidow nie dał rady Askhamowi. Kołecki lepszy w starciu medalistów olimpijskich [RELACJA, ZDJĘCIA]

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Askham i Chalidow
Askham i Chalidow Sebastian Rudnicki/KSW
Sobotnia gala KSW 52 w Arenie Gliwice stała pod znakiem błyskawicznych nokautów. Aż pięć z dziewięciu walk skończyło się przez KO lub TKO w pierwszej rundzie. Nieco dłużej kibice mogli emocjonować się walkami Szymona Kołeckiego z Damianem Janikowskim i Mameda Chalidowa ze Scottem Askhamem. Starcie medalistów olimpijskich zakończyło się w drugiej odsłonie, z kolei powracający ze sportowej emerytury były mistrz wagi średniej przegrał z aktualnym na punkty.

Mamed Chalidow (34-7-2), żywa legenda polskiego MMA, w sobotę powrócił do okrągłej klatki KSW po ponad roku przerwy. 39-latek przegrał dwie ostatnie walki z mistrzem kategorii półciężkiej Tomaszem Narkunem (17-3). Po drugiej z nich przyznał, że miał w klatce problemy z psychiką i postanowił zakończyć karierę. Długo na sportowej emeryturze jednak nie wytrzymał. Jego pierwszym rywalem po długiej przerwie był piekielnie mocny Scott Askham (19-4), aktualny mistrz KSW wagi średniej, który zdemolował wręcz czołówkę tej dywizji (m.in dwukrotnie pokonał przed czasem Michała Materlę). Dla Anglika walka z byłym czempionem (Chalidow zrzekł się pasa, który zdobył później Askham) miała być największym wyzwaniem w KSW.

- Dawno nie wygrałem, ale te dwie porażki nie były takie, że zostałem zniszczony czy zdeklasowany. Walczyłem z mistrzem wagi półciężkiej, większym i cięższym ode mnie o co najmniej 10 kilo. Mimo tego daliśmy dobre, emocjonujące pojedynki. Doskonale wiem, gdzie popełniłem błędy. Miałem też problemy, przez które w drugiej walce nie dałem z siebie wszystkiego. Dlatego zresztą zakończyłem karierę. Do powrotu pewnie inaczej podchodziłbym, gdybym przegrał zdecydowanie, został znokautowany. A tamte walki były dobre i czegoś mnie nauczyły. Głód zwycięstwa mam większy niż kiedykolwiek - zapewniał przed walką na naszych łamach Chalidow. [Pełen wywiad znajdziesz TUTAJ]

Stawką walki nie był pas, bo odbyła się w umownym limicie do 85 kg. Zamiast "mistrzowskiego" dystansu pięciu rund została przez to zakontraktowana na trzy.

Zgodnie z przewidywaniami, Chalidow zaczął bardzo mocno. Już po kilkunastu sekundach obaj zawodnicy znaleźli się w parterze, a Czeczen z polskim paszportem spróbował poddania dźwignią na nogę. Rywal doskonale się jednak wybronił.

Scenariusz dwóch pierwszych rund był bardzo podobny. Walka toczyła się głównie w parterze, gdzie Askham zyskiwał pozycję dominującą, aktywniejszy był jednak Chalidow, który zadawał sporo ciosów z dołu, szukał też poddań. Dobrze dysponowany Anglik nie dawał się jednak złapać w grę byłego mistrza. Najbardziej niebezpiecznie robiło się, kiedy pojedynek toczył się w stójce. Na przykład w ostatnich sekundach drugiej odsłony, kiedy Chalidow spróbował efektownego (choć niecelnego) latającego kopnięcia.

W trzeciej rundzie było nieco więcej wymian stójkowych. Kiedy Anglik odczuł kilka ciosów Chalidowa, znów sprowadził jednak rywala do parteru i tam kontrolował przebieg pojedynku. Taktyka okazała się skuteczna, Askham wygrał na punkty po jednogłośnej decyzji sędziów.

- Miał dobry plan na walkę. Nie spodziewałem się, że to on będzie dążył do parteru. Zaskoczył mnie taktyką. Drugi element, który zawiódł, to siła. Czułem, że jestem od niego słabszy fizycznie. Kondycyjnie jakoś dawałem radę, ale Scott był ode mnie dużo silniejszy. Trzeba będzie nad tym popracować - przyznał po walce Chalidow.

Askham z kolei, zapytany jeszcze w klatce przez Mateusza Borka o kolejne wyzwania, wyraził zainteresowanie pojedynkiem z Narkunem.

Wcześniej wielkie emocje wzbudziło starcie dwóch medalistów olimpijskich, Szymona Kołeckiego (8-1) z Damianem Janikowskim (4-3). Lepiej zaczął zapaśnik, który trafił byłego sztangistę kilkoma ciosami w stójce, a później zafundował mu dwa firmowe obalenia. Kołecki był naruszony, udało mu się jednak wyjść z tarapatów. Już w końcówce pierwszej rundy obaj rywale wyglądali na zmęczonych, wydawało się jednak, że Janikowski bardziej się "wypompował".

Początek drugiej odsłony to kolejne wymiany cios za cios i znów celniej trafiał w nich Janikowski. Kołecki szybko doszedł jednak do siebie, a kiedy jego uderzenia zaczęły dochodzić celu, rywal zaczął opadać z sił. Niemal każdy cios trafiał i robił wrażenie na zapaśniku. Po jednej z serii sędzia uznał, że choć Janikowski stoi na nogach, nie jest w stanie kontynuować pojedynku.

- Damian faktycznie mnie "podłączył". Miałem miękkie nogi, musiałem zrobić krok w tył, krok w bok, żeby wyrównać oddech i złapać równowagę. Inaczej ta walka mogła skończyć się przed czasem na jego korzyść. Ale kiedy moje ciosy zaczęły nim wstrząsać, rozpuściłem ręce i dążyłem do skończenia walki. Wiedziałem, że albo on padnie, albo do akcji wkroczy sędzia. Postanowiłem, że biję do końca. Miałem rację - skomentował Kołecki.

- Kluczowym momentem walki był cios, który dostałem w oko. Pokazałem sędziemu, że nie jestem zamroczony, ale widzę kilku Szymonów. Dwa czy trzy ciosy oddałem na ślepo, później on trafił mnie kombinacją lewy-prawy, odeszliśmy kawałek i sędzia przerwał walkę. Szymon zobaczył, że coś jest ze mną nie tak, wykorzystał to i skończył walkę. Wcześniej mój występ był niezły. Trochę odbijałem się od jego masy, ale to była fajna walka - dodał Janikowski.

W starciu o tymczasowy pas mistrza KSW kategorii piórkowej kolejny popis dał Salahdine Parnasse (14-0-1). Zaledwie 22-letni Francuz wyrasta na jedną z największych gwiazd polskiej organizacji. Tym razem zdominował solidnego Ivana Buchingera (36-7). Nie rozstrzygnął co prawda pojedynku na swoją korzyść przed czasem, ale w każdej z pięciu rund pokazywał efektowne, a przy tym efektywne techniki. Sędziowie nie mogli mieć żadnych wątpliwości, jednogłośnie przyznali zwycięstwo Francuzowi, który tym samym obronił tytuł i wygrał po raz piąty z rzędu w barwach KSW.

Wcześniej walki w Arenie Gliwice toczyły się błyskawicznie. Tylko jedna z pięciu wyszła poza drugą rundę! Dagesteńczyk Szamil Musajew (14-0) znokautował Grzegorza Szukalowskiego (9-4) przepięknym obrotowym backfistem i ciosami w parterze, walczący przed własną publicznością Artur "Kornik" Sowiński (20-11) potrzebował niespełna minuty na znokautowanie Viniciusa Bohrera (16-8), Michał Michalski (8-4) wygrzebał się ze sporych tarapatów i sam skończył przed czasem Alberta Odzimkowskiego (11-4), Maciej Kazieczko (6-1) dewastującym prawym sierpem "wyłączył światło" w głowie Michaela Duboisa (11-7), a Michał Włodarek (8-2) zdemolował Srdana Marovicia (4-1). Dwie ostatnie walki trwały łącznie 58 sekund (24 i 34).

Poza pierwszą rundę wyszło tylko starcie Karoliny Owczarz (3-0) z Aleksandrą Rolą (3-1). Faworyzowana Rola rozpoczęła lepiej, ale w drugiej odsłonie dała się złapać rywalce w parterze. Była pięściarka pokazała spore umiejętności na polu brazylijskiego jiu-jitsu. Po nieudanej próbie poddania balachą szybko przeszła do trójkąta nogami i w ten sposób udusiła rywalkę.

Trwa głosowanie...

Czy Mamed Chalidow powinien zakończyć karierę?

ZOBACZ TEŻ:

Mamed Chalidow: Dostawałem tysiące wiadomości z prośbami o powrót. To kibice wywołali wilka z lasu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: KSW 52. Mamed Chalidow nie dał rady Askhamowi. Kołecki lepszy w starciu medalistów olimpijskich [RELACJA, ZDJĘCIA] - Sportowy24